Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Politolog dla Niezalezna.pl: Bestialskie ataki na polskie miejsca pamięci na Białorusi to groźny precedens

- Stosunek władz białoruskich do Polski jest niezmiennie negatywny. W szczególności niezmiennie negatywny do mniejszości polskiej na Białorusi oraz do wszelkich przejawów polskiej aktywności i pamięci historycznej, która na tych ziemiach występuje niemal co krok – mówi portalowi Niezalezna.pl politolog z Uniwersytetu Wrocławskiego profesor Zdzisław Winnicki, prezes dolnośląskiego oddziału Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”.  Nasz ekspert dodaje, że właśnie z tym nastawieniem Mińska należy łączyć m.in.barbarzyńskie zniszczenie AK-owskiego cmentarza w Mikuliszkach.

Okras, CC BY-SA 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0>, via Wikimedia Commons

Na początek chciałbym się Pana Profesora zapytać o obecną politykę Białorusi wobec Polski. Bo ostatnio mieliśmy tam dwa znaczące "gesty". Z jednej strony: zniszczenie żołnierskiego cmentarza w Mikuliszkach; z drugiej: zarządzenie przez prezydenta Łukaszenkę ruchu bezwizowego na granicy polsko–białoruskiej. Co to właściwie znaczy? Jaki jest prawdziwy stosunek władz białoruskich do Polski?

Stosunek władz białoruskich do Polski jest niezmiennie negatywny. W szczególności niezmiennie negatywny do mniejszości polskiej na Białorusi oraz do wszelkich przejawów polskiej aktywności i pamięci historycznej, która na tych ziemiach występuje niemal co krok.

I nie stoi z tym w sprzeczności fakt, że Łukaszenka pokazuje, iż otwiera granice. Również na zasadzie przebywania w strefie przygranicznej. To było już dawno. Taki system funkcjonował przed wojną w Ukrainie. Wiele osób z niego korzystało.

Zanim doszło do tych antyłukaszenkowskich manifestacji na Białorusi, to ciekawi Polacy licznie jeździli sobie nad Kanał Augustowski. Do Grodna. Do rozmaitych miejscowości na Grodzieńszczyżnie, To już było. To nic nowego ani żadna ulga.

Po prostu, w swoim czasie. Białoruś czerpała z tego duże korzyści turystyczne. Bo początkowo ten ruch bezwizowy w strefie przygranicznej był bardzo wąski, gdy idzie o terytorium. I krótki. Bo do dziesięciu dni. Potem go wydłużono do trzydziestu dni. I z tego tytułu Białoruś czerpała turystyczne zyski. Bardzo się z tego cieszyli!

A sprawa cmentarza AK-owskiego w Mikuliszkach to barbarzyński ruch wobec naszych kombatantów: resztek żołnierzy Armii Krajowej. To jest wulgarne „splunięcie w twarz” Polsce.

Bo trzeba wiedzieć, że od momentu, gdy zaczęły się aresztowania wśród działaczy Związku Polaków na Białorusi, a w szczególności, gdy osadzono w więzieniu Andrzeja Poczobuta, zarzucono Polakom na Białorusi, że gloryfikują tych, którzy stosowali „ludobójczą praktykę” wobec Białorusi. A miano na myśli żołnierzy Armii Krajowej walczących z Niemcami, Litwinami i z sowiecką partyzantką, która – oczywiście – prowokowała te zajścia. I z tego, co na pewno wiemy, od mniej więcej roku w białoruskich archiwach urzędują nie historycy, ale prokuratorzy, którzy poszukują rzekomych dowodów na to, że Armia Krajowa celowo niszczyła ludność białoruską.

A jaka w ogóle jest sytuacja mniejszości polskiej na Białorusi? Na przykład: są tam jeszcze polskie szkoły?

Jak wiadomo z medialnych przekazów, polskie szkoły od września przestaną być polskimi. Zresztą, to nie były polskie szkoły. To były dwie polskojęzyczne szkoły w Grodnie i w Wołkowysku. A więc tak naprawdę białoruskie z polskim językiem wykładowym. Ale od nowego roku szkolnego język polski w tych szkołach będzie zlikwidowany. W zamian wprowadzony zostanie język rosyjski obejmujący całość nauczania. A tak zwane fakultatywy, czyli polskie klasy w rozmaitych szkołach w miejscowościach zamieszkałych w dużej liczbie przez Polaków - na przykład w rejonie lidzkim, a nawet w Mińsku – też będą usunięte. Czyli nauczanie w języku polskim zostanie całkowicie zlikwidowane!

A zostały jakieś inne formy polskiej aktywności?

Tak! Można powiedzieć, że nasi rodacy funkcjonują w pewnym „zahibernowaniu”. Mimo formalnej likwidacji przez państwo białoruskie wciąż jest bardzo wiele oddziałów Związku Polaków na Białorusi. Te oddziały, których jest ponad sto, funkcjonują na zasadzie towarzyskiej i bardzo – można powiedzieć - ostrożnie. W tej chwili jest to raczej działalność rodzinno-koleżeńsko-towarzyska, a nie pełnowymiarowa działalność społeczno-kulturalna. Tak że rodacy czekają na „odwilż”. I jestem głęboko przekonany, że jak tylko taka „odwilż” nastąpi, Związek Polaków na Białorusi odrodzi się. 

A jak wygląda sytuacja Polaków w innych wschodnich krajach? Na przykład w Rosji.

Z Rosją kontaktów szczególnie nie ma. Ale rosyjska Polonia trwa. Dodam tu, że Polacy na Białorusi, Ukrainie i Litwie to jest ludność rdzenna. Oni mieszkają od dziada pradziada tam, gdzie się urodzili i tam, gdzie się urodzili ich ojcowie, dziadkowie, pradziadkowie. Polacy na Białorusi nawet obrażają się, jak ktoś mówi o nich „Polonia”.

Natomiast w Rosji – powtórzę - jest właśnie Polonia. Duża jej grupa mieszka w Petersburgu. 

Z tego co wiem, są umiarkowanie aktywni. Ale z uwagi na bieżącą sytuację, raczej kontaktów z nimi nie ma.

Trzeba by pytać Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”, które wspiera te środowiska i prowadzi – mam nadzieję – jakąś aktywną działalność w związku ze środowiskami polskimi w Rosji. 

W Rosji to są punkty – ogniska. Oczywiście, stara Polonia nie istnieje, bo została wymordowana bądź wypędzona. Jeszcze po sowieckiej rewolucji październikowej. Natomiast część ludności, która przyznawała się i przyznaje do wiary rzymsko-katolickiej i polskiej świadomości narodowej, funkcjonuje właśnie we wspomnianym Piotrogrodzie. Ale też są ogniska takie jak, jak miejscowość Tomsk i okolice Nadbajkału na Syberii. Tam Polacy funkcjonują. Istnieje nawet polska wieś o nazwie „Białystok” na Syberii. Zaludniona w swoim czasie przez ludność, która przyjechała z Podlasia i „dla pamięci” nazwała to miejsce „Białystok”. Ma ona tam swój kościół i swoją parafię. I ci ludzie funkcjonują. Natomiast kontakty z nimi – z uwagi na okoliczności – są w tej chwili praktycznie żadne.

To jeszcze Ukraina: jak żyje się teraz Polakom na Ukrainie, która toczy wojnę? Czy to ma jakiś wpływ na ich aktywność?

Podejrzewam, że ma wpływ taki, iż są po prostu przygnębieni tą sytuacją. Jak wiemy z przekazów (również medialnych), na Ukrainie Wschodniej (w nomenklaturze rosyjskiej „Noworosji”), nawet gdzieś tam daleko w Mariupolu, były polskie środowiska oraz ich kościoły i parafie. Tam, gdzie nastąpiła aneksja ze strony Rosji, wszystkie one zamarły. 

Najprawdopodobniej zostały objęte zakazem funkcjonowaniem, ale szczegółów nie znamy. 

Bo – jak wiemy – propaganda wojenna jest taka, że pokazuje się tylko to, co się chce pokazać. Stąd też niewiele wiemy o tym, co tam się dzieje.

Wiemy natomiast tyle, że największa  polska grupa narodowa mieszka na Żytomierszczyźnie. 

W samym Żytomierzu i w okolicy mieszka formalnie (według Spisu Ludności) około siedemdziesięciu tysięcy Polaków. I ci Polacy aktywnie uczestniczą w życiu społecznym i politycznym Ukrainy oraz wspierają działania władz i narodu ukraińskiego w obronie suwerenności.

Czy oprócz Ukraińców również Polacy – właśnie ci z Ukrainy – przyjeżdżają do Polski? Rodacy z Ojczyzny pomagają im?

Jakichś wielkich ruchów z tej strony nie widać! Wiem natomiast, że gdy zaczął się ten wielki exodus z Ukrainy, Stowarzyszenie „Wspólnota Polska” wysłało dyrektywę do swoich wszystkich oddziałów z prośbą o to, by wskazywały miejsca i możliwości przyjęcia Polaków z Ukrainy. Natomiast z tego, co wiem, w oddziale dolnośląskim takich przypadków nie mieliśmy.

Wróćmy jeszcze do Mikuliszek. Kto właściwie zniszczył ten cmentarz? Czy to było wojsko, milicja? A może białoruskie KGB? Wiadomo coś na ten temat?

Na razie nie znamy żadnych szczegółów co do sprawców tego ohydnego zdarzenia. Nie wiemy nic o nich. Ale wiemy, jaka jest praktyka! W swoim czasie, też na Grodzieńszczyźnie, postawiono krzyże żołnierzom i oficerom Armii Krajowej. I te krzyże zostały w nocy spiłowane. Istnieje przekonanie graniczące z pewnością, że nastąpiło to na skutek dyrektywy politycznej. Dyrektywy administracji państwowej. Ze szczególnym uwzględnieniem jednostek służb specjalnych, w tym KGB. Podejrzewamy sprawców tych okropnych rzeczy o przynależność do tych organów.

Wydaje się, że w przypadku Mikuliszek nastąpiła podobna sytuacja. Z tym, że być może nastąpiło jakieś zaniedbanie ze strony Polski w odniesieniu do tej kwatery, czyli de facto cmentarza wojennego, który podlega ochronie prawa międzynarodowego. Zaniedbanie polegające na tym, że nie wciągnięto tej zbiorowej mogiły do rejestru cmentarzy wojennych. 

Wtedy byłaby ona w szczególny sposób chroniona. Przynajmniej formalnie!

Niemniej jestem przekonany, że akcja w Mikuliszkach miała charakter pewnego precedensu: próby zastraszenia, a jednocześnie pokazania Polsce, że bez zgody władz białoruskich nic tutaj nie będzie robione. Polskość nie będzie eksponowana ani czczona!

Niedługo później Kaczycach zbeszczeszczono krzyż Straży Mogił Polskich na Wschodzie

Tak jest! Ale co się tam właściwie zdarzyło? W pierwszym rzędzie zbeszczeszczono krzyż Straży Mogił Polskich na Wschodzie. Ten akt bestialskiego, barbarzyńskiego wandalizmu miał miejsce w wiosce Kaczyce niedaleko wioski Rowiny w rejonie Korelicze, w dawnym powiecie nowogródzkim. Ów krzyż - w ramach tej organizacji, o której przed chwilą wspomniałem - osobiście ustawiałem z przyjaciółmi w obecności świadków strasznej bitwy mającej tam miejsce w styczniu 1945 roku. Ten krzyż - z tego, co mi wiadomo - był już wcześniej częściowo przemalowywany. Tak symbolicznie bezczeszczony.

Ale tym razem już całkowicie zniszczono miejsce, w którym zginęło kilkudziesięciu żołnierzy zgrupowania „Tura”. To był ostatni dowódca oddziału Związku Walki Czynnej Ziemi Wileńskiej.

Żołnierze tego oddziału przechodzili do Puszczy Nalibockiej. Pod Kaczycami – Rowinami dostali się w obławę całego pułku NKWD. W warunkach srogiej zimy (były ponad półmetrowe zaspy śniegu) nie byli w stanie się obronić. Zostali wybici. Częściowo dobici. A reszta została aresztowana.

 



Źródło: niezalezna.pl

Eryk Łażewski