Sędzia Andrzej Krasnodębski, ostatnio bardziej znany jako rzecznik dyscyplinarny ad hoc ministra Adama Bodnara, już za dwa miesiące przejdzie w stan spoczynku. Nie złożył bowiem we właściwym terminie do Krajowej Rady Sądownictwa oświadczenia o chęci dalszego orzekania. Nadal pracuje, choć – jak ustalił portal Niezalezna.pl - za minione trzy lata ma aż ponad 100 dni zaległego urlopu. To by oznaczało, że wraz z przejściem na sędziowską emeryturę s. Krasnodębski najprawdopodobniej otrzyma gigantyczny ekwiwalent.
Niedawno portal Niezalezna.pl ujawnił, że sędzia Beata Najjar, która obecnie wykonuje obowiązki prezesa Sądu Okręgowego w Warszawie, a lipcu ukończy 65 lat i osiągnie wiek przejścia w stan spoczynku, nadal chce orzekać, ale zamiast zgodnie z prawem do Krajowej Rady Sądownictwa zwróciła się z oświadczeniem do ministra sprawiedliwości Adama Bodnara. Nasze publikacje wywołały poruszenie w środowisku prawniczym.
Obserwuj nas w Google News. Kliknij w link i zaznacz gwiazdkę
W stołecznym sądzie jest jednak inna, równie ciekawa historia.
Sędzia Andrzej Krasnodębski to doświadczony karnista od wielu lat orzekający w Sądzie Okręgowym w Warszawie i skazywał groźnych przestępców. Nie jest też tajemnicą, że należał do tej części środowiska, która protestowała przeciwko reformie sądownictwa za rządów PiS. A jeden z wyroków był szczególnie bulwersujący - w połowie 2022 r. orzekł 20 tysięcy zł zadośćuczynienia dla Katarzyny A., przez co niektórych nazywaną "babcią Kasią", choć chodzi o wyjątkowo wulgarną uczestniczkę ulicznych demonstracji.
Wkrótce po zmianie władzy i rozpoczęciu rządów koalicji 13 grudnia, Adam Bodnar wyznaczył Krasnodębskiemu nowe zadanie – został rzecznikiem dyscyplinarnym ministra sprawiedliwości. Wszczął już kilka postępowań, chociażby w grudniu ub.r. ogłosił postawienie kuriozalnych zarzutów sędzi Agnieszce Brygidyr-Dorosz - za wystąpienie o zwolnienie z obowiązku zakończenia trzech spraw karnych, choć to nie tylko zgodne z prawem, ale sytuacja częsta w polskich sądach.
Wokół Krasnodębskiego wkrótce wybuchnie spore zamieszanie, choć innego rodzaju.
30 kwietnia będzie obchodził 65 urodziny, czyli i on osiągnie wiek przejścia w stan spoczynku. Będzie chciał orzekać dalej? Jedno ustaliliśmy na pewno: nie złożył w wymaganym terminie, a więc do 30 października wymaganego prawem oświadczenia do Krajowej Rady Sądownictwa. Zresztą nie zrobił tego do dziś. Czy zastosował manewr, jak sędzia Najjar i wysłał dokumenty do ministra Bodnara – tego nie wiemy. Wysłaliśmy do Krasnodębskiego na służbową skrzynkę pytania, ale nie odpowiedział.
Na razie wszystko wskazuje, że za dwa miesiące Krasnodębski przejdzie w stan spoczynku. I tu pojawia się kolejny problem.
Jak się dowiedziała Niezalezna.pl, sędzia Krasnodębski ma ogromną liczbę dni zaległego urlopu. Nie są to nieoficjalne ustalenia, ale wynikające z odpowiedzi wiceprezesa warszawskiego SO s. Huberta Zaremby na jedno z zapytań w trybie dostępu do informacji publicznych. Wynika z nich, że Krasnodębski ma zaległy urlop w wymiarze: za rok 2024 – 38 dni, za rok 2023 – 38 dni, za rok 2022 – 29 dni. To łącznie aż 105 dni! A przecież dojdą jeszcze za obecny rok.
Gdyby Krasnodębski chciał całość wykorzystać za jednym razem, to miałby wolne przez ponad 5 miesięcy. Tymczasem cały czas pracuje. Nie tylko jako rzecznik ad hoc Bodnara, ale również ma wyznaczoną wokandę. Jedną rozprawę zaplanowano jeszcze w lutym, kilka w marcu.
Wiceprezes Zaremba potwierdził także, że Krasnodębski nie wystąpił z wnioskiem o udzielenie zaległego urlopu.
Skoro za dwa miesiące Krasnodębski przejdzie w stan spoczynku, a zaległego urlopu ma ponad 5 miesięcy, to już wiadomo, że go nie wykorzysta i otrzyma ekwiwalent. Można wręcz stwierdzić, że z każdym upływającym dniem będzie on coraz większy.
Jakiej wysokości? Tu istnieje pewien problem, bo nie wiemy ile dokładnie zarabia Krasnodębski, ale biorąc pod uwagę, że jest sędzią sądu okręgowego z ogromnym stażem orzeczniczym, to nie będzie wielką pomyłką oszacowanie tego na poziomie 25 tysięcy złotych brutto miesięcznie. Do tego zapewne dochodzą jakieś dodatki.
Jeśli więc w marcu i kwietniu Krasnodębski nie pójdzie na urlop, to przybliżone szacunki wskazują, że wraz z przejściem w stan spoczynku otrzyma ekwiwalent co najmniej 130 tysięcy brutto, a może nawet dużo więcej.
Niezalezna.pl rozmawiała z wieloma sędziami, także pełniącymi funkcje kierownicze i wszyscy zgodnie byli zdumieni, że władze Sądu Okręgowego w Warszawie dopuściły do takiej sytuacji.
Jak wspomnieliśmy, wysłaliśmy pytania do sędziego Krasnodębskiego. Także o to, czy odbierze ekwiwalent za dni zaległego urlopu oraz skąd tak duża ich liczba. Na żadne nie odpowiedział.
Sytuacja bez wątpienia wzbudzi kontrowersje, choć rzecznik ad hoc ministra - mający strzec praworządności - powinien być niczym żona Cezara...