Jan Vincent Rostowski stanął dziś przed komisją śledczą w sprawie afery Amber Gold. Żalił się, że tryb pracy komisji jest skandaliczny i za czasów rządów Platformy Obywatelskiej byłoby to niemożliwe. Ale chyba były minister zapomniał o wyczynach Mirosława Sekuły, przewodniczącego komisji śledczej ds. gier i zakładów.
W takim razie przypomnijmy: w 2010 r. doszło do przesłuchania posła Zbigniewa Chlebowskiego. Przewodniczący komisji Mirosław Sekuła z Platformy Obywatelskiej nie raczył odpowiedzieć na wniosek o przerwę, po czym po godzinie stwierdził, że... o nim zapomniał. Mało tego, zarządził w końcu przerwę, ale 10-minutową - zamiast wnioskowanej godzinnej.
To jeszcze nie wszystko. Po kilku minutach przewodniczący Sekuła sam wrócił na salę posiedzeń, po czym... wznowił obrady, zapytał przy pustej sali o to, czy ktoś ma pytania do świadka, a następnie zakończył posiedzenie. Z komisji śledczej uczyniono wtedy pośmiewisko!
Być może Rostowski martwi się o poziom komisji, próbując tym samym odwrócić uwagę od trudnych pytań, jakie są mu zadawane. Afera Amber Gold obciąża przecież konto Platformy Obywatelskiej, która rządziła w tamtym czasie, a Rostowski był w tym czasie ministrem finansów. Wiele razy podczas przesłuchania padło stwierdzenie "nie pamiętam", więc warto przypominać o tym, jakie standardy panowały za czasów rządów PO-PSL.