Rozpoczął się proces o kradzież w 2014 r. obrazu „Gęsiarka” z Kancelarii Prezydenta RP. Po zakończeniu prezydentury Bronisława Komorowskiego przeprowadzony w KPRP wykazał zaginięcie tam także setki cennych przedmiotów
Śledztwo wszczęto na podstawie zawiadomienia Kancelarii Prezydenta RP w 2015 r. w wyniku audytu przeprowadzonego po przejęciu urzędu prezydenckiego przez Andrzeja Dudę. Audyt wykazał brak wielu cennych przedmiotów, w tym obrazu "Gęsiarka" autorstwa Romana Kochanowskiego z końca XIX wieku. Szefostwo Kancelarii Prezydenta Bronisława Komorowskiego tłumaczyło wtedy, że nie podejmowało żadnych kroków w sprawie zgubionych przedmiotów, bo miało nadzieję, że się odnajdą. Na ławie oskarżonych nie ma jednak nikogo z byłego szefostwa kancelarii. Jest za to były kelner z Centrum Obsługi Kancelarii Prezydenta o kradzież obrazu „Gęsiarka”.
„Gęsiarkę” wycenianą przez biegłych na ok. 20 tys. zł odnaleziono w jednym z warszawskich domów aukcyjnych, gdzie wystawiono ją na sprzedaż w czerwcu 2015 r. Do obrotu obraz miał jako pierwszy wprowadzić właśnie Jarosław G. Prokuratura przedstawiła mu początkowo zarzut paserstwa, po czym zmieniła kwalifikację prawną czynu na kradzież.
W toku śledztwa prokuratorzy ustalili, że system kontroli w Kancelarii Prezydenta w czasach Bronisława Komorowskiego w żaden sposób nie zabezpieczał przed wyniesieniem stamtąd cennych przedmiotów. Kelnerzy i obsługa mieli do nich swobodny dostęp. Oskarżony Jarosław G. nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że nabył obraz przypadkowo.
Prokuraturę Okręgową w Warszawie reprezentuje w procesie Jarosław Sej. Pytaliśmy prok. Seja o to, jak odnosi się do zarzutów o zaniedbania w śledztwie smoleńskim, jakie prowadziła Naczelna Prokuratura Wojskowa.
- Byłem tylko członkiem zespołu prokuratorskiego NPW i to nie od początku śledztwa – mówił nam prokurator. „Gazeta Polska” opisywała jego rolę w śledztwie smoleńskim oraz fakt, że jego ojciec, płk Jerzy Sej, był szkolony przez GRU a po 1990 r. związany był z WSI.