Polacy, których statek - "Miętus II" - zatonął w niedzielę wczesnym rankiem na Bałtyku w pobliżu Bornholmu, w komplecie powrócili do kraju. - Było dużo strachu. Kolega poprosił, żebym zrzucił tratwę ratunkową - relacjonował w rozmowie z Radiem Szczecin jeden z rozbitków.
Do zatonięcia statku "Miętus II" doszło w niedzielę ok. godziny 6.00 na Morzu Bałtyckim, 9 mil na południe od miejscowości Ronne na wybrzeżach wyspy Bornholm. Na pokładzie znajdowało się 16 osób, w tym 3 członków załogi i 13 wędkarzy, którzy wyruszyli w rejs z Kołobrzegu. Jeden z Polaków został niegroźnie ranny.
- Wszystkie osoby zostały podebrane przez tamtejsze służby. Do akcji zadysponowano dwa śmigłowce i trzy statki ratownicze. Polska strona w niej nie uczestniczyła. Duńczycy wszystko skoordynowali i przeprowadzili
- powiedział niedługo po zdarzeniu Rafał Goeck, rzecznik Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa w Gdyni.
Polacy zostali przetransportowani do jednego z hoteli w Ronne, gdzie spędzili noc z niedzieli na poniedziałek. Około południa w poniedziałek wyruszyli w rejs powrotny do Kołobrzegu. Do kraju dotarli w godzinach wieczornych. Na rozbitków czekały ich rodziny, a także członkowie Komisji Badania Wypadków Morskich, która będzie prowadzić śledztwo w sprawie zatonięcia "Miętusa II".- Było dużo strachu. Kolega poprosił, żebym zrzucił tratwę ratunkową. Tę tratwę zrzuciliśmy, jeden drugiemu pomagał..., kapoki, to wszystko...
- relacjonuje to, co wydarzyło się w niedzielny poranek, jednej z rozbitków w rozmowie z Radiem Szczecin.
- Straszny huk i duży wstrząs! Byłem na schodach, akurat wracałem z toalety. Po prostu: straciłem przytomność
- mówi inny z Polaków.
Przyczyną zatonięcia kutra "Miętus II" była prawdopodobnie kolizja z większą jednostką, statkiem towarowym pływającym, jak podaje TVP3 Szczecin, pod banderą Wysp Cooka.