Grzegorz Schetyna to idealny przykład na to, jak można zmienić poglądy w ciągu dwóch lat. Od 2015 roku oskarżał Jarosława Kaczyńskiego o rządzenie z "drugiego szeregu", jeszcze w 2017 roku mówił o tym, że to prezes partii powinien być premierem, a tymczasem dziś sam wycofuje się w cień i na premiera proponuje Małgorzatę Kidawę-Błońską.
Niemal od początku obecnej kadencji Sejmu lider Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna twierdził, że to Jarosław Kaczyński powinien być premierem rządu. W stronę szefa PiS padały oskarżenia, że "rządzi z tylnego siedzenia". Przypomnijmy:
"Mówiliśmy o tym od początku - lider partii, prezes partii powinien być premierem i tego oczekuję. Jeżeli ma być rekonstrukcja jakakolwiek, to ma być pełna odpowiedzialność tych, którzy podejmują decyzje. To prezes Kaczyński powinien zostać szefem tego rządu"
- mówił we wrześniu 2017 roku.
Minęły dwa lata i Schetyna kompletnie zmienia kurs. Zapomniał już o tym, co mówił przed laty, a dziś ogłosił, że kandydatką Koalicji Obywatelskiej na premiera będzie Małgorzata Kidawa-Błońska.
"Nie wiem, jak mogliśmy na to wcześniej nie wpaść. Przecież to takie oczywiste"
- powiedział.
Jak widać, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia - Schetyna właśnie oddaje kierownicę i przesiada się na fotel pasażera. Tylko czy wyborcy Koalicji Obywatelskiej uwierzą w szczerość tego ruchu? Wyborcza weryfikacja już 13 października.