– Do laboratorium DSTL (Defence Science and Technology Laboratory) w Kent zostały przetransportowane do badań fizykochemicznych ślady zabezpieczone podczas oględzin wraku samolotu w latach 2012-13 – poinformowała Ewa Bialik, rzeczniczka Prokuratury Krajowej. Dodała, że przewieziono je transportem lądowym.
Informację o tym, że laboratorium brytyjskiego MON ma już te próbki, poinformowała TVN24. Według stacji, konwój z Warszawy do Londynu ruszył przed dwoma tygodniami. Operację przygotowywano w tajemnicy; wymagała ona uzgodnień z policją z Niemiec, krajów Beneluksu i Wielkiej Brytanii. Według TVN24, prokuratura nie chciała ryzykować transportu lotniczego, by dowody nie przepadły wskutek ewentualnego wypadku.
W kwietniu tego prokuratorzy prowadzący śledztwo ujawnili, że laboratoria z Włoch, Hiszpanii oraz dwa z Wlk. Brytanii zbadają próbki z ciał ekshumowanych oraz z wraku Tu-154 na obecność pozostałości materiałów wybuchowych. Według prokuratury, umiędzynarodowienie tych badań jest spowodowane wątpliwościami co do opinii Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji.
Zapowiedziano wtedy, że pierwsze próbki zostaną przekazane do badań w maju. Będą one przesyłane za granicę w pakietach po kilkadziesiąt próbek; badanie pakietu będzie trwało kilka miesięcy.
Sprawa śladów materiałów wybuchowych stała się głośna, gdy w 2012 r. Cezary Gmyz napisał w „Rzeczpospolitej”, że śledczy na wraku samolotu znaleźli ślady trotylu i nitrogliceryny.