Tą sprawą żyła cała Polska: Kobieta z 3-letnią córką zostały wepchnięte do auta na dużym białostockim osiedlu. Ich poszukiwania zakończyły się dobę później ponad 100 kilometrów dalej, nieopodal Ostrołęki. W akcji uczestniczyły ogromne siły policyjne, ogłoszono Child Alert. Dziś zapadł sądowy wyrok w tej sprawie: Cezaremu R. sąd wymierzył karę wyższą, niż wnioskowała prokuratura.
Na 3 lata pozbawienia wolności oraz zakaz zbliżania się i kontaktowania się z pokrzywdzonymi skazał w piątek Sąd Rejonowy w Białymstoku mężczyznę oskarżonego o bezprawne pozbawienie wolności żony i córki. Wyrok nie jest prawomocny.
Prokuratura wnioskowała o 2,5 roku pozbawienia wolności, natomiast obrona chciała uniewinnienia mężczyzny.
Do uprowadzenia, którego okolicznościami zajmuje się sąd, doszło 7 marca 2019 roku na jednym z białostockich osiedli. Jak podawała wtedy policja, dwaj sprawcy wepchnęli 26-latkę i jej wówczas 3-letnią córkę Amelię do samochodu i odjechali. Kilkaset metrów dalej porzucili ciemnoniebieskiego citroena, którym uciekali i przesiedli się do kolejnego auta. Jeszcze tego samego dnia po południu, w związku z zaginięciem dziecka, został ogłoszony tzw. Child Alert, opublikowany był też wizerunek matki dziecka, a dzień później zdjęcia męża porwanej kobiety - ojca dziecka.
Akcja poszukiwawcza trwała ponad dobę. 8 marca po południu między porywaczami doszło do kłótni w samochodzie, a uprowadzona kobieta wraz z dzieckiem wysiadły z auta. W okolicach Ostrołęki (Mazowieckie) zabrał ją z drogi przypadkowy kierowca, który przekazał matkę i dziecko policji.
Prokuratura postawiła Cezaremu R. dwa zarzuty: bezprawnego pozbawienia wolności żony i córki oraz uzyskanie - bez uprawnień - dostępu do informacji dla niego nieprzeznaczonej, poprzez posługiwanie się specjalistycznym urządzeniem. Chodzi o zamontowanie w samochodzie żony (bez jej wiedzy i zgody) nadajnika GPS, pozwalającego na lokalizację położenia auta.
Oskarżony nie przyznawał się do winy