- Jeżeli ktoś wykorzystuje swoją pozycję, nadużywa zaufanie, jakim został obdarzony, i szczepionki - zamiast najbardziej potrzebującym - przekazuje swoim znajomym czy poplecznikom, to się zachowuje jak hiena, która rozszarpuje ofiarę – stwierdza w rozmowie z portalem niezalezna.pl poseł Jacek Żalek z Porozumienia.
Eryk Łażewski: Studenci Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego (WUM) ujawnili, że oprócz pracowników placówek prowadzonych przez Uniwersytet, członków ich rodzin oraz hospitalizowanych pacjentów, w Centrum Dydaktycznym WUM nieformalnie zaszczepiono 18 znanych osób: aktorów, biznesmenów oraz ich krewnych. Niektórzy zaszczepieni tłumaczą, że mieli być ambasadorami "akcji zachęcającej do szczepień". Leszek Miller jednak, który jest wśród tej grupy, twierdzi, że nic nie wiedział o tym, że uczestniczy we wspomnianej akcji. Jak pan interpretuje całe to zamieszanie?
Jacek Żalek: To wszystko jest przykre. Bo wiadomo, że w naszym społeczeństwie szczególną opieką otacza się najsłabszych, najbardziej potrzebujących. I dlatego pierwsze szczepienia – zgodnie z Narodowym Planem Szczepień - miały dotyczyć lekarzy i personelu medycznego. Tych, którzy niosą pomoc właśnie najsłabszym, najbardziej potrzebującym, czyli chorym. W tej sytuacji, jeżeli ktoś wykorzystuje swoją pozycję, nadużywa zaufanie, jakim został obdarzony, i szczepionki - zamiast najbardziej potrzebującym - przekazuje swoim znajomym czy poplecznikom, to się zachowuje jak hiena, która rozszarpuje ofiarę. Nie zważa bowiem na fakt, że w społeczeństwie ludzi cywilizowanych obowiązują pewne zasady. W tym przypadku, reguły dostępności szczepionek były ustalone tak, aby ich przydzielanie zacząć od najbardziej potrzebujących. A tymczasem okazało się, że znaleźli się tacy, którzy uznali, że najpierw zaspokoją swoje potrzeby, a dopiero później będą wzywani ci, którzy najbardziej potrzebują szczepień.
To wszystko świadczy przede wszystkim o poziomie kultury. O upadku etosu lekarza i profesora. Jeżeli bowiem instytucja zaufania publicznego (ale nie państwowa) odpowiedzialna za to, żeby zaszczepić swoich lekarzy – zamiast im dawać nadzieję na życie i dbać o ich poczucie bezpieczeństwa – daje tę nadzieję swoim znajomym, to jest to absolutny upadek etosu profesora i lekarza. Widać tu skalę nieprawdopodobnego zepsucia. To jest powrót do komuny, powrót do zasad i czasów komunistycznych, kiedy obowiązywał drugi obieg. Dzisiaj to jest zupełnie niezrozumiałe.
Te osoby, które się zaszczepiły, wiedziały o tym, że nie są ambasadorami akcji szczepień. O ile wiem, to Czarek Pazura jest oficjalnie takim ambasadorem. A chyba się jeszcze nie zaszczepił. Natomiast ci, którzy najbardziej zażarcie walczyli z polskim rządem, dzisiaj – na nic nie patrząc – pchają się jak hieny do padliny. I to po trupach tych najsłabszych, najbardziej potrzebujących. Niewyobrażalne, niedopuszczalne w społeczeństwie cywilizowanym. Zwykłe barbarzyństwo.
Niektórzy politycy opozycji twierdzą, że winne tej sytuacji ze szczepieniami celebrytów są władze, które podobno wydały nieprecyzyjne wytyczne dotyczące szczepień. Jak odpowiedziałby pan na ten zarzut?
Jeżeli nieprecyzyjnym jest zapis mówiący, że w „grupie zero” jest personel medyczny, to znaczy, że precyzja procesu logicznego myślenia w przypadku polityków opozycji jest wykluczona. Mamy więc do czynienia ze zwykłymi kretynami. Tu nie trzeba było niczego precyzować. Wystarczyła zwykła przyzwoitość. Wiadomo, kto jest personelem medycznym; wiadomo, kto jest lekarzem i kto nim nie jest.
Szczepionki wysłano do Uniwersytetu Medycznego, gdzie mieli się zaszczepić lekarze. A jeżeli celebryci oraz politycy, ukrywając się i korzystając z przychylności władz uczelni, dostali zaproszenie poza kolejką, to każdy z nich wiedział, że uczestniczy w okradaniu lekarzy i pacjentów z ich praw. Za to ponoszą odpowiedzialność rektor i władze uczelni, mający dopilnować, aby zaszczepili się lekarze i ewentualnie pacjenci.
Niektórzy z zaszczepionych twierdzili, że oni właśnie są pacjentami placówek Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i dlatego mogli się zaszczepić.
To brnięcie w kłamstwa. Na pewno zaszczepieni celebryci nie byli personelem medycznym. A jeśli nawet są pacjentami, to nie hospitalizowanymi. Na pewno więc nie mieszczą się w pierwszej kolejności. Bo „grupa zero” nie obejmuje zwykłych pacjentów. Chyba, że psychiatrycznych. No to wtedy, ewentualnie, można by ich uwzględnić. Ale w każdym innym przypadku, jeżeli nie byli hospitalizowani, to na pewno nie był ich czas.
To ludzie bez żadnej przyzwoitości. Bo mieli odwagę manifestować przeciwko rządowi, natomiast nie mieli odwagi poczekać. Tak, jak wszyscy inni czekają w kolejce na to, aby dostać szczepionkę.