Sąd Apelacyjny w Białymstoku utrzymał we wtorek karę 10 lat więzienia dla 40-latka z Brańska (Podlaskie) za ciężkie pobicie konkubiny i spowodowanie u niej tak poważnych obrażeń, że po dwóch dniach zmarła; to kara również za nieudzielenie jej pomocy.
Taki wyrok pierwszej instancji zaskarżył obrońca. Chciał uniewinnienia jego klienta, ewentualnie uchylenia wyroku i przekazania sprawy do ponownego rozpoznania w pierwszej instancji. Sąd apelacyjny skargę tę oddalił i wyrok utrzymał. Jest on już prawomocny.
Według aktu oskarżenia Prokuratury Rejonowej w Bielsku Podlaskim, 7 marca 2021 roku 40-latek dotkliwie pobił konkubinę, używając twardego narzędzia, powodując u niej m.in. poważne obrażenia głowy, które doprowadziły do zgonu; według ustaleń biegłych, kobieta zmarła dwa dni później.
W tym czasie, czyli przez kilkadziesiąt godzin, konkubent nie wezwał do niej pomocy medycznej; zrobił to dopiero jego ojciec, gdy okazało się, że 41-latka nie daje żadnych oznak życia, a jej ciało jest zimne.
Oskarżony nie przyznał się. W śledztwie i przed sądem okręgowym mówił, że kobieta wyszła z domu na godzinę, wróciła nietrzeźwa i doszło do sprzeczki, potem do szarpaniny; wtedy miał ją raz lub dwa uderzyć w twarz otwartą ręką. Potem jednak - jak wyjaśniał - konkubinę przeprosił, doszło między nimi do porozumienia, wspólnie pili piwo, a nawet tańczyli. W tańcu konkubina miała stracić równowagę i uderzyć głową o podłogę z drewnianych paneli.
Według jego wyjaśnień po upadku kobieta nie straciła przytomności, krwawiła z ust i nosa, a on pomógł jej się podnieść. Ostatecznie zaniósł ją do łóżka i tam zostawił. Twierdził też, że następnego dnia próbował ją budzić, ale bezskutecznie, choć był pewien, że żyła. Wieczorem poszedł spać. 9 marca znowu miał ją budzić, ale gdy dotknął jej pleców, okazało się, że ciało jest zimne.
Sąd Okręgowy w Białymstoku skazał go na 10 lat więzienia. Odrzucił wersję o nieszczęśliwym wypadku; ocenił też, że gdyby pomoc była udzielona niezwłocznie, być może udałoby się kobiecie uratować życie.
Utrzymując tę karę sąd apelacyjny odwołał się przede wszystkim do opinii lekarskiej, z której wynika, że obrażenia nie powstały od upadku, ale wskutek uderzeń (m.in. w głowę) zadanych np. pięścią czy kopniaków. Jak mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia Halina Czaban, nie były to urazy przypadkowe i powstały wskutek ciosów zadanych przez inną osobę.
Wersję o upadku w tańcu na podłogę, co miałoby skutkować takimi obrażeniami, sąd uznał za niewiarygodną, niespójną i nie do przyjęcia.
Sąd uznał też, że mężczyzna nie udzielił konkubinie pomocy i za to przestępstwo również go skazał. Jak wyjaśniała sędzia Czaban, tu do ważnych dowodów zaliczono nagrania z telefonu komórkowego 40-latka. Nagrywał on bowiem krótkie filmiki dokumentujące stan kobiety (tłumaczył w śledztwie, że chciał jej później pokazać, w jakim stanie upojenia alkoholowego była i ją zawstydzić).
Są wśród nich dwa nagrania z godzin wieczornych 7 marca 2021 roku, dokonane w odstępie dwóch godzin, gdzie widać, że konkubina oskarżonego leży na podłodze wciąż dokładnie w tej samej pozycji. Sędzia podkreślała, że zasady doświadczenia życiowego każdemu człowiekowi wskazywałyby, że w tej sytuacji kobieta wymaga pomocy. "Tego oskarżony nie uczynił (...), ten stan rzeczy nie dawał żadnych podstaw do twierdzenia, że nie jest wymagana pomoc medyczna" - mówiła sędzia Czaban.
W trakcie procesu 40-latek tłumaczył, że obrażenia konkubiny, by jej ulżyć, okładał lodem i smarował maścią. Sędzia Czaban mówiła, że trudno to uznać za udzielenie pomocy, a raczej za próbę usunięcia lub zmniejszenia śladów uderzeń, które sam zadał. "Bardziej mieści się to w kategorii zacierania śladów, a nie pomocy" - dodała. Przypomniała, że ciosy musiały być bardzo silne, bo ślady DNA z krwi kobiety zostały zabezpieczone na ścianie i suficie.