Prokuratura Krajowa upubliczniła - zgodnie z decyzją Zbigniewa Ziobry - protokoły z wyjaśnień i zeznań Marcina W. Do treści tych zeznań już w 2020 r. dotarli dziennikarze "Gazety Polskiej", obszernie opisując wątek 600 tys. euro łapówki, Michała Tuska oraz Platformy Obywatelskiej. Przypominamy dzisiaj tekst "Biznesmen zeznaje: daliśmy na Platformę 600 tys. euro. W tle Kulczyk i rosyjskie pieniądze" autorstwa Grzegorza Wierzchołowskiego, który ukazał się w "GP" 1 lipca 2020 r.
W łódzkim wydziale Prokuratury Krajowej toczy się wielowątkowe śledztwo korupcyjne, w którym przewijają się nazwiska znanych przedsiębiorców i polityków – dowiedziała się „Gazeta Polska”. Jak twierdzi nasz informator, prokuratorzy weryfikują m.in. zeznania biznesmena z branży węglowej Marcina W. Utrzymuje on, że jego interesy z Rosjanami i spółką CIECH miała zabezpieczać za 600 tys. euro ekipa rządowa z PO. – W. zeznał, że pieniądze te z biura wspólnika W., Marka Falenty, odebrał jako pośrednik Michał Tusk – ujawnia informator „GP”. – Nigdy nie poznałem Marka Falenty, nie znam Marcina W. – stanowczo zaprzecza syn byłego premiera.
Początek czerwca 2014 roku. Centralne Biuro Śledcze Policji dokonuje serii zatrzymań wśród biznesmenów związanych z branżą węglową. Wśród zatrzymanych jest Marcin W. Jak informuje wówczas bydgoska TVP: „To osoby ściśle związane z MM Group i spółką córką Składy Węgla.pl. Marcin W. – to on faktycznie zarządzał firmami, choć oficjalnie nie zajmował w nich żadnego kierowniczego stanowiska, bo był wcześniej karany za przestępstwa gospodarcze. (...) Pierwsza zajmowała się importem węgla, druga go sprzedawała”.
W., dobry znajomy i kontrahent Marka Falenty, usłyszał wówczas zarzuty kierowania zorganizowaną grupą przestępczą. Był przesłuchiwany przez bydgoskich śledczych i CBŚ, a służby zabezpieczyły m.in. jego telefon, który później – jak według naszego informatora twierdzi W. – uległ zniszczeniu.
Trzy lata później – jak dowiedziała się „GP” od innej osoby mającej informacje z tego śledztwa – W. złożył zeznania w katowickiej Prokuraturze Regionalnej, które były jednym z głównych powodów wszczęcia w 2018 roku wielowątkowego śledztwa korupcyjnego przez Łódzki Wydział Zamiejscowy Prokuratury Krajowej.
W Katowicach W. zeznawał jako świadek w śledztwie dotyczącym prywatyzacji spółki CIECH, prowadzonym przez Prokuraturę Regionalną w Katowicach. Co miał wspólnego z CIECH-em? – W. przekonywał, że po prywatyzacji CIECH-u przez Jana Kulczyka w 2014 roku spółka ta miała nabywać rosyjski węgiel sprzedawany przez KTK Polska, firmę z kapitałem rosyjskim. Aby nie powstało wrażenie, że CIECH, czyli Kulczyk, bezpośrednio robi interesy z Rosjanami, polskim pośrednikiem miały być Składy Węgla powiązane z Marcinem W. i Falentą – mówi nam osoba, która zdecydowała się upublicznić wiedzę o zeznaniach Marcina W.
– Plan, według tego, co twierdzi W., był taki: w połowie czerwca lub w lipcu 2014 roku Składy Węgla wchodzą na giełdę, aby się uwiarygodnić, a następnie podpisują umowę z CIECH-em. Wszystko się posypało, gdy 3 czerwca 2014 roku zatrzymano Marcina W., a 14 czerwca 2014 roku, w dniu publikacji we „Wprost”, wybuchła zainspirowana przez Falentę afera podsłuchowa – dodaje nasze źródło.
Jak ustaliła „GP”, śledczym udało się wstępnie potwierdzić, że rozmowy między CIECH-em a Składami Węgla faktycznie miały miejsce, a ich forma znacząco odbiegała od zwyczajowej. Ponadto – co ciekawe – o ich kontynuowanie bardziej zabiegał CIECH. Wersję zdarzeń Marcina W. w sprawie węglowego biznesu wydaje się też potwierdzać fakt, że w marcu 2014 roku Składy Węgla podpisały umowę z KTK Polska na kupno miliona ton węgla.
– Jak utrzymuje W., spółki związane z nim i Falentą miały na tym interesie zarabiać nawet do 100 mln zł rocznie, choć głównym beneficjentem i tak miał być CIECH, a dokładniej Jan Kulczyk – bo według W. to jego ludzie byli głównymi rozgrywającymi w przygotowywaniu tej transakcji – mówi „GP”.
Cała transakcja od początku budziła kontrowersje. Informację o tym, że CIECH został przejęty przez Kulczyka, podano 4 czerwca 2014 roku – dzień po zatrzymaniu Marcina W. Skarb Państwa sprzedał wtedy 51,14 proc. akcji spółce KI Chemistry, należącej do Kulczyka, a miliarder został przewodniczącym rady nadzorczej. „Z sukcesem zamknęliśmy jeden z najdłużej prowadzonych procesów prywatyzacji. CIECH przeszedł głęboki proces restrukturyzacji, z aktywnym udziałem Skarbu Państwa. Liczymy na to, że transakcja pozwoli spółce dynamicznie się rozwijać, z korzyścią dla akcjonariuszy” – ogłaszał triumfalnie 4 czerwca ówczesny wiceminister skarbu Paweł T.
12 lutego 2018 roku Paweł T. i trzej inni urzędnicy resortu skarbu za rządów PO-PSL zostali zatrzymani przez CBA. Prokuratura Regionalna w Katowicach – przesłuchująca kilka miesięcy wcześniej Marcina W. – postawiła im zarzuty niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień właśnie przy prywatyzacji CIECH-u.
– Katowickie zeznania Marcina W. w sprawie sprzedaży przez państwo CIECH-u to jedno. Drugie to jego opowieści o tym, jak ten rzekomo planowany biznes w łańcuszku „Rosjanie/KTK – Składy Węgla – CIECH/Kulczyk” miał być „ochraniany” przez polski rząd czy też ogólniej: przez władzę – mówi źródło „GP”.
Co dokładnie miał zeznać W.? Jak twierdzi nasz informator – według Marcina W. za możliwość pośredniczenia w tym węglowym interesie Falenta i W. musieli zapłacić rządzącym „prowizję” w wysokości 600 tys. euro. „To pieniądze partyjne, dzięki nim będziemy bezpieczni” – tak miał w rozmowie z W. określić Falenta ową kwotę.
Jak ustaliła „GP” w rozmowach z osobami znającymi sprawę, W. przekazał prokuratorom, że dysponował dużymi sumami „pieniędzy operacyjnych”, czyli przeznaczonych na łapówki. Rocznie miało to być około miliona euro. Na zadysponowanie w 2014 roku 600 tys. euro – mającymi być „prowizją” dla rządu PO zabezpieczającą węglowy interes z CIECH-em – W. miał mieć zgodę Rosjan ze spółki KTK. Tak przynajmniej – jak przekazały nasze źródła – stwierdził w prokuraturze Marcin W.
Źródło „GP” przekazuje: – Biznesmen zeznał, że wiosną 2014 roku wypłacił tę kwotę ze skrytki bankowej Pekao SA, znajdującej się przy bydgoskim oddziale tego banku przy ul. Wojska Polskiego. Następnie zawiózł gotówkę na ul. Nullo w Warszawie, gdzie znajdowała się siedziba firmy HAWE Marka Falenty. Tam włożył pieniądze do foliowej torebki z logo jednej ze znanych sieci sklepów spożywczych, z komentarzem: „Żul dostanie to w torbie, na jaką zasługuje”. W biurze znajdowały się wówczas dwie kamery, które były włączone i powinny być widoczne dla osób wchodzących. W. miał siedzieć za biurkiem Falenty, a jego kontrahent na fotelu obok, reklamówka znajdowała się na ziemi. Wtedy w biurze przy ul. Nullo miał pojawić się młody mężczyzna. „Kasa się zgadza?” – zapytał rzekomo, rozchylając torbę. Wtedy W. miał powiedzieć coś w rodzaju: „Wziąłbyś to i wyszedł. A co, jak się nie zgadza?”. Gość miał odrzec: „Nie wiem, czy znamy te same filmy, ale jak się jebnąłeś, to ciebie odjebią”. Marcin W., jak twierdzi, wypalił wtedy: „Tak, też oglądałem »Odwróconych« i »Świadka koronnego«»”. Mężczyzna miał wówczas powiedzieć „Cześć” i opuścić biuro z torbą z pieniędzmi. To oczywiście wersja Marcina W., zdaniem którego gotówka ta przeznaczona była dla „ekipy rządzącej krajem”.
Nasze źródło podało nam nazwisko osoby, która wedle zeznań W. miała zjawić się w biurze Falenty. Spróbowaliśmy zweryfikować tę informację, bo brzmiała ona nadzwyczaj nieprawdopodobnie. U drugiego naszego informatora udało nam się potwierdzić, że Marcin W. mówił o Michale Tusku, synu ówczesnego premiera Donalda Tuska.
W. zeznał to wszystko w prokuraturze, będąc świadomym odpowiedzialności za składanie fałszywych zeznań. – Jego opowieść wydaje się jednak często niespójna i nielogiczna, a sam W. jest, ogólnie rzecz biorąc, mało wiarygodną postacią – mówi jeden z naszych informatorów.
Marcin W. został w 2009 roku skazany za oszustwa, a dziś ma zarzuty za inne malwersacje i fałszowanie podpisów. Z pewnością nie jest to więc człowiek, którego słowa – nawet jeśli chodzi o zeznania złożone w prokuraturze – należy przyjmować bezkrytycznie.
Z drugiej strony część informacji przekazanych przez W. – jak twierdzą nasze źródła – została przez śledczych potwierdzona. – I nie chodzi tylko o prywatyzację CIECH-u, lecz także o pieniądze, jakie miał przekazać na fundację związaną z małżonką prominentnego polityka SLD, dziś działającego w Koalicji Obywatelskiej – mówi informator „GP”. Dodaje, iż śledczy przesłuchiwali także żonę W., która zeznała, że w 2017 roku Marcin W. wspomniał jej – lakonicznie i mimochodem – o rzekomym przekazaniu trzy lata wcześniej torby z pieniędzmi Michałowi Tuskowi.
Zresztą organy ścigania musiały uznać, że są choćby minimalne podstawy do weryfikacji rewelacji W. z 2017 roku, skoro rok później Prokuratura Krajowa (PK) wszczęła m.in. w związku z nimi nowe postępowanie.
Gdy zapytaliśmy o to śledztwo w PK, otrzymaliśmy następującą odpowiedź: „Łódzki Wydział Zamiejscowy Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji PK prowadzi [od 2018 r.] wielowątkowe śledztwo, które dotyczy m.in. przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych oraz przestępstw o charakterze korupcyjnym. Dotychczas w toku postępowania przeprowadzono szereg czynności procesowych, w tym przesłuchano licznych świadków [...], uzyskano specjalistyczne opinie biegłych w celu wyjaśniania wszelkich okoliczności będących przedmiotem śledztwa”. Podkreślmy: postępowanie toczy się w sprawie, a nie przeciw komuś. Jak ustaliliśmy – Michał Tusk nie był jeszcze przesłuchiwany.
„GP” nieoficjalnie dowiedziała się, że według Marcina W. spotkanie przy ul. Nullo w Warszawie zostało zarejestrowane na wspomnianych już kamerach w biurze Falenty, a kopię tego nagrania W. miał od swojego kontrahenta dostać na telefon. – W. twierdzi, że po zatrzymaniu w 2014 roku bydgoskie służby zarekwirowały mu aparat, po czym powiadomiono go, że jego zawartość została zniszczona. Przekonuje również, że już wówczas, w 2014 roku, mówił śledczym o przekazanej „prowizji”, ale jego zeznań nie zaprotokołowano – informuje źródło „GP”.
Według naszych ustaleń, wątek „przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych”, o którym wspomniała PK, dotyczy właśnie działań prokuratury i CBŚ w Bydgoszczy w 2014 roku. – Ma to m.in. związek z potwierdzeniem faktu zniszczenia zawartości telefonu Marcina W. po jego zatrzymaniu – wyjaśnia nasz informator.
Jak mówią nam nasze źródła, W. był przesłuchiwany w 2018 roku w łódzkim oddziale Prokuratury Krajowej i potwierdził to, co zeznał w Katowicach. – Opisał m.in. dokładnie film, jaki miał zostać nagrany podczas rzekomego przekazania 600 tys. euro. Poinformował też, że w innych sytuacjach przed 2015 rokiem wręczał pieniądze dwóm znanym politykom: jednemu z PO, drugiemu (poprzez wpłatę na fundację związaną z żoną) z SLD, obecnie związanemu z KO – mówi „GP” osoba, która zdecydowała się upublicznić informacje ze śledztwa.
Skontaktowaliśmy się z Michałem Tuskiem. Zadaliśmy mu pytania: „Czy zna Pan osobiście biznesmena Marka Falentę i/lub jego byłego wspólnika Marcina W.?”, „Czy był Pan w 2014 roku w biurze Marka Falenty przy ul. Nullo w Warszawie? Jeżeli tak, czy odbierał Pan stamtąd jakieś przedmioty lub gotówkę?”.
Michał Tusk stanowczo zaprzeczył, jakoby kiedykolwiek miał kontakt z W. lub Falentą. „Nigdy nie poznałem Pana Marka Falenty, znam go wyłącznie z publikacji prasowych. Nie znam osoby o nazwisku Marcin W. Nigdy nie byłem (nie wiem nawet, gdzie to jest) na ul. Nullo w Warszawie, ani w jakimkolwiek biurze Pana Marka Falenty, tym samym nie mogłem nic odbierać” – zaznaczył.
Jak dowiedzieliśmy się w Prokuraturze Krajowej, w łódzkim śledztwie przesłuchano m.in. Marka Falentę, który – choć obecnie skłócony z W. – mógłby potwierdzić lub zaprzeczyć jego wersji. To właśnie Falenta – jak miał przekazać śledczym Marcin W. – znał wcześniej Michała Tuska i był inspiratorem rzekomego spotkania przy ul. Nullo. Ale osoby z otoczenia Falenty przekonują nas, że biznesmen ten nigdy nie chwalił się znajomością z Michałem Tuskiem. I że wydaje im się ona kompletnie nieprawdopodobna. Reprezentująca Marka Falentę mec. Aleksandra Napierska, do której się odezwaliśmy, nie chciała komentować roli swego klienta w śledztwie łódzkiego wydziału PK: – Postępowanie się toczy, nikomu nie postawiono zarzutów, przesłuchiwani są świadkowie. Żadnych informacji w tej materii nie mogę udzielać – ucięła.
Sam Marcin W. pytany przez „GP” o kontakty z politykami PO i Michałem Tuskiem, zasłonił się przepisami prawnymi. – Niestety nie mogę udzielić odpowiedzi, bo mogłoby mnie to narazić na konsekwencje związane ze złamaniem tajemnicy śledztwa – oświadczył. Zapytany przez nas, czy do zeznań składanych w Łodzi był namawiany lub zmuszany, podkreślił: – Nigdy w żadnym postępowaniu nie zmuszano mnie do niczego, a zeznania składałem zgodnie z moją wiedzą i zgodnie z prawdą.