Dzisiaj rozpoczyna się proces cywilny z powództwa posła Platformy Obywatelskiej Sławomira Nitrasa. Polityk domaga się od Kancelarii Sejmu 60 tys. zł. Uzasadnienie swojego roszczenia opiera na przepisach o zakazie dyskryminacji ze względu na płeć, pochodzenie, kolor skóry i poglądy polityczne.
Poseł Platformy Obywatelskiej Sławomir Nitras dał się poznać w ostatniej kadencji sejmu z płomiennych wystąpień, które nie licowały z ogólnie przyjętymi standardami parlamentarnymi. Przemowy polityka PO często przypominały krzykliwe happeningi i wręcz obrażały niektórych posłów, budząc głęboki niesmak.
Nitras często mówił nie na temat, kłócił się z prowadzącymi obrady marszałkami, przekraczał czas swoich wystąpień, a także posuwał się do prowokacji. W trakcie jednego z popisów, polityk za wszelką cenę próbował "wręczyć" prezesowi Prawa i Sprawiedliwości dziecięce buciki.
Skutkiem takiej postawy polityka Platformy były nakładane na niego przez prezydium sejmu kary, polegające na pozbawianiu posła części uposażeń.
Nitras poczuł się jednak poszkodowany i złożył pozew, domagając się utraconych pieniędzy. Proces rozpoczyna się dzisiaj w warszawskim sądzie.
Poseł PO opiera uzasadnienie swojego roszczenia przepisami o zakazie dyskryminacji ze ze względu na płeć, pochodzenie, kolor skóry i poglądy polityczne.
- Mnie się nie daje składać wniosków formalnych, mnie się nie udziela głosu albo przerywa po 15 sekundach
- mówi Nitras, cytowany przez portal fakty.interia.pl
Polityk Platformy twierdzi, że jednym z przejawów dyskryminacji był rzekomo nałożony na niego zakaz uczestniczenia w delegacjach zagranicznych.
- Wielokrotnie napisane: "zatwierdzam z wyjątkiem Nitrasa, zatwierdzam z wyjątkiem Nitrasa". Czym to jest, jak nie dyskryminacją?
- mówi poseł.
Nitras domaga się ponad 60 tys. zł. Sąd oddalił wniosek Kancelarii Sejmu o niedopuszczenie wniosku cywilnego Sławomira Nitrasa.