GaPol: TRUMP wypowiada wojnę cenzurze » CZYTAJ TERAZ »

Relacja postrzelonego przez policję fotoreportera. „Tłum był daleko. Za mną nie było już ludzi”

Robiłem zdjęcia. Tłum daleko już uciekł. Za mną 10 metrów, albo więcej nie było już ludzi - relacjonował postrzelony przez policjantów gumową amunicją podczas Marszu Niepodległości fotoreporter "Tygodnika Solidarność" Tomasz Gutry. Pytany o to, jak w takim razie doszło do tej sytuacji, powiedział: "No strzelił do mnie".

fot. Aleksander Mimier/niezalezna.pl

Portal tysol.pl poinformował w środę po Marszu Niepodległości, że fotoreporter "Tygodnika Solidarność" Tomasz Gutry, został postrzelony podczas marszu. "Według relacji Tomasza Gutrego (...) miał do niego strzelić z kilku metrów policjant. Gumowy pocisk utkwił w twarzy (...) fotoreportera" - napisał portal

Poszkodowany trafił do szpitala. Pytany dzisiaj na antenie Polsat News o tę sytuację i jak się czuje powiedział, że "w miarę dobrze".

- Jestem po operacji, która zakończyła się po godz. 23:00, a o godz. 2:00 w nocy przyszła policja i zabrała ten nabój, który był wbity w policzek - mówił Gutry. Dodał, że prawdopodobnie pozostanie w szpitalu do piątku.

Według jego relacji, gdy został zraniony, robił zdjęcia w rejonie Ronda de Gaulle'a.

- Ja byłem w odległości około 10 metrów. Stałem i robiłem kilka zdjęć, więc powinni zauważyć

 - wyjaśniał fotoreporter.

Pytany, czy słyszał jakieś policyjne wezwanie, by opuścić to miejsce odpowiedział, że "nic nie słyszał".

- Leciały petardy (..) Tłum szedł do przodu. Później wyskoczyli od Nowego Światu policjanci. Tłum uciekł. Ja jeszcze zrobiłem parę zdjęć policjantów z różnych stron. Tłum daleko już uciekł. Za mną 10, albo więcej metrów już nie było ludzi

- relacjonował w Polsat News Gutry.

Dopytywany, jak więc doszło do tej sytuacji stwierdził: "no strzelił do mnie". Zapytany z kolei, czy miał jakieś emblematy, albo mówił funkcjonariuszom, że jest fotoreporterem wytłumaczył, że panował duży hałas, a on miał aparat fotograficzny, dużego Nikona na szyi.

Tomasz Gutry był także pytany, czy policjanci rozmawiali z nim po całym zdarzeniu.

- Jeszcze nie rozmawiali, bo jak przyjdą do szpitala to ich wyrzucę (...) Oni w ogóle nie zareagowali. Jakaś dziewczyna zaprowadziła mnie do pogotowia, a pogotowie zawiozło mnie do szpitala na Szaserów

 - powiedział Gutry.

Dodał też, że oczekuje przeprosin od policji.

- Wszyscy żądają, żebym wystąpił o odszkodowanie. Zrobię to

 - zapowiedział Gutry.

- Bardzo często tam, gdzie są używane środki przymusu bezpośredniego pojawiają się takie sytuacje, między linią policjantów, a osób protestujących pojawiają się dziennikarze, fotoreporterzy (…), ale niestety mogą się zdarzyć takie sytuacje, że część osób może odnieść obrażenia – powiedział z kolei podczas konferencji prasowej rzecznik Komendy stołecznej Policji nadkom. Sylwester Marczak, odnosząc się do tej sprawy.

Wyraził też współczucie dla poszkodowanego reportera.

- Szczególnie przykro jest nam z powodu wczorajszego wydarzenia związanego z jednym fotoreporterów, który doznał obrażeń, dlatego od wczoraj ta sprawa jest wyjaśniana z polecenia komendanta stołecznego policji - powiedział.

Zapewnił, że od środy wydział kontroli policji prowadzi działania mające wyjaśnić przyczyny zdarzenia. - Wyjaśnimy wątpliwości, które pojawiły się wczoraj w przypadku działań policjantów. Ale jeszcze raz podkreślam jedno, policjanci działają na linii frontu - oznajmił.

W Warszawie w środę odbył się Marsz Niepodległości. W tym roku – ze względu na sytuację epidemiczną – miał się on odbyć w formie "rajdu samochodowego", jednak wiele osób zdecydowało się przejść pieszo przez stolicę. Doszło do zamieszek na niektórych skrzyżowaniach i błoniach wokół Stadionu Narodowego.

 



Źródło: niezalezna.pl, PAP

#Marsz Niepodległości #fotoreporter #policja

maa