Rozpoczęła się piąta doba gaszenia pożaru bagiennych łąk i lasu w Biebrzańskim Parku Narodowym. W piątek nadal ma być kontynuowana akcja, która sprawdziła się dzień wcześniej, z wykorzystaniem do zrzutów wody samolotów gaśniczych i śmigłowca i dogaszaniem tych miejsc z ziemi.
Pożar w tzw. basenie środkowym Biebrzańskiego Parku Narodowego trwa – z przerwami – od niedzielnego wieczora. Szacunki strażaków i parku narodowego mówią o powierzchni ok. 6 tys. ha, które dotąd objął. W działaniach bierze udział kilkaset osób, w tym blisko 360 strażaków zawodowych i OSP oraz 50 żołnierzy WOT, służby parku narodowego i leśnicy, wspierani m.in. przez policję, SG czy okolicznych mieszkańców.
W nocy z czwartku na piątek teren w newralgicznych miejscach, przede wszystkim tam, gdzie ogień mógłby zagrozić okolicznym miejscowościom, był dozorowany z ziemi przez strażaków, ale też monitorowany z powietrza z użyciem dronów i helikoptera.
W sumie cały czas w takim dozorze, ale i w akcji gaśniczej tam, gdzie było to możliwe w warunkach nocnych, działało ok. 150 strażaków - poinformował PAP oficer prasowy KW PSP w Białymstoku Marcin Janowski.
- W nocy wycofaliśmy część sił i środków, ale działania gaśnicze w żaden sposób nie zostało przerwane, a jedynie ograniczone do tych stref bezpiecznych. Chodziło głównie o to, by pożar nie objął nowych terenów
- dodał. Ocenił, że to się udało.
Loty drona z termowizją i patrolowych śmigłowców wskazały, że pożar jest punktowo np. w lesie wroceńskim, W pobliżu miejscowości Grzędy i przy Kanale Woźnawiejskim, ale ta sytuacja nie pogorszyła się w nocy.
Po pełnym porannym rozpoznaniu lotniczym, w piątek ma być kontynuowana taktyka działań, która sprawdziła się dzień wcześniej. Chodzi o dużą częstotliwość zrzutów wody przez samoloty gaśnicze i śmigłowiec. Jak podał Janowski, w czwartek samoloty zrobiły ponad 60 takich zrzutów; śmigłowiec, który bez lądowania nabierał wodę na miejscu - ok. 200.
W miejscach takich zrzutów potem prowadzone jest dogaszanie przy użyciu podręcznego sprzętu przez strażaków, którzy są na ziemi.
- Widzimy tego efekty, dzisiejszy poranek wygląda całkowicie inaczej, niż wczorajszy, nawet optycznie sytuacja zmieniła się na lepsze
- mówił Janowski.
Wiosenne pożary suchych traw i trzcinowisk są nad Biebrzą co roku, ale trwający obecnie jest największym w historii działalności tego parku. W dużej części objął obszary torfowe i tam ogień może bardzo długo tlić się pod powierzchnią gruntu i wzniecać się wskutek porywów wiatrów. W minionych latach jedynym sposobem na takie pożary były obfite opady deszczu.
Biebrzański Park Narodowy jest największym w Polsce, zajmuje ok. 59 tys. ha. Chroni cenne przyrodniczo obszary bagienne. Jest ostoją wielu rzadkich gatunków, zwłaszcza ptaków wodno-błotnych i łosi.