- Rosja nie jest tak silna, za jaką chciałaby uchodzić, i zdeterminowany Zachód nie miałby problemu w jej pokonaniu. (…) Podbijając tezy o swojej potędze, która jak zostanie uruchomiona, to przyniesie straszne skutki, osłabia wolę przeciwstawienia się rosyjskiej ekspansji i wzmacnia wolę porzucenia Europy Wschodniej – powiedział portalowi Niezalezna.pl prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski. Z naszym rozmówcą poruszyliśmy też temat ostatniego wywiadu ambasadora Rosji w Niemczech opublikowanego na łamach die Welt, w którym dyplomata całą winę za konflikt ukraińsko-rosyjski zrzuca na naszych południowo-wschodnich sąsiadów.
Kilka dni temu ambasador Rosji w Niemczech Siergiej J. Nieczajew udzielił wywiadu die Welt (DW), w którym przedstawił rosyjską wizję konfliktu na Ukrainie. Jako jego przyczynę podał ukraiński Majdan, który „zyskał ogromne wsparcie polityczne, finansowe i medialne ze strony krajów zachodnich”. Co więcej, ukraińskie przemiany określił jako „zamach stanu”.
- Majdan podzielił kraj. W sytuacji, gdy władza rządowa została całkowicie sparaliżowana nacjonaliści z tzw. "prawego sektora" zaatakowali regiony, które nie zgadzały się na zamach stanu. Grożono użyciem uzbrojonych bojowników, aby założyć wędzidło inaczej myślącym
– mówił Nieczajew na łamach DW.
Przekonywał również, że „jako mediator Rosja nadal pracuje na rzecz pokojowego rozwiązania konfliktu między Kijowem, Donieckiem i Ługańskiem”.
O to, czy narracja zaprezentowana przez rosyjskiego dyplomatę jest w stanie przekonać opinię publiczną na Zachodzie, spytaliśmy politologa prof. Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego.
- To jest sygnał to określonej części opinii publicznej. Trzeba pamiętać o tym, że państwa kierują się kalkulacją własnych interesów. Tu nie chodzi o to, czy ktoś uwierzy w słowa Rosjan, tylko o to, czy będzie w stanie użyć tej wypowiedzi jako narzędzia wyjaśniającego jego własną postawę. Chodzi o odegranie teatru, że wierzy się w te historie. Czasami w grze politycznej to zupełnie wystarczy. Poparcie danego kraju dla Rosji wcale nie musi wynikać z tego, że uzna ono tezy przedstawicieli władzy rosyjskiej za prawdziwe, ale z tego, że unikanie sporu z Rosją posłuży mu do jakichś interesów politycznych. Tak jest np. w przypadku Nord Stream 2
– wskazuje prof. Żurawski vel Grajewski.
- Reasumując, nie chodzi o to, żeby uwierzyć, że Ukraina atakuje, a Rosja się broni, tylko o to, aby zrobić biznes na gazie. Jakoś to trzeba objaśniać – dodaje nasz rozmówca.
Politologa poprosiliśmy także o komentarz o orędzia wygłoszonego dzisiaj przez prezydenta Rosji Władimira Putina. Putin zagroził w nim, że „autorzy prowokacji przeciwko interesom Rosji będą ich żałować”. Dodał, że jego kraj „nie chcemy palić mostów, ale jeśli ktoś zechce je palić, to powinien wiedzieć, że odpowiedź Rosji będzie szybka, asymetryczna i ostra”.
- Rosja nie jest tak silna, za jaką chciałaby uchodzić i zdeterminowany Zachód nie miałby problemu w jej pokonaniu. Jednakże cieszy się ona prestiżem państwa potężnego i dlatego kolejki ochotników do konfrontacji nie ma. Rosja gra na tym. Podbijając tezy o swojej potędze, która jak zostanie uruchomiona, to przyniesie straszne skutki, osłabia wolę przeciwstawienia się rosyjskiej ekspansji i wzmacnia wolę porzucenia przez Zachód Europy Wschodniej, w tym przypadku tej poza UE i poza NATO. Owe groźby oddziałują też na ogólną spójność Zachodu i moim zdaniem są one skutkiem całej serii złych sygnałów, które na Kremlu zostały odczytane jako sygnały słabości. Przypomnę m.in. o wizycie Josepa Borrella w Moskwie, o rozdźwięku między rdzeniem UE a Stanami Zjednoczonymi, o kryzysie wywołanym przekazaniem władzy prezydenckiej w USA, o niemieckim uporze dokończenia projektu Nord Stream 2 etc.
- wymienia politolog.
Dodaje też, że wszystkie „powyższe przykłady zostały przez Moskwę odczytane jako sygnały słabości”.
- Skoro Zachód pokazuje, że się boi, to Rosja będzie go straszyła jeszcze bardziej, aby zniechęcić do jakichkolwiek niepożądanych działań
– mówi prof. Żurawski vel Grajewski.