O tym, że coś niepokojącego dzieje się z rzeką Wkra, mieszkańcy Brudnic informowali już 6 sierpnia. Na profilu na Facebook-u "Brudnice nad Wkrą" opublikowali nagrania i zdjęcia pokazujące, iż poziom wody znacząco wzrósł.
Wstrząsająca relacja
Okazało się, iż zmiana stanu rzeki miała tragiczne konsekwencje. Jak relacjonuje wspomniany profil, 13 sierpnia mieszkańcy zauważyli, że "całą powierzchnia wody drży". - Miliony ryb, małych i dużych, dzióbkują wystawiając głowy ponad powierzchnię, żeby łapać tlen - przekazano w mediach społecznościowych.
O sprawie natychmiast poinformowano gminę, starostwo powiatowe oraz gminy w dół rzeki. Zaalarmowano Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, Wody Polskie, Polski Związek Wędkarski, ale jak przekazano - "nikt nie wie co się wydarzyło, są różne hipotezy". Zaczęła się walka o życie ryb.
"Rozkręcamy akcję ratowniczą, przyjeżdżają służby, coś ma się dziać. Ryby umierają na naszych oczach, ponad metrowe zdrowe szczupaki, medalowe liny, wielkie okonie - duszą się. OSP zaczyna napowietrzać rzekę. Do północy mieszkańcy ratują reproduktory i przerzucają do bardziej natlenionej wody"
– czytamy w relacji ze środy na profilu "Brudnice nad Wkrą".
Z dalszej relacji wynika, iż w czwartek odbył się sztab kryzysowy w starostwie powiatowym, z którego - zdaniem autorów wpisu- nic nie wynikło. Z katastrofą walczyło jedynie OSP i PZW. Mieszkańcy podkreślają, że przedstawiciele WIOŚ pojawili się dopiero po dwóch dniach od zaalarmowania ich o sytuacji oraz kilka dni od kiedy martwa fala wpłynęła na teren województwa mazowieckiego.
W piątek mieszkańcy zaczęli organizować akcję samodzielnie. - Konsultowaliśmy się z ekspertem ichtiologiem, który ratował w tamtym roku Dzierżnię z dobrymi efektami. Skontaktowaliśmy go też ze sztabem kryzysowym już wczoraj - brak decyzji. Postanawiamy sami coś robić według jego zaleceń. Będziemy przewozić ryby reproduktory w górę rzeki, gdzie jest już bezpiecznie, one pomogą odnowić populację. Potrzebujemy pomocy, jeśli macie czas, przyjeżdżajcie - piszą mieszkańcy Brudnic.
Wody Polskie wiedziały?
Na stronie Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Warszawie na temat katastrofy na Wkrze pojawiły się dwa komunikaty - jeden w czwartek, drugi w piątek. Z obu wynika, iż Wody Polskie wiedziały o nawalnych opadach deszczu, które - jak czytamy - "spowodowały miejscowe wystąpienie wody z koryta rzeki zalewając tereny zielone i pola uprawne, na których często stosowane są nawozy naturalne i sztuczne".
"W niektórych miejscach występują również obszary torfowe, w których podczas suszy panują warunki beztlenowe. Gdy poziom wody w rzece zaczął opadać, woda zalegająca wcześniej na polach spłynęła z powrotem do koryta, niosąc wszystko, co na nich zalegało, m.in. cząstki torfu. Torfy, które dostały się do rzeki zmieniły zabarwienie wody oraz spowodowały obniżenie w niej zawartości tlenu"
– podano.
Wskazano, iż najbardziej prawdopodobną przyczyną zmiany stanu rzeki jest właśnie torf. Dalej czytamy o analizach i pobieraniu próbek na różnych odcinkach rzeki. W komunikacie zaznaczono, iż najpoważniejsza sytuacja panuje właśnie w Brudnicach. Mimo to, państwowa spółka sama przyznaje, że do walki z katastrofą "zaangażowanych było 5 pomp Ochotniczej Straży Pożarnej".
"Aktualnie na miejscu działają trzy grupy patrolowe złożone z przedstawicieli Wód Polskich oraz Polskiego Związku Wędkarskiego. W najbliższy weekend będziemy kontynuować monitoring stanu rzeki"
– twierdzą Wody Polskie.
Mieszkańcy walczą
Profil "Brudnice nad Wkrą" o walce z katastrofą informuje na bieżąco. Po godzinie 14 przekazał, że akcja ratunkowa trwa. - Działają mieszkańcy i OSP. Od Lubowidza i Bądzyna płyną też łodzie Wody Polskie i PZW. Robimy co możemy. Mamy 3 napowietrzane zbiorniki. Pierwszy z wodą z rzeki, drugi pół na pół z rzeki i z hydrantu i trzeci z hydrantu. Jak ryby dojdą do siebie, to przenosimy i przewozimy pod jazy, tam gdzie jest bardziej napowietrzona woda. Korzystamy z doświadczeń ekipy, która ratowała Dzierżnię w tamtym roku. Padłe ryby zbieramy w worki i czekają - napisano.
Całą sytuację skomentował dla portalu Niezalezna.pl, wicerzecznik Prawa i Sprawiedliwości Mateusz Kurzejewski. Nie ma wątpliwości, iż przedstawiciele rządu nie reagują w odpowiedni sposób.
„Wszyscy pamiętamy co robiła ówczesna opozycja, a dziś władza gdy w Odrze pojawiły się śnięte ryby. Posługiwali się kłamstwami, manipulacją i dezinformacją, wzbudzając w Polakach panikę, mimo że rząd podejmował odpowiednie i racjonalne działania. Dziś w powiecie Żuromińskim mamy lokalną katastrofę ekologiczną, a władza i administracja nabrały wody w usta. Otrzymuje mnóstwo sygnałów od zaniepokojonych mieszkańców. Ludzie nie wiedzą co się dzieje, pytają czy są bezpieczni. Będziemy się domagać natychmiastowej reakcji i działań od minister Henning-Kloski i Wód Polskich.”
– podsumował.