Późną wiosną 2025 roku temat dostępu do wody wraca z pełną mocą. I tym razem nie chodzi o ceny, tylko o… zakazy. Dla wielu Polaków to może być szok: wchodzą w życie lokalne przepisy, które zakazują podlewania ogródków, napełniania basenów, a nawet mycia aut wodą z sieci. Powód? Susza. Skutki? Bardziej bolesne, niż się wydaje.
Zakaz podlewania ogródków
Tylko w maju i czerwcu kilkadziesiąt gmin – od Pomorza po Podkarpacie – wprowadziło zakazy zużycia wody do celów „niekoniecznych”. W praktyce oznacza to jedno: działkowcy, ogrodnicy, właściciele domów jednorodzinnych muszą przestać korzystać z kranu do podlewania zieleni. Gmina Linia (Pomorskie) jako jedna z pierwszych zakomunikowała, że z powodu spadku ciśnienia w sieci wodociągowej zakazuje napełniania basenów, podlewania trawy i mycia podjazdów. Za złamanie zakazu? Mandat nawet 500 zł. I nie są odosobnieni.
W ślad za nimi poszły kolejne miejscowości: Borkowice, Panki, Nowa Słupia. Niektóre gminy ograniczają użycie wody tylko w określonych godzinach, inne idą dalej i całkowicie wstrzymują dostawy w nocy. Argument? Trzeba oszczędzać wodę pitną. A tam, gdzie jest jej mało, pierwsze cięcia dotyczą właśnie użytkowania „rekreacyjnego”.
Woda na działce ogrodowej
Problem w tym, że dla wielu mieszkańców ogród to nie tylko zabawa, ale także uprawy – pomidory, ogórki, zioła. A w ciągu kilku dni bez podlewania wszystko zaczyna schnąć.
To nie jest widzimisię. Mamy uprawy, rośliny, za które zapłaciliśmy. Teraz tracimy je przez zakaz z dnia na dzień
– mówi jeden z mieszkańców gminy objętej zakazami. I nie jest sam.
Coraz więcej działkowców skarży się, że zakazy są wprowadzane bez ostrzeżenia, często w środku tygodnia, z zaledwie jednodniowym komunikatem na stronie urzędu. Co gorsze, niektóre gminy informują tylko w BIP-ie, bez SMS-ów czy komunikatów dla mieszkańców. A później kontrola wodociągów i… mandat.
Poziom rzek w Polsce
Niektóre samorządy tłumaczą, że to nie kaprys, tylko konieczność. Lokalnie włodarze tłumaczą, że ich wodociągi ledwie wyrabiają, a wieczorem ciśnienie w kranach jest tak niskie, że ludzie nie mogą się umyć. Stąd konieczność ograniczeń. Rzeczywiście – dane IMGW i Wód Polskich pokazują, że poziom rzek i wód gruntowych jest dramatycznie niski. To nie kaprys pogody, to realna susza hydrologiczna.
Eksperci nie mają złudzeń: w kolejnych tygodniach podobne zakazy pojawią się w dziesiątkach kolejnych gmin. A nawet tam, gdzie nie będzie „twardego” zakazu, pojawią się prośby i apele. Czasem równie skuteczne, bo ludzie – świadomi zagrożeń – sami ograniczają zużycie. Ale są też tacy, którzy nie wiedzą i robią to, co zwykle. A wtedy może wkroczyć straż miejska albo lokalne wodociągi.
Pozostaje mieć nadzieję, że w tym roku pogoda się nad nami zlituje i nie będzie suszy.