Wściekłe ataki na Marsz Niepodległości przypuszczane przez polityków opozycji zaczynają przyjmować coraz bardziej groteskowe formy.
Parlament Europejski przegłosował rezolucję – również głosami części eurodeputowanych PO – gdzie znalazł się zapis, w którym PE „apeluje do rządu polskiego o podjęcie stosownych działań w związku z ksenofobicznym i faszystowskim marszem, który miał miejsce w Warszawie w sobotę 11 listopada 2017 r. oraz o zdecydowane potępienie tego marszu”.
Wcześniej szef Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy w PE, Guy Verhofstadt, zwrócił się do Komisji Europejskiej, aby uruchomiła art. 7 unijnego traktatu wobec Polski. Nawiązał też do Marszu Niepodległości.
Na ulice Warszawy wyszły tysiące faszystów, neonazistów, białych suprematystów. (...) Marsz ten miał miejsce 300 kilometrów od obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. To nie powinno nigdy wydarzyć się w Europie
– wygadywał Verhofstadt.
Z kolei w Polsce Grzegorz Schetyna zażądał dymisji Beaty Szydło i jej rządu „w związku z brakiem reakcji na mowę nienawiści na Marszu Niepodległości”.
Głos musiał oczywiście zabrać także Donald Tusk, nazywając Marsz Niepodległości… „reputacyjną katastrofą”.
Do tego chóru postanowiła dołączyć Hanna Gronkiewicz-Waltz podczas swojego występu w TVN24.
Jak się patrzy na te wszystkie napisy i emblematy, to były absolutnie nacjonalistyczne
– stwierdziła.
Tak się zaczął faszyzm w krajach, w których zaczynał się, a przypomnę, że w Polsce zaczął się od getta ławkowego, od takich rzeczy, które powiedziałabym, wyglądały na początku – w cudzysłowie oczywiście mówię – niewinnie, i trzeba reagować od razu
– dodawała.
Co ciekawe, według niej, nieodpowiednie było również użycie jako hasła marszu: „My chcemy Boga”.
To jest podszywanie się. Hasło używane niemalże w sposób diabelski, demoniczny. To nie ma racji bytu, przecież jest wolność religijna
– oświadczyła Gronkiewicz-Waltz.
Najwyraźniej granice absurdu zostały przekroczone…