Prezydent Andrzej Duda poinformował, że rozmawiał z gen. Keithem Kelloggiem, specjalnym wysłannikiem Donalda Trumpa, o możliwościach włączenia Polski do NATO-wskiego programu Nuclear Sharing. Do propozycji prezydenta sceptycznie jednak podchodzą przedstawiciele obecnej koalicji rządzącej, których członkowie w przeszłości skutecznie torpedowali m.in. projekt amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce. – Reżim Putina rozumie tylko argument siły, więc naszym obowiązkiem jest zadbanie o odpowiedni potencjał odstraszania Sił Zbrojnych RP – mówi „GPC” Mariusz Błaszczak. Z kolei były ambasador Polski przy NATO Tomasz Szatkowski podkreśla, że „te kraje, które kontrybuują do procesu odstraszania, mają mocniejszy status w kształtowaniu strategii NATO”.
W ramach programu Nuclear Sharing na terenach wybranych państw NATO rozmieszczana jest amerykańska broń jądrowa, która ma na celu przede wszystkim odstraszanie potencjalnych agresorów. Do inicjatywy obecnie należą Niemcy, Włochy, Belgia, Holandia oraz Turcja. Polska natomiast od lat podejmuje wysiłki, aby zostać włączona do tego grona, ale dotychczas były one torpedowane przez część lewicowo-liberalnych sił politycznych, w tym te związane z obozem Donalda Tuska. Jednak dzięki prezydentowi Andrzejowi Dudzie temat właśnie ponownie znalazł się w agendzie rozmów polsko-amerykańskich.
Prezydent Andrzej Duda w opublikowanym ostatnio na łamach „Financial Times” wywiadzie po raz kolejny zaznaczył, iż chciałby, aby w Polsce w ramach programu Nuclear Sharing znalazła się amerykańska broń atomowa. Jednocześnie poinformował, że rozmawiał o tej inicjatywie z gen. Keithem Kelloggiem, specjalnym wysłannikiem prezydenta USA ds. Rosji i Białorusi, który w lutym odwiedził Warszawę. – Granice NATO przesunęły się na wschód w 1999 r., więc 26 lat później powinno nastąpić również przesunięcie infrastruktury NATO na wschód. Dla mnie to oczywiste – powiedział prezydent w rozmowie z „FT”. – Myślę, że byłoby bezpieczniej, gdyby ta broń już teraz tu była – dodał.
To niejedyna aktywność głowy państwa w ostatnich dniach ws. wzmocnienia ochrony Polski za pomocą broni jądrowej. Niedawno prezydent Francji Emmanuel Macron zapowiedział, że możliwe jest rozszerzenie francuskiego parasola nuklearnego na kolejne kraje europejskie. – Przyjąłem z dużą satysfakcją, że prezydent Macron o tym wspomniał, bo to gest pokazujący poczucie odpowiedzialności Francji również za bezpieczeństwo europejskie, za swoich sojuszników, w tym także Polskę – skomentował tę zapowiedź prezydent Duda w wywiadzie dla francuskiej telewizji LCI.
Ostatnie aktywności pana prezydenta szeroko komentowali politycy obozu rządzącego. – Bardzo by mi zależało (...), abyśmy formułowali pewne oczekiwania, kiedy robimy to publicznie, wtedy, gdy mamy pewność albo mamy powody, aby być przekonanym, że tego typu apele czy wezwania znajdą posłuch i że adresat, w tym przypadku Trump, jest przygotowany na pozytywną reakcję – stwierdził Donald Tusk podczas konferencji prasowej. Z kolei Radosław Sikorski stwierdził, że lepszym miejscem do dyskusji na temat broni jądrowej jest grupa planowania nuklearnego. – Jak pan prezydent przez 10 lat się nie przyzwyczaił, że politykę zagraniczną prowadzi rząd, to pewnie już się nie przyzwyczai – ocenił szef MSZ.
Warto przypomnieć, że to samo środowisko podejmowało wszelkie wysiłki za czasów pierwszego rządu PO-PSL, aby storpedować projekt amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce, co w rzeczywistości było realizacją rosyjskiego interesu.
„Codzienna” zwróciła się do byłego szefa MON Mariusza Błaszczaka z prośbą o komentarz do całej sytuacji. – Nie jest żadną tajemnicą, że Federacja Rosyjska rozbudowuje potencjał umożliwiający przechowywanie broni jądrowej na Białorusi i w obwodzie królewieckim. Widzą to wszyscy, poza obecnym rządem, który na sprawy bezpieczeństwa patrzy przez palce. Pan prezydent Andrzej Duda stwierdził, że jest oczywiste, iż Donald Trump może przenieść amerykańskie głowice atomowe znajdujące się obecnie w innych państwach Europy Zachodniej do Polski. Prezydent Duda ujawnił, że rozmawiał na ten temat w ostatnim czasie ze specjalnym wysłannikiem prezydenta USA ds. Ukrainy i Rosji Keithem Kelloggiem. Musimy skorzystać z tej okazji i w pełni popieram postulat i starania pana prezydenta Dudy. Reżim Putina rozumie tylko argument siły, więc naszym obowiązkiem jest zadbanie o odpowiedni potencjał odstraszania Sił Zbrojnych RP – powiedział nam szef klubu PiS.
O opinię na temat przystąpienia Polski do programu Nuclear Sharing poprosiliśmy także byłego ambasadora RP przy NATO Tomasza Szatkowskiego. – Uważam, że zacieśnianie współpracy z Amerykanami w ramach Nuclear Sharing czy też porozumienie z Francuzami dotyczące ich broni jądrowej służą polskiemu bezpieczeństwu, ale oczywiście pod pewnymi warunkami. Najbardziej korzystnym dla nas rozwiązaniem byłoby to, w którym głowice stacjonowałyby w Polsce, co zwiększałoby prawdopodobieństwo automatycznej reakcji, gdyby nasza ojczyzna została zaatakowana. W przypadku broni francuskiej należałoby też podjąć starania o dostosowanie doktryny francuskiej do uwarunkowań rozszerzonego odstraszania – mówi nam Tomasz Szatkowski.
Naszego rozmówcę dopytaliśmy również, jak zmieniłaby się pozycja Polski w NATO, gdyby polskiej dyplomacji udało się porozumieć z sojusznikami ws. rozmieszczenia broni atomowej na terytorium naszego kraju. – Państwa, które dysponują samodzielnym potencjałem nuklearnym, mają trochę inną pozycję w Sojuszu. Także te kraje, które kontrybuują do procesu odstraszania, mają mocniejszy status w kształtowaniu strategii NATO. W związku z tym w interesie Polski leży, aby dołączyć do tego grona. Oczywiście gros tych rozmów będzie się odbywało za zamkniętymi drzwiami, jednak presja publiczna także ma znaczenie, gdyż wprowadza pewne opinie do obrotu. W związku z tym zabieganie o tę formę współpracy jest jak najbardziej zgodne z polską racją stanu. Z drugiej strony, musimy mieć też świadomość, że gotowość Polski może być elementem nacisku na Rosję lub nawet innych sojuszników. Nie tak dawno Niemcy podjęli decyzję o przedłużeniu swojego udziału w ich Nuclear Sharing, a istotnym argumentem w ich debacie była alternatywa, że w przeciwnym razie zostaną zastąpieni przez Polskę – ocenił Tomasz Szatkowski.
„Codzienna” skontaktowała się również z ekspertami ds. bezpieczeństwa, prof. Piotrem Grochmalskim oraz prof. Przemysławem Żurawskim vel Grajewskim, których zapytaliśmy, jak oceniają szanse Polski na udział w Nuclear Sharing. – Na wstępie trzeba zaznaczyć, że „Gazeta Polska” była pierwszym medium, które bardzo mocno podkreślało, że polską racją stanu jest dołączenie do programu Nuclear Sharing. Jeżeli chodzi o amerykańską broń, to mamy tutaj dwie ścieżki dojścia do niej. Pierwsza jest standardowa poprzez zgodę wszystkich państw NATO. Natomiast nie ma się co łudzić, że udałoby się ją uzyskać, bo pewne jest, że zablokowałyby to Niemcy. Z kolei druga ścieżka jest wynikiem umowy podpisanej między Polską a Stanami Zjednoczonymi jeszcze w czasie pierwszej prezydentury Donalda Trumpa, która zakłada, że Waszyngton może dokonać procedury dopuszczającej polskie maszyny do wykorzystywania broni atomowej – ocenił prof. Piotr Grochmalski.
– Sądzę, że rozstrzygnięcie tej kwestii będzie zależało od wyniku rozmów podjętych przez administrację Donalda Trumpa, których celem jest uzyskanie porozumienia z Rosją. Jeżeli próba porozumienia będzie postępowała, a od razu podkreślę, że w mojej opinii nie będzie, to musielibyśmy się liczyć z tym, że decyzja Waszyngtonu będzie odmowna. Natomiast w przypadku, jeżeli Moskwa nie pójdzie na ustępstwa, to ta sprawa może być wykorzystywana jako element nacisku na Rosję – mówi „GPC” prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski.
– Nie ma wątpliwości, że rozmieszczenie tego typu broni na terytorium danego państwa istotnie wzmacnia jego pozycję, a także system odstraszania. Oczywiste jest, że Amerykanie nie zostawią swoich pocisków jądrowych na łup armii najeźdźców, gdyby ta odważyła się zaatakować obszar, gdzie ta broń jest rozlokowana. Trzeba pamiętać, że broń jądrowa jest wciąż bronią polityczną, a nie wojskową, chociaż może się wydawać inaczej. W związku z tym gra jest warta świeczki i polska dyplomacja powinna ją podjąć chociażby po to, aby tworzyć presję na Rosję oraz pokazywać Trumpowi, że Polska jest gotowa na ten poziom współpracy z Waszyngtonem
– dodaje ekspert.