Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!
Z OSTATNIEJ CHWILI
Biały Dom: Prezydent Trump potwierdził bliski sojusz z Polską podczas spotkania z prezydentem Dudą • • •

Prawicowi mędrcy i prawicowi kretyni? Dawid Wildstein o niedorzecznym „DoRzeczy”

Profesor Andrzej Nowak odszedł z tygodnika „DoRzeczy”. Przyczyny podał dwie. Pierwsza to radykalne obniżenie poziomu debaty publicznej, co uniemożliwia – z powodu prymitywizmu i chamstwa drugiej strony – jakąkolwiek polemikę. Druga to, jak się dało zrozumieć, stosunek tygodnika do kwestii ukraińskiej. W tym kontekście warto sobie przypomnieć prognozy „DoRzeczy” na temat obecnej wojny, to, jak nietrafne się one okazały, a przy okazji jak negatywne i szkodliwe wzbudzały emocje - pisze Dawid Wildstein w "Gazecie Polskiej".

Warto sobie przypomnieć prognozy „DoRzeczy” na temat obecnej wojny, to, jak nietrafne się one okazały, a przy okazji jak negatywne i szkodliwe wzbudzały emocje
Warto sobie przypomnieć prognozy „DoRzeczy” na temat obecnej wojny, to, jak nietrafne się one okazały, a przy okazji jak negatywne i szkodliwe wzbudzały emocje
Pixabay

Oczywiście w tygodniku „DoRzeczy” pojawiało się i pojawia wiele ciekawych treści. Jeśli jednak chodzi o fundamentalną w tym momencie dla polskiej racji stanu kwestię naszego stosunku do wojny w Ukrainie, ukazywały się tam artykuły wręcz skandaliczne (niestety dominujące w tym medium). „DoRzeczy” właściwie bezapelacyjnie wygrywa konkurs (wśród prawicowych tygodników) na najwięcej absurdalnych i przestrzelonych prognoz. Idealnym przykładem pseudo-Kasandry, z równie apokaliptycznymi przepowiedniami (acz, na nasze szczęście, w przeciwieństwie do trojańskiej wieszczki, nietrafnymi), okazał się redaktor Łukasz Warzecha, jedna z gwiazd „DoRzeczy”, współtworząca razem z redaktorem naczelnym w sprawach międzynarodowych linię tego tygodnika.

Polska już nie istnieje...

Gdyby faktycznie przewidywania Warzechy się sprawdziły, Polski już by nie było. Przytoczmy tylko kilka przykładów jego „przepowiedni”. Chyba najbardziej znaną jest ta z marca 2022 roku, gdy red. Warzecha ostrzegał, że już za chwilę Polska upadnie pod naporem uchodźców z Ukrainy. Oddajmy głos naszemu wieszczowi: „(...) nasze kartonowe państwo, za najdalej miesiąc zawali się”. Co ciekawe, dość szybka i negatywna weryfikacja zdolności jasnowidzenia Warzechy nie przeszkodziła mu dalej snuć dokładnie takich samych „przewidywań”, właściwie w każdym momencie, gdy w debacie publicznej pojawiał się temat pomocy Ukrainie. Tak nasza Kasandra przedstawiała rzeczywistość kilka miesięcy później:

„(...) przyjęliśmy niemożliwą do wchłonięcia liczbę uchodźców, których obecność zaczyna paraliżować funkcjonowanie niektórych obszarów państwa: służbę zdrowia, główne węzły komunikacyjne, administrację”.

U Warzechy mamy więc do czynienia z powtarzalną mantrą. Nasz ekspert zachowuje się jak typowy przywódca sekty. Dziś nie było apokalipsy? To ogłosimy ją za tydzień. I tak w kółko. Jeśli w swej publicystyce Warzecha akurat nie ogłaszał końca Polski z powodu uchodźców, to miała ona przestać istnieć z powodu wojny z Rosją, w którą Kaczyński nas, tak raz na tydzień, wciągał. Pozwolę sobie wybrać jeden z tych kretynizmów, żeby pokazać jakość tych analiz. Otóż do bezpośredniej konfrontacji miała nas doprowadzić idea PiS, by przekazać Ukrainie patrioty. Na szczęście, jak wtedy uświadamiał nas Warzecha, NATO na to nigdy się nie zgodzi, oznacza to bowiem bezpośredni konflikt (w takich sytuacjach zawsze Warzecha dodatkowo straszy bronią nuklearną). Nasz ekspert jakoś nie skomentował jak na razie faktu, że baterie Patriot są już wokół Kijowa.

Ukrainy też już nie ma...

Równie groteskowo wypadają przepowiednie Warzechy w sprawie samej Ukrainy. Wykonałem tytaniczną i wyjątkową nudną pracę, aby przejrzeć jego teksty z ostatnich kilkunastu miesięcy i można je skrócić następująco. Jakakolwiek wyraźna pomoc dla Ukrainy (lub jej akcja ofensywna) skończyć się miała straszną odpowiedzią Rosji (być może nawet atomowym uderzeniem), po której ani to państwo, ani cała Europa się nie pozbierają. Tym straszył nas Warzecha zarówno w momencie wysadzenia Mostu Krymskiego, jak i przy patriotach i innych dostawach. Na ile się sprawdziło? Cóż, Państwu pozostawiam odpowiedź na pytanie, czy Ukraina jest atomową pustynią pod kontrolą Putina, czy też prowadzi z nim walkę, w której odzyskuje część terenów. Oczywiście nie oznacza to, że oponenci Warzechy byli nieomylni. Było wręcz odwrotnie, najczęstszym zaś błędem był zbytni optymizm. Niemniej tak wielkiego rozdźwięku między prognozami a rzeczywistością nigdy u nich nie widzieliśmy. Jedno jest pewne. Im bardziej Warzecha się myli, tym większym okazuje się dla „DoRzeczy” ekspertem.

Tak naprawdę owe sukcesywnie pojawiające się błędy, za każdym razem wypowiadane tonem mędrca jako prawda objawiona, której maluczcy mają słuchać, to nie „wyjątkowy pech” myślicieli i geopolityków z „DoRzeczy” (Warzecha nie jest tam jedyny, jego tezy regularnie podchwytuje legion mu podobnych, z red. nacz. Lisickim na czele), tylko konsekwentne budowanie narracji, do której, jak na razie, rzeczywistość nie chce się dostosować. Tyle że nie chodziło tu nigdy o opisywanie realnego świata.

Ta narracja pasożytuje na najgorszych emocjach tzw. prawej strony, utwierdza je, pozwala im wzrastać. Czemu przyjęto taką „linię”? Oczywiście każdy może mieć swoją opinię, wydaje mi się jednak, że wizja, iż wynika to z wpływów rosyjskich, jest zupełnie absurdalna. To raczej element strategii biznesowej. „DoRzeczy” musi konkurować z dwoma silnymi tygodnikami. Celuje więc w szeroko pojęty zbiór „antysystemowców” (często związanych z Konfederacją bądź jeszcze skrajniejszą prawicą), mrugając przy okazji do tych o spiskowych czy antysemickich przekonaniach. Model biznesowy zapewne się sprawdza, tylko czy jest to jakiekolwiek usprawiedliwienie? Co ciekawe, narracja „DoRzeczy” zadziwiająco przypomina bełkot regularnie wylewający się z „Gazety Wyborczej”, „Newsweka”, Onetu czy innego TVN-u. W podobny zresztą sposób nie ma ona żadnego kontaktu z rzeczywistością, ponieważ zaspokaja u odbiorcy zupełnie inne emocje niż potrzebę prawdy.

Koledzy Sikorskiego

Podstawą jest przeświadczeniem o imposyblilizmie Polski. Nasz kraj nic nie może, musi się kryć, nie prowokować, nie wolno mu uważać siebie za równoprawnego gracza na arenie międzynarodowej. Zadziwiające, jak te, w teorii tak różne, media podobnie opisują Polskę. Jesteśmy więc „brzydką panną na wydaniu”, której się za dużo wydaje. Machamy szabelką, groteskowo wierzymy w naszą mocarstwowość, jesteśmy „chojrakami” (nawet sformułowania są takie same w „GW” i jej klonach oraz „DoRzeczy”). Zdenerwujemy tym tylko większych od siebie, Rosję, Brukselę czy Berlin, i będziemy mieć kłopoty.

Ta wizja wypełnia konkretne, emocjonalne zapotrzebowania odbiorcy. Przede wszystkim go uspokaja. Tworzy wizję świata już ustalonego, może nawet nie na naszą korzyść, lecz w którym ważniejsi już zdecydowali. To ważne, zwłaszcza w tak niespokojnych światach. Jednocześnie jednak, i to wydaje się istotniejsze, zapewnia poczucie wyższości. Dzieli świat na durny plebs, nierozumiejący motłoch, i elitę. Tę jakościowo lepszą, tak odmienną od reszty, dojrzalszą. Tych, którzy rozbrajają mity, w które wierzą głupki. Na ile ma się to do rzeczywistości? A czy Ukraina jest pustynią, po której włóczą się radioaktywne chmury i mutanci? Czy Polska upadła, zamieniając się w jedno wielkie, płonące getto?

Na zakończenie zostawiłem sobie tekst Pawła Lisickiego, opublikowany w drugiej połowie sierpnia. Jest on idealną egzemplifikacją opisywanych powyżej patologii.

Dowiadujemy się z niego, że Polska, która się zbroi przeciw Moskwie, działa na korzyść Putina. Czemu? Bo mówi o tym głośno, więc Rosja to wykorzysta, żeby się dozbroić. To nie żart, to naprawdę refleksja naczelnego „DoRzeczy”. Sama wizja, że w dzisiejszym świecie, w dobie demokracji, Polska może potajemnie dokonywać zakupów broni za miliardy, jest „ciekawa”. Jednak naprawdę szkodliwa i durna jest narracja, że w ten sposób damy Rosji argument za dozbrojeniem się. 

Mamy idealny moment, by zwiększyć potencjał polskiej armii. Wewnętrzny – bo społeczeństwo chce się czuć bezpiecznie, zewnętrzny – bo możemy liczyć na wsparcie Zachodu, oraz, co najważniejsze, nasz główny wróg jest uwikłany w wyczerpującą wojnę, na której traci swoje zasoby. Tyle że Lisickiemu nie chodzi o opis rzeczywistości, tylko o powtarzanie mantry, że nic nie możemy, a wielcy eksperci z „DoRzeczy”, w przeciwieństwie do reszty emocjonalnie niedojrzałej prawicy, poznali tę prawdę. Aż dziw bierze, że Lisicki jeszcze nie zaproponował, żebyśmy wyszli z NATO, bo przecież fakt, że jesteśmy w tym sojuszu, tylko zdenerwuje Rosję, która się dozbroi. Tym samym wylądowałby w miejscu, które, jak się wydaje, czytając jego geopolityczne mądrości, najbardziej mu pasuje. Przy Sikorskim i jego ekspertach projektujących Nowy Wspaniały Świat, w którym zamiast NATO będzie wspólny, rosyjski i unijny system obronny. Cóż, nic dziwnego, że profesor Andrzej Nowak zrezygnował z publikowania na łamach tego tygodnika.

 



Źródło: Gazeta Polska

#Do Rzeczy #media #prof. Andrzej Nowak #Gazeta Polska

Dawid Wildstein