– Środki te są wyliczane w kopertach według pewnego wzoru matematycznego – jak tną to nie jest to zależne od danego kraju, nie jest tak, że mówią \"tego kocham, tego szanuję, tego potrzebuję\", więc temu krajowi dodam, a temu bardziej odejmę, tylko sama konstrukcja tego wzoru, czyli dodanie kryterium bezrobocia i migracji przesunie środki na Południe. Nowe jest to, że skala tego przesunięcia jest przeogromna. Wydaje mi się, że trzeba to traktować z ogromną ostrożnością – jako pierwsze sygnały wypuszczone przez Komisję Europejską, które zaznaczają pozycje negocjacyjne – wyjaśnił w rozmowie z Niezalezna.pl eurodeputowany Jacek Saryusz-Wolski.
Według nieoficjalnych informacji PAP w Brukseli, Komisja Europejska ma zaproponować we wtorek nową metodologię podziału pieniędzy na politykę spójności, przez co do Polski trafi ponad 23 proc. mniej funduszy niż obecnie. Ogólnie zmniejszenie środków na politykę spójności ma wynieść w skali całej UE około 10 proc.
Portal Niezalezna.pl zapytał eurodeputowanego Jacka Saryusz-Wolskiego jak odbierać i rozumieć sygnały, które dochodzą do nas z Brukseli.
Porównałem liczby cięć z czterech źródeł, tzn. to co podała Komisja Europejska w pierwszym podejściu; to, co podawał Parlament Europejski, think tank Breugel oraz polskie Ministerstwo Rozwoju i Inwestycji. Cięcia te są dużo większe niż ostatnio wypłynęły, są wręcz zaskakująco większe niż te, które były źródłem spekulacji. KE podawała 7 proc., PE – 10 proc., najlepszy think tank brukselski – - 7 proc., a polskie ministerstwo – - 10 proc. Cięcia są więc znacząco większe – wyjaśnił europoseł.
Zdaniem naszego rozmówcy "Komisja Europejska testuje, jak daleko może się posunąć w tych cięciach i wypuszcza przeciek do dziennikarzy, i obserwuje reakcje komentatorów danego kraju".
Zależnie od reakcji wie, od larum, jakie dany kraj podnosi, będą mieć wiedzę, jakie są warunki brzegowe ewentualnego kompromisu czy negocjacji. Wydaje mi się, że to znaczące przesunięcie środków na Południe kosztem Wschodu. Widziałem dane mówiące o tym, że kiedy u nas bardzo spada, to w Hiszpanii, Portugalii, Grecji są przyrosty w procentach: 4, 5, 8 proc. Czyli u nas są spadki w ujęciu procentowym, a tam są przyrosty. To oznacza, że jest znaczące przesunięcie środków ze Wschodu na Południe – ocenił.
Jacek Saryusz-Wolski wskazał, że "prawdopodobnie jest to pochodną tego, co zapowiadała KE w swoim pierwszym komunikacie – na początku maja – że dodatkowo, poza wskaźnikiem PKB na głowę, będzie brała też pod uwagę kryterium bezrobocia, migracji i środowiska, ale absolutnie nie wiemy, jaka jest tego metodologia".
Wiemy, że branie pod uwagę migracji zostało radykalnie oprotestowane przez premiera Węgier, Viktora Orbana. Nie wiemy w jaki sposób ma być wyliczane, czy np. według jakiegoś algorytmu, więc diabeł jest ukryty w szczegółach – dotyczy to metody – zaznaczył.
Jeśli chodzi o Polskę – wyjaśnił eurodeputowany – to Polska jest ofiarą jako część flanki wschodniej, czyli krajów Europy Środkowo-Wschodniej, a nie jako Polska.
Polska mogłaby być dodatkowo ofiarą cięć, jeśli przeszedłby mechanizm karania za praworządność. Środki te są wyliczane w kopertach według pewnego wzoru matematycznego – jak tną to nie jest to zależne od danego kraju, nie jest tak, że mówią "tego kocham, tego szanuję, tego potrzebuję", więc temu krajowi dodam, a temu bardziej odejmę, tylko sama konstrukcja tego wzoru, czyli dodanie kryterium bezrobocia i migracji przesunie środki na Południe. Nowe jest to, że skala tego przesunięcia jest przeogromna. Wydaje mi się, że trzeba to traktować z ogromną ostrożnością – jako pierwsze sygnały wypuszczone przez Komisję Europejską, które zaznaczają pozycje negocjacyjne, a nie jako "Polska tyle dostanie i kropka", co mają w zwyczaju przyjmować polskie media. To pierwsze jaskółki, żeby zaznaczyć obszar negocjacji – wyjaśnił rozmówca portalu Niezalezna.pl