„Śledztwo w sprawie poświadczenia nieprawdy przez rosyjskich biegłych genetyków oraz biegłych medyków sądowych jest jednym z kilku ważnych tzw. postępowań okołosmoleńskich. Ustaliliśmy ponad wszelką wątpliwość, że w opiniach medyczno-sądowych dotyczących sekcji zwłok ofiar katastrofy, które lekarze rosyjscy sporządzili na potrzeby prowadzonego śledztwa w sprawie katastrofy polskiego samolotu, znalazło się bardzo wiele nieprawdziwych informacji”
– mówił niedawno Krzysztof Schwartz, szef Zespołu Śledczego nr 1, zajmującego się badaniem katastrofy smoleńskiej. Prokurator poinformował o tym przy okazji zapowiedzi skierowania wniosków o tzw. areszt poszukiwawczy wobec ponad 43 rosyjskich biegłych medyków sądowych.
– Pamiętajmy, że to dopiero zapowiedź skierowania tych wniosków, spóźnionych zresztą o ponad dekadę. Najlepsze jest to, że nie wiadomo, czy część z tych ludzi, którzy mają być „ścigani”, w ogóle żyje. Oczywiście nie wie tego też sama prokuratura
– komentuje nasz rozmówca z kręgu zbliżonego do zespołu śledczego.
Dlaczego akurat teraz, w 2025 roku, prokuratura „obudziła się” nagle w sprawie rosyjskich sekcji zwłok, o których od początku było wiadomo – świadczyły o tym relacje bliskich ofiar – że są fikcją? Według naszych informacji, z dwóch powodów. Po pierwsze: znakomicie wynagradzane kierownictwo zespołu śledczego pozoruje pewne ruchy, których cel i tak nie ma szans praktycznej realizacji – wszystko po to, by uzasadnić sens istnienia zespołu w obecnej formie. Po drugie: chodzi o „przykrycie” działań represyjnych ws. Smoleńska – takich jak dążenia Prokuratury Krajowej do postawienia zarzutów Wacławowi Berczyńskiemu, byłemu szefowi podkomisji smoleńskiej.
Berczyński na celowniku
Wacław Berczyński to inżynier, konstruktor Działu Wojskowo-Kosmicznego Boeinga, wieloletni pracownik innych koncernów lotniczych. Absolwent Politechniki Łódzkiej, pracował na tej uczelni w Katedrze Techniki Mechanicznej. Doktoryzował się na podstawie pracy o metodzie elementów skończonych – tej samej, której użył prof. Binienda do badania, czy brzoza mogła złamać skrzydło Tu-154.
Dr Berczyński pracował na Concordia University w Montrealu, gdzie zajmował się materiałami kompozytowymi. Jest specjalistą od konstrukcji samolotów i śmigłowców (kadłubów i skrzydeł). W 2013 roku udzielił „Gazecie Polskiej” wywiadu, w którym mówił: „Tupolew po wylądowaniu w pozycji odwróconej wyglądałby zupełnie inaczej niż wrak rządowego Tu-154 w Smoleńsku. Kadłub zostałby wgnieciony, ale nie rozerwany”.
Wacław Berczyński jako przewodniczący podkomisji ds. katastrofy smoleńskiej jasno komunikował, że oficjalne raporty Anodiny i komisji Millera nie mają nic wspólnego z prawdą. To on informował, że materiały, którymi posługiwała się komisja Jerzego Millera, zostały zmanipulowane. W toku ówczesnych prac wykluczona została jednoznacznie teoria o udziale w katastrofie (tzw. pancernej) brzozy. Wacław Berczyński, jeszcze przed powołaniem w skład podkomisji, został nagrodzony tytułem Człowieka Roku „Gazety Polskiej”.
Okazuje się, że 15 lat po tragedii smoleńskiej to Berczyński – obok oczywiście Antoniego Macierewicza – stanie się głównym "podejrzanym" w sprawie.
Jak poinformowała bowiem Prokuratura Krajowa (PK) – śledczy postanowili o postawieniu byłemu szefowi podkomisji smoleńskiej zarzutu dotyczącego utrudniania śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej. PK wezwała go w celu postawienia zarzutu na pierwszą połowę kwietnia.
Antoni Macierewicz tak skomentował te działania: „Zarzuty wobec Wacława Berczyńskiego są sformułowane w sposób absurdalny. Nie ma żadnych podstaw do [stwierdzenia] jakichkolwiek przestępstw, jakichkolwiek działań bezprawnych pana Berczyńskiego. Mam czasami wrażenie, że to jest taka szaleńcza propaganda, którą prokuratura chciała rozpocząć, żeby przekazać opinii publicznej, a zwłaszcza mediom, i to mediom związanym z panem Donaldem Tuskiem, by można było powtarzać: proszę bardzo, pierwszy szef [podkomisji] był przestępcą, to była w ogóle struktura przestępcza” – powiedział.
Ale wszystko wskazuje na to, że to dopiero początek obławy na tych, którzy wyjaśniali katastrofę smoleńską wbrew narracji Rosjan przyjętej przez komisję Millera (i wbrew prokuraturze, która po 15 latach przymierza się do ścigania rosyjskich lekarzy, a za kolejne 15 lat być może sformułuje pierwsze wnioski). Przypomnijmy: w listopadzie 2024 roku powołano w PK „Zespół śledczy do zbadania nieprawidłowości w funkcjonowaniu tzw. podkomisji smoleńskiej Antoniego Macierewicza (PiS) w latach 2016–2023”. W błyskawicznym tempie, bo już w tym samym miesiącu, wszczęto kilka śledztw „w kierunku 21 czynów”, m.in. ujawnienia osobom nieuprawnionym informacji niejawnych, nieudostępnienia materiałów z prowadzonych badań prokuratorom, bezprawnego usuwania dokumentów. Nadano też nowy impet (przejętym od wydziału ds. wojskowych Prokuratury Okręgowej w Warszawie) śledztwom ws. rzekomego zniszczenia „bliźniaczego” tupolewa (nr 102) „w sposób wykluczający przywrócenie mu właściwości lotnych” oraz „zniszczenia, utraty lub ukrycia” rzeczowych dowodów ws. katastrofy.
Szukają dowodów, które oddali Moskwie
Nie ulega wątpliwości, że głównym i ostatecznym celem tych ataków będzie Antoni Macierewicz. Ostatnie działania prokuratury ws. Smoleńska przypominają zresztą to, co dzieje się w kwestiach związanych z tzw. polsko-rosyjskim „resetem”, gdzie ściga się nie tych, którzy prowadzili politykę promoskiewską, lecz tych, którzy te działania ujawnili (casus planu obrony Polski na linii Wisły). Klasycznym przykładem jest tu niedawne przeszukanie u dziennikarki Ewy Stankiewicz. Żandarmeria Wojskowa szukała w jej mieszkaniu... części Tu-154 nr 101 – samolotu, na którego destrukcję pozwoliły przecież Rosjanom władze polskie w 2010 roku. Co więcej – Rosjan, którzy niszczyli smoleńskie dowody (mowa tu zarówno o częściach maszyny na wrakowisku, jak i o fałszowaniu protokołów sekcyjnych), w pierwszych tygodniach po tragedii nagrodzono. W maju 2010 roku pełniący obowiązki prezydenta RP Bronisław Komorowski odznaczył Krzyżem Oficerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej – za „wybitne zasługi i zaangażowanie w działania podjęte po katastrofie samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem” – dwadzieścioro obywateli Federacji Rosyjskiej, m.in. medyków sądowych i pracowników służb mundurowych.
O absurdalnych zarzutach za rzekome zniszczenie samolotu nr 102 już pisaliśmy. Nawet znana z brutalnych ataków na Antoniego Macierewicza „Gazeta Wyborcza” dowodziła, że tzw. bliźniaczy tupolew stał się kilka lat po katastrofie smoleńskiej nienadającym się do użytku złomem – więc późniejsze przeprowadzanie z jego użyciem eksperymentów przez podkomisję smoleńską w żaden sposób nie mogło wpłynąć na jego wartość i „właściwości lotne”.
Zresztą sam fakt, że nagonkę na ludzi próbujących badać katastrofę smoleńską firmuje Donald Tusk, który prowadził grę na „rozdzielenie wizyt” premiera i prezydenta w Smoleńsku, a potem zgodził się na oddanie Moskwie śledztwa smoleńskiego, współpracę polskich służb z FSB oraz przekazanie Rosjanom kluczowych części tupolewa – czyli rejestratorów lotu – zakrawa na groteskę.
Oczywiście równolegle do działań represyjnych prowadzonych przez Prokuraturę Krajową Zespół Śledczy nr 1, zajmujący się badaniem katastrofy smoleńskiej, chwali się co jakiś czas swoimi dokonaniami – ale nie sposób nie odnieść wrażenia, że są to ruchy czysto wizerunkowe, nieprzekładające się ani na przebieg śledztwa, ani na zwiększenie szans na ukaranie winnych. Rozważanie tzw. aresztu poszukiwawczego dla smoleńskich medyków sądowych – 15 lat po katastrofie – należy do tej właśnie kategorii. – Śledztwo stoi w miejscu, choć pozornie prokuratorzy coś robią, a to sytuacja wygodna i dla nowych władz, i dla prokuratora Schwartza oraz jego najbliższego kręgu. Sam Schwartz zarabia przynajmniej 35 tys. zł miesięcznie, do tego w lutym 2024 roku prokuratorzy z zespołu smoleńskiego dostali specjalne dodatki od Bilewicza [Jacek Bilewicz – w 2024 roku pełniący obowiązki Prokuratora Krajowego], dobrego znajomego Schwartza z Wrocławia – mówi nasz informator.
2010–2025
Prokurator Schwartz, który do zespołu ds. katastrofy smoleńskiej został włączony w 2016 roku jako zastępca Marka Pasionka, po zmianie władz w państwie bez problemu znalazł wspólny język z nowym kierownictwem prokuratury – czyli Adamem Bodnarem i Dariuszem Kornelukiem. – Decydujące dla tej „wolty” były tutaj, moim zdaniem, oportunizm i prozaiczne względy materialne – twierdzi nasz rozmówca.
W kwietniu 2024 roku prokurator Schwartz stał się „gwiazdą” reportażu TVN „Siła śledztwa”, wymierzonego w Antoniego Macierewicza i podkomisję smoleńską. „Samolot był rozbierany i dosłownie cięty szlifierkami na zlecenie podkomisji. A więc to, jak wygląda, jest efektem działań ludzi Antoniego Macierewicza” – czytał lektor w reportażu. A Krzysztof Schwartz z uśmiechem na ustach komentował: „Były prowadzone prace niszczące na samolocie”.
Szef smoleńskiego zespołu śledczego, krytykując podkomisję, chwalił jednocześnie działania prokuratury. „Staraliśmy się dobrać takich biegłych, którzy nie będą mieli żadnych powiązań naukowych, politycznych, z partiami politycznymi, z ośrodkami naukowymi polskimi, a jednocześnie będą posiadali wiedzę związaną z badaniem katastrof lotniczych” – mówił. Ani Schwartz, ani TVN nie dodali jednak, że na przykład „niezależni” biegli z Węgier, których w reportażu wymieniono z nazwiska, są powiązani z uczelnią w Debreczynie, która nadała honorowy doktorat Władimirowi Putinowi. Przypominało to lata 2010–2015, gdy żyrujące kremlowską wersję katastrofy polskie media zgodnie współdziałały z prokuraturą wojskową kierowaną przez gen. Krzysztofa Parulskiego, którego PRL-owscy przełożeni oceniali w latach 80. następująco: „Uznaje ideową więź z krajami socjalistycznymi oraz potrzebę krzewienia i umacniania braterstwa broni z armiami państw Układu Warszawskiego”.
Należy tu jednak podkreślić, że z 15 lat, jakie minęły od czasu katastrofy smoleńskiej, połowa przypada na rządy Zjednoczonej Prawicy. „Gazeta Polska” wielokrotnie krytykowała prokuratorów badających w tym okresie Smoleńsk. W 2019 roku alarmowaliśmy: „Na finiszu prac, które mają dać odpowiedź na to, jak 10 kwietnia 2010 r. został zniszczony rządowy tupolew, podkomisji smoleńskiej zablokowano dostęp do bliźniaczego samolotu Tu-154 nr 102. Maszyna ta bowiem została rzekomo zniszczona przez... Antoniego Macierewicza i ekspertów podkomisji. Decyzje prokuratury, która otoczyła się prorosyjskimi ekspertami z zagranicy, stają się coraz bardziej niezrozumiałe”. Ci prorosyjscy eksperci – wymieniani jako wchodzący w skład międzynarodowego zespołu biegłych prokuratury – to nie tylko wspominani już Węgrzy z Debreczyna, ale też na przykład Amerykanin Theodore Postol, który od lat bronił interesów Kremla, m.in. na łamach Sputnika, czy matematyk Goong Chen, współautor szeroko wykorzystanego przez kremlowską propagandę raportu na temat ataku chemicznego w syryjskim mieście Chan Szajchun w 2017 roku.