Lekarz, który towarzyszył rodzinom ofiar ujawnia kulisy identyfikacji ciał ofiar katastrofy smoleńskiej.
Książek wyjawił także, że został wezwany przez komisję smoleńską w sprawie zamiany ciała Anny Walentynowicz.- Nie było innego wyjścia, dało się odczuć, że to propozycja nie do odrzucenia. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, nikt z nas nie wiedział, co się będzie działo, jakie słowa padną z mównicy sejmowej. Mówię tu o tym, co mówiła wówczas Ewa Kopacz - o przebadaniu każdego fragmentu ciała, przekopaniu ziemi. Przecież byliśmy tam z nią, widzieliśmy, że nie został przebadany każdy kawałek ciała, że do sekcji zwłok nie zostali dopuszczeniu polscy patomorfolodzy- powiedział Książek.
Jak dodał, Ewa Kopacz była w Rosji po katastrofie jako przedstawiciel polskiego rządu.- Wtedy zrozumiałem, że ci ludzie mają prawo do tego, żeby wiedzieć, kto leży w grobach, czy to są właściwe szczątki - powiedział.
Niezwykle intrygujący jest również jeszcze inny wątek. Lekarz ujawnia, że polscy patomorfolodzy pracowali w Rosji jako... obserwatorzy.- Oczywiście nie wiadomo, jakie dyspozycje dostała od premiera Tuska, ale nie wierzę w to, że pojechała tam tylko płakać razem z rodzinami, być oparciem i opoką. Nie tego oczekuje się od ministra - powiedział.
Lekarz ujawnił, że polscy patomorfolodzy polecieli do Moskwy z wysokiej klasy sprzętem, który nie został wykorzystany. Jak dodał, wszyscy z nich mieli wrażenie, że Rosjanom nie podobało się, że mają być dopuszczeni do pracy. Pytany o polskich prokuratorów powiedział, że „nie stali przy stołach sekcyjnych, nie pilnowali, nie nadzorowali, pojawiali się tylko, wchodzili, wychodzili”.- Od 11 kwietnia, przez prawie dwa dni cała ekipa polskich specjalistów siedziała bezczynnie na ławkach. I cały czas próbowali się włączyć w prace. Od 13 kwietnia dostali pozwolenie na to, by dopasowywać ubrania do ciał, do nazwisk, co zresztą było ich olbrzymim wkładem. Ale do sekcjowania nie mieli dostępu. Rosyjscy lekarze w zasadzie do końca byli nieprzystępni, nie chcieli wchodzić w żadną komitywę - relacjonuje Dymitr Książek.
- Po czym na spotkaniach w hotelu rodziny ofiar słyszały, że wszystko jest dopilnowane, że wszystko jest pod kontrolą, przeprowadzane zgodnie procedurami - dodał.