54-letni mężczyzna zabił kobietę - swoją byłą partnerkę z powodu zawodu miłosnego. Za ten czyn został skazany na 15 lat więzienia. Zrobił to z zimną krwią – powiedział sędzia Sądu Okręgowego w Kaliszu Marek Urbaniak.
W czwartek przed Sądem Okręgowym w Kaliszu zapadł wyrok w procesie oskarżonego o zabójstwo 56 - letniej kobiety. Sędzia Marek Urbaniak wymierzył 54-latkowi karę 15 lat więzienia.
„Z warunkowego przedterminowego zwolnienia będzie mógł skorzystać nie wcześniej, niż po odbyciu przez niego co najmniej 10 lat orzeczonej kary więzienia”
- powiedział. To – jak wyjaśnił sędzia - ma zapewnić dolegliwy charakter kary za przestępstwo, którego się dopuścił.
Do tragedii doszło 16 listopada ub. roku w jednym z mieszkań przy ul. Polnej w Nowych Skalmierzycach k. Kalisza.
Głuchoniemy Dariusz O. zaatakował nożem swoją konkubinę Danutę M., w wyniku czego pokrzywdzona zmarła na miejscu.
Zadał jej liczne ciosy w okolice klatki piersiowej, brzucha, skroni i rąk, czym spowodował m.in. przekłucie serca. To skutkowało wykrwawieniem i zgonem - mówiła prokurator Jolanta Gościniak z Prokuratury Rejonowej w Ostrowie Wlkp.
Oskarżony i pokrzywdzona mieszkali w sąsiedztwie. Przez trzy lata byli w nieformalnym związku. Ten rozpadł się, kiedy do kobiety zaczął przyjeżdżać inny mężczyzna, którego pokrzywdzona już wcześniej znała. W rozmowie z oskarżonym wyjaśniła, że nie chce się już z nim spotykać a życie zamierza ułożyć z nowym partnerem.
Oskarżony przyznał w sądzie, że zaczął wtedy rozmyślać o śmierci. Najpierw chciał sobie odebrać życie poprzez rzucenie się pod pociąg, później myślał o samobójstwie rozszerzonym aż w końcu postanowił zabić kobietę w jej mieszkaniu.
Oskarżony przygotował się do zbrodni. Na kartkach opisał historię związku i wskazał datę śmierci.
Dzień przed tragedią wziął urlop w pracy a wieczorem obejrzał mecz.
"Byłem też w kościele, dzięki czemu poczułem spokój"
- powiedział. Następnego dnia wcześnie rano udał się do mieszkania kobiety z torbą, do której włożył lekarstwo, notatki, kalendarz, świeczkę, krzyż i dwa noże. Tabletki potrzebne mu były po to, żeby pod pretekstem wyjaśnienia sposobu ich przyjmowania mógł wejść do mieszkania pokrzywdzonej. Krzyż i świeca miały symbolizować kończącą się miłość.
Kiedy pokrzywdzona wpuściła oskarżonego do mieszkania, ten przekręcił w drzwiach wejściowych klucz od wewnątrz, zapalił świecę i postawił krzyż.
"Powiedziałem, że chcę ją zabić, bo mnie nie kocha”
- przytoczył słowa, jakie wypowiedział przed atakiem.
Kobieta broniła się.
„Cały czas dźgałem, przestałem, kiedy upadła”
– powiedział.
Po zabójstwie wrócił do swojego mieszkania. Ocknął się, kiedy do lokalu weszła policja.
Oskarżony powiedział, że nie chce być w więzieniu.
„Nie mam kontaktu z innymi więźniami, czuję się odizolowany, nie pozwalają mi oglądać telewizji”
– powiedział na zakończenie procesu.
Prokurator zażądała 25 lat więzienia.
„Człowiek, który kocha nie zabija, nie krzywdzi. Może się poczuć zdradzony, skrzywdzony, oszukiwany, porzucony, natomiast nie zabija”
– powiedziała Jolanta Gościniak.
Podkreśliła, że pokrzywdzona miała ponad 60 ran, trzy pchnięcia nożem były tak głębokie, że przebiły serce.
„Kiedy leżała w kałuży krwi, zdjął bluzę, którą schował do torby, wytarł nóż i wyszedł z mieszkania. Nie podjął żadnych działań w celu udzielenia jej pomocy”
– wskazała.
Zdaniem śledczych zgromadzony w sprawie materiał dowodowy nie potwierdza, żeby oskarżony - jak mówił - myślał o zabiciu także siebie.
„W mojej ocenie pojawienie się policji spowodowało pozorowane ruchy zranienia siebie nożem w brzuch. Te rany, które sobie zadał były powierzchowne i nie zagrażały jego życiu. Zachowanie oskarżonego wskazuje na zamiar przemyślany i precyzyjne zaplanowanie”
– stwierdziła prokurator.
Podkreśliła, że choć motywem była zazdrość, to nic nie usprawiedliwia takiego zachowania.
„Kim jest oskarżony i za kogo się uważa, że dał sobie prawo do zadecydowania o tym, czy pokrzywdzona może być szczęśliwa, żyć u boku innej osoby. Nikt nie dał mu prawa, żeby odebrać najcenniejszą wartość, jaką jest życie”
– oświadczyła.
Obrońca Damian Grzeszczyk zawnioskował o 12 lat więzienia. Powiedział, że społeczeństwo widzi w oskarżonym zbrodniarza, który zasługuje na najwyższy wymiar kary.
„Szczególna rola mojego zawodu nie pozwala mi patrzeć na niego w taki sposób. Dla mnie jest człowiekiem, który potrzebuje obrony i widzi we mnie nadzieję wydania przez sąd sprawiedliwego wyroku”
– powiedział.
Zdaniem adwokata największym zdarzeniem z dzieciństwa, które odbiło piętno na oskarżonym był wypadek, w wyniku czego stracił słuch.
„Wychowywał się w rodzinie, miał braci, ale nie mógł uczestniczyć w zabawach, rozmowach, słuchaniu muzyki. Wiele elementów dzieciństwa i zdobyczy świata zostało mu odebranych. Moim zdaniem proces jego socjalizacji, czyli nauki życia w społeczeństwie, nauki tego co dobre i złe był przeprowadzony w sposób wadliwy. Społeczeństwo nie nauczyło go jednego z podstawowych nakazów – nie zabijaj”
– powiedział.
Przyznał też, że historia życia nie może tłumaczyć zachowania oskarżonego.
Zaapelował do sądu, żeby wziął pod uwagę zasadę prewencji indywidualnej.
„Aby kara odpowiadała warunkom osobistym, żeby była dotkliwa, doprowadziła do skutecznej resocjalizacji ale żeby też była dostosowana do osoby sprawcy”
– powiedział.
Według prawnika odbywanie przez oskarżonego kary pozbawienia wolności ma się nijak w porównaniu z osobami nie pozbawionymi słuchu.
„Nie może kontaktować się ze współosadzonymi, czy w sposób należyty rozmawiać ze strażnikami i administracją zakładu karnego. On tak naprawdę jest sam. Jedyne co może robić to czytać, ale język pisany to nie jest jego język, którym posługuje się na co dzień. Przez pismo nie potrafi należycie przekazywać informacji”
– podkreślił.
Zdaniem sędziego Urbaniaka oskarżony zabił niewinnego człowieka.
„Chciał zabić i zabił. Uderzał nożem w brzuch, klatkę piersiową a więc w te miejsca, które mają znaczenie dla funkcjonowania człowieka. Stopień winy jest wysoki. Zrobił to z zimną krwią, w sposób przemyślany i zaplanowany”
– powiedział.
Podczas wymierzania kary - jak zauważył sędzia - na korzyść oskarżonego przemawiał fakt, że jest osobą niepełnosprawną i jest mu trudniej wyrażać emocje w otoczeniu, które go nie rozumie.
„Trudno powiedzieć, że jest to osoba głęboko zdemoralizowana i właśnie tymi względami kierował się sąd. Kara 15 lat jest adekwatna, daje szansę powrotowi do społeczeństwa i kształtuje świadomość prawną społeczeństwa”
- oświadczył.
Wyrok jest nieprawomocny