Jaką rolę w życiu księdza odegrał ks. prymas Wyszyński?
Gdyby nie on nie zostałbym księdzem! Po maturze pojechałem w Bieszczady na wyprawę, by odwiedzić Komańczę, miejsce jego odosobnienia. Wstąpiłem do seminarium w Warszawie, ukończyłem je i 16 czerwca 1974 r. otrzymałem święcenia kapłańskie właśnie z rąk kardynała Stefana Wyszyńskiego. (W pokoju w seminarium mieszkałem też z ks. Popiełuszką, miałem szczęście spotykać wielkich ludzi w swoim życiu). Z prymasem Wyszyńskim widywaliśmy się, kiedy pracowałem w parafiach w Warszawie. Kiedy odchodził, po ciężkiej chorobie, czułem się jakbym stracił ojca. (Chociaż mój ojciec Tadeusz był od prymasa Wyszyńskiego o 21 lat młodszy). W czasie pogrzebu niosłem jego trumnę. Teraz w parafii św. Józefa, w której jestem, co miesiąc 28. odprawiam nabożeństwo o beatyfikację wielkiego patrioty. W nabożeństwach bierze udział sporo osób. Na nabożeństwo 7 czerwca 2020 r. na Placu Piłsudskiego na pewno pojedziemy do Warszawy w większej grupie.
(fot. roraty Bazylice pw. Nawiedzenia NMP w Sosnowcu)
Jak ksiądz wspomina Stefana Wyszyńskiego?
Często gościł w naszym domu rodzinnym, znał moich rodziców, bo moja ciotka pracowała w Instytucie Prymasa Wyszyńskiego. Pamiętam był zawsze wyprostowany i pełen powagi, ale był też dobrym, zwyczajnym człowiekiem. Lubiłem z nim rozmawiać. Spotykaliśmy się też podczas wakacyjnych wyjazdów oazowych. W Sosnowcu w katedrze w 1967 r. w czasie uroczystości milenijnych stałem blisko prezbiterium widziałem go na wyciągnięcie ręki. Miałem wtedy 17 lat. W 1992 r. wróciłem do z Warszawy do Zagłębia, do nowo utworzonej diecezji sosnowieckiej. Chcieliśmy zbudować pomnik upamiętniający wizytę ks. prymasa w Sosnowcu, ale nie udało się go zrealizować. Przy wejściu do katedry Wniebowzięcia NMP w 2001 r., w 20. rocznicę śmierci, wbudowano tablicę poświęconą obchodom milenijnym i wizycie w Sosnowcu ks. prymasa.
A księdza doktorat?
Napisałem o obronie życia ludzkiego w nauczaniu prymasa Wyszyńskiego. Nie wyobrażałem sobie wyboru innego tematu.