Niemal każdy dzień przynosi szokujące informacje ukazujące skalę destrukcji instytucji państwa, dokonywaną przez ekipę Donalda Tuska. Po słynnej spec-ekipie bodnarowców, powołanej do ściągania żołnierzy, którzy bronili wschodniej granicy w ramach toczonej z naszym państwem wojny hybrydowej Białorusi i Rosji, przyszedł czas na groźby premiera skierowane do obywateli, którzy bronią naszej zachodniej granicy przed niemieckimi służbami, na masową skalę szmuglującymi do Polski tych migrantów, których chcą się pozbyć. Tusk stwierdził, iż spontaniczna, oddolna obrona granic naszego państwa przez polskich obywateli przed zalewem nielegalnych migrantów jest „wyjątkowo paskudna”. Otwarcie zagroził:
„Zrobimy z tym porządek, uprzedzam jeszcze raz”.
Wyzwanie na już
Wszystko to dzieje się w sytuacji, gdy rośnie militarne zagrożenie naszego państwa ze strony Rosji, a światu grozi atomowy wyścig zbrojeń. Aby przetrwać w nowej erze nuklearnej, Polska musi mieć swoją cywilno-wojskową strategię atomową. Nasze bezpieczeństwo narodowe ulega zmianie ze względu na dynamikę rozprzestrzeniania się w świecie zagrożeń i zanikających prawnych ograniczeń. Vipin Narang, dyrektor prestiżowego Center for Nuclear Security Policy w Massachusetts Institute of Technology, i jego współpracownik Pranay Vaddi, ostrzegają na łamach „Foreign Affairs”, że skala atomowych wyzwań może przerosnąć USA. Jak zauważają: „Jeśli Stany Zjednoczone nie przygotują się pilnie na nadchodzący huragan nuklearny, mogą znaleźć się w miejscu, w którym nigdy nie były: w sytuacji, w której Chiny, Korea Północna lub Rosja – działając osobno lub wspólnie – użyją broni nuklearnej przeciwko sojusznikowi USA lub nawet ojczyźnie USA, ponieważ Waszyngton wydaje się nie chcieć lub nie być w stanie powstrzymać takiego ataku. Świat nigdy nie przeżył takiej burzy. Przez 80 lat amerykańscy stratedzy skutecznie walczyli, aby zapobiec jej nadejściu. Ale teraz nadchodzi szybciej, niż ktokolwiek przewidywał, a samozadowolenie może być zabójcze”. Z tej trafnej diagnozy wynikają daleko idące wnioski dla Polski – musimy być przygotowani na perspektywę nuklearnego chaosu. A to wymaga takich władz państwa, które są gotowe do poważnej dyskusji strategicznej. Bo, jak podkreślają Vipin Narang i Pranay Vaddi, „nadchodzący huragan nuklearny stawia dalekosiężne wyzwania. Po raz pierwszy od zakończenia zimnej wojny Waszyngton będzie musiał rozwinąć więcej różnych i lepszych zdolności nuklearnych i zacząć je wdrażać w nowy sposób. Biorąc pod uwagę skalę problemu, obawy dotyczące broni nuklearnej nie mogą być dłużej traktowane jako niszowa kwestia zarządzana przez małą społeczność ekspertów”. To wyzwanie, z uwagi na realne zagrożenie nuklearne ze strony graniczącej z nami Rosji, dotyczy także Polski.
Vipin Narang i Pranay Vaddi twierdzą, iż sprawa jest tak pilna, że „urzędnicy na najwyższych szczeblach rządu będą musieli włączyć ją do podstawowej polityki obronnej na każdym z głównych teatrów o żywotnym znaczeniu dla Stanów Zjednoczonych: w Europie, Indo-Pacyfiku i na Bliskim Wschodzie. Jednocześnie Kongres będzie musiał poprzeć przyspieszone wysiłki na rzecz przebudowy arsenału USA znacznym finansowaniem i nadać projektowi pilny priorytet, aby móc zająć się nie tylko dzisiejszym zmieniającym się środowiskiem zagrożeń, lecz także jutrzejszym. Przede wszystkim aby Stany Zjednoczone mogły skutecznie poradzić sobie z wysoce niestabilnym i szybko zmieniającym się porządkiem nuklearnym, sprawy nuklearne muszą ponownie stać się centralną częścią amerykańskiej wielkiej strategii”.
Nie ulega wątpliwości, iż Polska powinna wykazać się inicjatywą strategiczną w tej kwestii i zaproponować USA poważny dyskurs związany z naszym udziałem, na kierunku europejskim, w budowie bezpieczeństwa nuklearnego. Powinien on dotyczyć nie tylko rozwoju cywilnej energetyki atomowej, lecz także nuklearnej współpracy militarnej i naukowej. Ale tajemnicą poliszynela są fatalne relacje ekipy Tuska z Białym Domem, co rujnuje ogromną pracę rządu Zjednoczonej Prawicy i prezydenta Andrzeja Dudy w pogłębianiu strategicznych relacji z USA. Wielką nadzieją jest kontynuowanie tych działań przez ekipę nowego prezydenta RP Karola Nawrockiego.
Strata czasu jest zdradą stanu
Trump powstrzymał konflikt pakistańsko-indyjski, który mógł przekształcić się w pierwszą wojnę nuklearną. Nie wiadomo, na jak długo wyhamował też atomowe ambicje Iranu. Rosja stosuje bardzo agresywną retorykę nuklearną, skierowaną głównie do państw wschodniej flanki NATO. Przesunęła też swoją taktyczną broń atomową na Białoruś, w pobliże polskiej granicy, co nie spotkało się z symetryczną odpowiedzią Sojuszu. Szybkość, z jaką narastają zagrożenia nuklearne, powoduje, że USA radykalnie przyspieszają. Jak zauważają Vipin Narang i Pranay Vaddi:
„Te mnożące się zagrożenia nie tylko sprawiły, że strategia nuklearna znów znalazła się w centrum zainteresowania obronnością USA; wprowadziły również nowe problemy. Nigdy wcześniej Stany Zjednoczone nie musiały odstraszać i chronić swoich sojuszników przed wieloma rywalami posiadającymi broń jądrową w tym samym czasie. Podobnie jak Rosja , zarówno Chiny, jak i Korea Północna mogą zintegrować broń jądrową z planowaniem ofensywnym, poszukując tarczy jądrowej, która umożliwi konwencjonalną agresję przeciwko sąsiadom nieposiadającym broni jądrowej. Co więcej, istnieje coraz większe prawdopodobieństwo, że dwa mocarstwa nuklearne, lub więcej – na przykład Chiny i Rosja lub Korea Północna i Rosja – mogą próbować zsynchronizować agresję militarną przeciwko swoim sąsiadom, rozciągając amerykańskie odstraszanie nuklearne ponad ich możliwości. Wreszcie, szybka erozja barier nuklearnych, architektury dyplomatycznej, która przez dziesięciolecia ograniczała proliferację i zapewniała bezpieczeństwo dziesiątkom krajów pod amerykańskim parasolem nuklearnym, skłoniła niektórych azjatyckich i europejskich sojuszników do rozważenia nabycia własnej broni jądrowej. Wszystko to działo się w czasach, gdy przestarzały arsenał nuklearny Stanów Zjednoczonych popadł w ruinę, a trwające prace modernizacyjne były obciążone opóźnieniami i drastycznym przekroczeniem budżetu”.
Vipin Narang i Pranay Vaddi zwracają uwagę, iż ofensywna strategia nuklearna Rosji na Ukrainie jest przykładem dla Chin i Korei Północnej. Nam jednak pokazuje, iż nie wystarczy posiadać rozbudowane siły nuklearne, aby oprzeć się militarnej presji ze strony Kremla. Trzeba posiadać gwarancje skutecznego odstraszania nuklearnego. A Vipin Narang i Pranay Vaddi ostrzegają, iż USA zbliżyły się do granicy skutecznych możliwości zapewnienia atomowego parasola dla swoich sojuszników. Jak zauważają ci badacze:
„Pośród tych niestabilnych wydarzeń, szereg państw nieposiadających broni jądrowej – w tym, po raz pierwszy w tym stuleciu, sojusznicy Waszyngtonu – rozważa rozwój własnych arsenałów nuklearnych. Przez dziesięciolecia kluczowym filarem amerykańskiej strategii nuklearnej było rozszerzenie amerykańskiego odstraszania nuklearnego na co najmniej 34 formalnych sojuszników za dwoma ogromnymi oceanami, odpowiedzialności, której nie bierze na siebie żadne inne mocarstwo. Polityka ta zrodziła się nie z altruizmu, lecz z własnego interesu: Stany Zjednoczone i ich zbiorowe odstraszanie są silniejsze dzięki geografii, możliwościom i jedności politycznej, jaką zapewniają sojusznicy. Mniej mocarstw nuklearnych oznacza mniej okazji do wykorzystania broni jądrowej, cel, który pozwolił również Waszyngtonowi scentralizować podejmowanie decyzji sojuszniczych pod swoim dowództwem”.
Koniec wszelkich zasad
Jednak na naszych oczach rozsypują się ramy prawne ograniczające arsenały nuklearne – od traktatu o siłach jądrowych średniego zasięgu między USA a ZSRS z 1987 roku do traktatu o nowym START między USA a Rosją z 2010 roku. Putin wycofał się z szeregu porozumień. Zbliża się też wygaśnięcie „nowego START” w 2026 roku, który ogranicza Rosję i Stany Zjednoczone do 1550 rozmieszczonych głowic nuklearnych w międzykontynentalnych systemach przenoszenia. Jeśli nie będzie porozumienia następczego, świat czeka pełnowymiarowy wyścig zbrojeń nuklearnych po raz pierwszy od pół wieku. Ale tym razem Chiny i Rosja jednocześnie rozszerzałyby swoje arsenały, co uderzałoby w bezpieczeństwo USA i jego sojuszników. Jak zauważają Vipin Narang i Pranay Vaddi, niektóre kraje, które dotąd znajdowały się pod nuklearną tarczą Stanów Zjednoczonych, coraz bardziej otwarcie chcą szukać rozwiązań na własną rękę. Zwracają uwagę, iż „Korea Południowa jest obecnie najbardziej skłonna do zaangażowania się w proliferację nuklearną, chociaż niektóre mocarstwa NATO również mogłyby być kandydatami. W Europie arsenały nuklearne Wielkiej Brytanii i Francji mogą w pewnym stopniu zrekompensować zmniejszone zaangażowanie USA. Jednak siły te, nawet w połączeniu z dodatkowymi zdolnościami niejądrowymi, nie są w stanie ograniczyć szkód, jakie Rosja może wyrządzić sojusznikom, a zatem nie mogą wiarygodnie zastąpić parasola nuklearnego oferowanego przez Stany Zjednoczone. W rezultacie kraje takie jak Polska, a nawet Niemcy, mogą zdecydować się na poszukiwanie własnej broni nuklearnej, jeśli przekonają się, że Stany Zjednoczone nie są już chętne lub zdolne do ich ochrony. Pojawienie się większej liczby mocarstw nuklearnych, niezależnie od tego, czy są sojusznikami USA, otworzyłoby puszkę Pandory, którą Waszyngton od dziesięcioleci stara się utrzymać zamkniętą”.
Bezpieczeństwo Polski a nowa geopolityka nuklearna
Wszystko to powoduje, że dla nas pilną potrzebą jest objęcie Polski formatem Nuclear Sharing. Już rok temu, w 26. numerze „Gazety Polskiej” z 26 czerwca 2024 roku, sygnalizowałem, iż „Polska może niejako tylnymi drzwiami wejść do Nuclear Sharing”, wykorzystując dobre relacje z USA. Jeśli będziemy „kontynuować certyfikację swoich F-35A do misji o podwójnym działaniu [a więc także do przenoszenia taktycznych bomb nuklearnych], nawet brak konsensusu wśród członków Sojuszu nie będzie przeszkodą. Polska mogłaby bowiem certyfikować samolot dwustronnie z USA, co znacznie zwiększyłoby liczbę płatowców dostępnych w dowolnym momencie dla SACEUR [głównodowodzący sił NATO w Europie], co samo w sobie zwiększyłoby odstraszanie Sojuszu (…). Integracja B61 z polskimi F-35A może okazać się łatwiejsza i mniej kosztowna niż budowa schronów nuklearnych i powiązanej infrastruktury w Polsce. Ta atomowa opcja dla Polski i dla innych państw wschodniej flanki NATO wydaje się najprostsza w realizacji. A Holandia, która jest już od lat w Nuclear Sharing, pokazała, jakim wzmocnieniem dla atomowego odstraszania jest wykorzystanie potencjału F-35A. Dokładnie 1 czerwca 2024 roku kraj ten przeszedł do historii, stając się pierwszym państwem, które oficjalnie przydzielił swoje myśliwce F-35A do operacji w ramach ataku nuklearnego”. Ta opcja jest nadal w grze. Mogłoby to nastąpić poprzez nasz udział w większej liczbie ćwiczeń nuklearnych NATO, takich jak SNOWCAT i Steadfast Noon.
Jak zauważają analitycy brytyjskiego think tanku International Institute for Strategic Studies (IISS), uchodzącego za jeden z najlepszych na świecie: „Umożliwiłoby to [Polsce] włączenie się w pełne spektrum ról wspierających takie misje, w tym rozpoznanie, obronę powietrzną, tłumienie obrony powietrznej wroga oraz integrację opcji ataku nuklearnego i konwencjonalnego. NATO mogłoby także wyznaczyć kilka polskich lotnisk jako potencjalne rozproszone bazy operacyjne, w których zazwyczaj nie stacjonują wojskowe samoloty przeznaczone do użytku w czasie wojny. Przygotowania te są dobrze znane członkom Sojuszu (w ramach Porozumień Standaryzacyjnych NATO) i mogą być prowadzone w drodze konsensusu pomiędzy członkami lub, jeżeli konsensus jest nieosiągalny, dwustronnie pomiędzy Polską a USA”. Analitycy IISS mają w pełni rację. W przypadku prób blokowania przez Berlin naszego udziału w Nuclear Sharing realna pozostaje opcja dwustronna – amerykańsko-polska. Tym bardziej iż daje to zarówno Polsce, jak i NATO dodatkowe możliwości strategiczne. IISS zwraca uwagę, iż takie przygotowania „zapewniłyby Naczelnemu Dowódcy Sił Sojuszniczych NATO w Europie (SACEUR) dodatkowe możliwości rozproszenia samolotów o podwójnym przeznaczeniu w czasie wojny i w sytuacjach przedwojennych, co skomplikowałoby rosyjskie namierzanie i potencjalnie zwiększyłoby przeżywalność i wskaźniki lotów bojowych”. Co więcej, ta formuła mogłaby być zastosowana także wobec innych członków Sojuszu, na przykład wobec Finlandii. Ta atomowa opcja dla Polski, a także dla innych państw wschodniej flanki NATO, wydaje się najprostsza w realizacji i nie zamyka drogi do pełnowymiarowej naszej obecności w Nuclear Sharing. Ale jeśli zostanie wdrożona przez Sojusz lub w ramach dwustronnych relacji z USA, jest mało prawdopodobne, aby zostało to ogłoszone publicznie.
Polska atomową potęgą?
Coraz częściej wielu specjalistów rozważa poważnie także opcję budowy przez Polskę własnego arsenału nuklearnego. Omawiałem już na łamach „Gazety Polskiej” obszerny artykuł Fabiana Hoffmanna, opublikowany w „Internationale Politik” na początku stycznia 2024 roku. Ten znany specjalista do spraw wojskowości przedstawił w nim scenariusz, w którym „Polska staje się potęgą nuklearną”. Hoffmann twierdził, iż Warszawa usilnie stara się o wejście do programu Nuclear Sharing. Jak zauważał, „Jeżeli Polska w dalszym ciągu będzie upierała się przy stacjonowaniu broni nuklearnej na swoim terytorium, wówczas Warszawa prawdopodobnie będzie musiała opracować własny program broni nuklearnej”. Serhii Plokhy, w swojej książce wydanej w 2024 roku pt. „Rosja–Ukraina. Największe starcie XXI wieku”, odkrył, że temat polskiego arsenału nuklearnego już przed laty pojawił się w rozmowach z USA. Jak twierdzi ten amerykański historyk:
„Bezpośredni związek pomiędzy posiadaniem broni atomowej a dążeniem do członkostwa w NATO ujawnił się w 1992 roku, kiedy pewni polscy politycy zasugerowali swoim amerykańskim partnerom, że Polska stanie się państwem atomowym, jeśli nie zostanie przyjęta do NATO”.
W najnowszym numerze „Foreign Affairs” niemiecki duet wpływowych analityków, Florence Gaub i Stefan Mair, rozważając nuklearne opcje Europy, wskazuje, iż jedną z nich jest rozszerzenie grupy europejskich państw dysponujących własnym arsenałem atomowym (Wielka Brytania i Francja) o nowe kraje. Gaub jest dyrektorem Działu Badań w NATO Defence College, a Mair kieruje Niemieckim Instytutem Spraw Międzynarodowych i Bezpieczeństwa. Według ich oceny: „Kilka głównych europejskich mocarstw, na czele z Niemcami i Polską, mogłoby teoretycznie nabyć zdolności technologiczne i przeznaczyć środki finansowe niezbędne do zgromadzenia wystarczającej ilości wzbogaconego uranu i ostatecznie opracowania broni jądrowej. Ale zrobienie tego (…) zajęłoby z pewnością wystarczająco dużo czasu, aby potencjalny agresor z bronią jądrową, taki jak Rosja, mógł przeprowadzić prewencyjny atak konwencjonalny na miejsca wzbogacania i inne obiekty rozwojowe. Przed pełnoskalową inwazją Rosji na Ukrainę taki atak byłby nie do pomyślenia. Obecnie nie można wykluczyć prawie niczego. Aby złagodzić to ryzyko, Francja i Wielka Brytania mogłyby »pożyczyć« część swojej broni jądrowej na zasadzie tymczasowej. Zachętą dla Paryża i Londynu, aby przystały na ten plan i poparły ambicje nuklearne swoich sojuszników, byłoby osiągnięcie siły liczebnej: nawet bez wspólnej kontroli, wiele europejskich mocarstw nuklearnych mogłoby ustanowić wyższy poziom odstraszania, niż Francja i Wielka Brytania mogą ustanowić dla siebie dzisiaj. Stany Zjednoczone ze swojej strony zostałyby wreszcie uwolnione od ciężaru ochrony Europy, uwalniając zasoby do alternatywnych zastosowań. Ale jeśli korzyści mają historyczne rozmiary, to takie same są potencjalne koszty – zwłaszcza podwyższone ryzyko wywołania konfliktu z Rosją”. Przy czym autorzy twierdzą:
Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że autorzy artykułu wykorzystują Polskę jedynie jako pretekst umożliwiający im szerokie podjęcie kwestii posiadania własnego arsenału nuklearnego przez Berlin. Choć przyznają, że ze względu na historyczne doświadczenie Europejczyków dotyczące Niemiec taka opcja byłaby trudna i „wywołałyby głębokie zaniepokojenie w sąsiednich stolicach”. Dlatego podkreślają, iż „jakikolwiek ruch Niemiec w kierunku pozyskania broni jądrowej byłby możliwy do wyobrażenia sobie tylko w ścisłym porozumieniu i uzgodnieniu z innymi państwami europejskimi, przede wszystkim Polską, gdzie Niemcy posiadające broń jądrową budziłyby największe obawy”.
Ale coraz wyraźniej widać, iż wśród niemieckich elit temat zbudowania odrębnego arsenału nuklearnego jest coraz intensywniej testowany. Jak zauważała w marcu 2025 roku Nina Werkhäuser na łamach „Deutsche Welle”: „Dwa badania przeprowadzone na początku marca przez firmy Forsa i Civey wykazały, że 31 proc. i 38 proc. Niemców opowiada się za uzbrojeniem Niemiec w broń jądrową. To nadal mniejszość, ale wzrosła o kilka punktów procentowych w porównaniu z rokiem ubiegłym”. Widać też wyraźnie, że niemieckie media dążą do uzyskania społecznej akceptacji dla nuklearyzacji RFN. Z pewnością Tusk nie przeciwstawi się atomowym ambicjom Niemiec, a to spowodowałoby radykalną przebudowę europejskiej geopolityki nuklearnej.
🔴Wakacyjne wydanie #NowePaństwo już dostępne!
— Nowe Państwo (@NowePanstwo) July 16, 2025
➡️W najnowszym numerze publikujemy raport na temat bezprawia w wymiarze sprawiedliwości.
📌 Zaprenumeruj: https://t.co/ivtsAg7x48
📖 Więcej na: https://t.co/5bvrraMdGn pic.twitter.com/bRLr4k2rU9