Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polska

Polskie Zaduszki, świętych obcowanie. "Jedna z ostatnich duchowych lekcji dla Europy"

Wszystkich Świętych i Zaduszki, wplecione w rytm naszego życia, głęboko duchowe, wręcz mistyczne i zwykłe, materialne jak zimny, grobowy marmur, skrupulatnie czyszczony ludzkimi dłońmi w jesienne, coraz ciemniejsze dni. Coś jeszcze jest ważne w te dni – wspólnotowe, narodowe doświadczenie; kwesta na Starych Powązkach, oświetlone płomykami zniczy i zbiorową pamięcią nasze nekropolie w Wilnie i we Lwowie; tłumy na wiejskich i małomiasteczkowych cmentarzach. Rozjaśnione światłami setek i tysięcy zniczy listopadowe polskie cmentarze to chyba jedna z ostatnich wspólnotowych, chrześcijańskich, duchowych lekcji dla Europy.

Jak dzisiaj obchodzimy dzień dusz czystych, tak jutro [modlić się będziemy – przyp. red.] za splamionych grzechem, żeby zostali oczyszczeni – głosił przed wiekami w dzień Wszystkich Świętych dominikanin Jan Tauler w jednym ze swoich słynnych kazań. To najkrótszy, najczytelniejszy wykład katolickiej nauki o świętych obcowaniu, Kościele pielgrzymującym i walczącym, Kościele cierpiącym w czyśćcu za grzechy i Kościele zbawionych, triumfującym z Bogiem.

Wszystkich Świętych, obietnica zmartwychwstania

Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny dopełniają się wzajem. Nawet dziś, gdy wiara osłabła, Polacy i Polki intuicyjnie rozumieją jedność tych dni. Modlitwa za zmarłych, choćby najkrótsza, jest znakiem niewykorzenionego, duchowego przeczucia najważniejszych prawd wiary. I naszych najbardziej intymnych egzystencjalnych tęsknot.

To doświadczenie głęboko chrześcijańskie – nie bez powodu ewangelicki pastor Dietrich Bonhoeffer w tragicznym dla siebie czasie zapisał: „Sokrates okazał się mistrzem w sztuce umierania; Chrystus zwyciężył śmierć jako ostatniego nieprzyjaciela. Taka jest rzeczywista różnica między tymi dwiema sprawami. Pierwsza leży w zasięgu ludzkich możliwości, druga – zakłada zmartwychwstanie. Po to, aby umocnić i oczyścić świat dzisiejszy, nie jest nam potrzebna ars moriendi [sztuka umierania – K.W.], ale zmartwychwstanie Jezusa” („Listy z więzienia”). I Wszystkich Świętych, i Zaduszki czerpią nadzieję z tej samej boskiej obietnicy, niewyobrażalnej dla naszych umysłów, niepojętej zmysłami: ludzkiego zmartwychwstania.

„Ojczyzna to ziemia i groby”

Na tym nie koniec – wymiar duchowy przenika się z arcyludzkim. Wszak rozjaśnione światłami setek i tysięcy zniczy listopadowe polskie cmentarze to chyba jedna z ostatnich wspólnotowych, chrześcijańskich, duchowych lekcji dla Europy. Nic dziwnego, że przybysze z zachodnich krajów, którzy we Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny odwiedzają nasze cmentarze wraz ze swoimi polskimi małżonkami i rodzinami, zdumionymi wodzą wokół oczami. Zaskoczenie na ich twarzach mówi nam o cudzie, z którym jesteśmy oswojeni – cudzie wspólnej pamięci o przodkach, cudzie ukojenia łez, który pokonuje cierpienie, rozpacz po stracie i najgorętsze łzy. Cmentarne krzyże tracą grobowy chłód, ogrzane barwami jesieni, ciepłem ludzkich oddechów i dobrych słów. Dziś, gdy słyszymy tak często, że grozi nam skrajna atomizacja, że kolejnym pokoleniom Polaków i Polek grozi wielka samotność – nie zapominajmy o Wszystkich Świętych, pielęgnujmy zaduszną wspólnotę.

W Zakopanem chętniej niż po Krupówkach chodzę po cmentarzu na Pęksowym Brzyzku. Zawsze zatrzymuję się przed bramą, by przeczytać znane dobrze słowa: „Ojczyzna to ziemia i groby. Narody, tracąc pamięć, tracą życie”. Wśród wielu znanych i głośnych grobów to miejsce symbolicznego pochówku jednego z przedwojennych polskich generałów, Mariusza Zaruskiego – wytropionego przez NKWD we Lwowie w 1940 r. i wkrótce wykończonego przez Sowietów. Stojąc z pochyloną głową na Pęksowym Brzyzku, myślę też o innych polskich nekropoliach – Starych Powązkach w Warszawie, wileńskim cmentarzu na wzgórzu, czyli Rossie, i lwowskim cmentarzu Orląt. Byłem tam niegdyś, zdumiony dumną prostotą łacińskich słów: „Mortui sunt ut liberi vivamus” („Polegli, byśmy mogli żyć wolni”); wychowany w Wielkopolsce, gorliwie zapaliłem znicz na grobie Marii Konopnickiej na cmentarzu Łyczakowskim.

Polskość i dziady

To znaki naszej narodowej, historycznej i kulturowej jedności, także znaki sprzeciwu wobec obcego panowania, spinające polskość jak ramiona krzyża – wschód i zachód. To jest polskość niewykorzeniona, której duszy nie da się zabić kulą w potylicę; której mowy nie da się zapchać przedśmiertnym gałganem wciśniętym w usta; której wspaniałości nie da się zakopać w bezimiennym grobie. Na początku listopada w Polsce i poza jej granicami na wielu cmentarzach, w wielu miejscach pamięci zapłoną znicze. Przypomną powstańców styczniowych i górników z kopalni Wujek; uczczą smoleńskie ofiary i tych, których w śmiertelnych dołach mordowali Niemcy; będą jak modlitewny płomyk na wspaniałych grobach wielkich Polek i Polaków i zapomnianych mogiłach małomiasteczkowych działaczy pierwszej Solidarności.

Cmentarze pełne jesiennych barw, kwiatów jak żywy całun i zniczowych ogników. Krzątanina harcerzy, pobożne westchnienia i dyskretne rodzinne ploteczki, nad świeżym grobem pierwsza, nieukojona rozpacz jak dopełnienie pierwszej i jedynej miłości; ludowe, współczesne dziady z czymś mocniejszym za pazuchą przy ledwo doczyszczonym grobie; splendor złotych liter i marmurów, anioły z kamiennymi kikutami, uroczyste miny kwestarzy. Wszystkich Świętych i Zaduszki, polskie i niebiańskie sprawy i sprawki.

Źródło: Niecodzienna Gazeta Polska

Wesprzyj niezależne media

W czasach ataków na wolność słowa i niezależność dziennikarską, Twoje wsparcie jest kluczowe. Pomóż nam zachować niezależność i kontynuować rzetelne informowanie.

* Pola wymagane