Śmierć Barbary Skrzypek powinna być ostatnim dzwonkiem dla władz, polityków, dziennikarzy i wszystkich, którzy mają wpływ na życie publiczne. Do tej pory, jeżeli nawet zdarzały się wypadki zgonów w wyniku twardej walki politycznej, to były one efektem atmosfery panującej w kraju albo rozemocjonowanego szaleńca. W tym wypadku stało się inaczej.
Starszą, wrażliwą kobietę pozbawiono pełnomocnika i przesłuchiwano w warunkach, w których miała prawo być przerażona. W dodatku odbywało się to przy kanonadzie medialnej, do której włączono autentycznych psychopatów. Ktokolwiek to zaplanował, musiał się liczyć z tym, że sprawa może zakończyć się tragedią. Wkraczamy w fazę takiego ograniczenia demokracji, w której niszczenie ludzi zacznie być rutyną.
Ta machina nie będzie miażdżyć tylko opozycji. Za chwilę uderzy w osoby, które są związane z obozem władzy, a z jakiegoś powodu podpadły tym, którzy trzymają do niej klucze. Znamy ten mechanizm z ustrojów totalitarnych i wiemy, że im dłużej działa, tym trudniej go zatrzymać. Jeżeli ta śmierć nie będzie ostrzeżeniem, to wkrótce już nic tego nie zatrzyma.
Pytanie tylko, kto będzie następną ofiarą.