Wojciech Smarzowski, reżyser bulwersującego filmu "Kler", udzielił wywiadu tygodnikowi Tomasza Lisa. Przebiegu rozmowy można łatwo się domyślić - są w nim także zdumiewające opinie filmowca, jakoby był "osaczony Kościołem i religią".
Zdaniem Smarzowskiego "religia jest wszędzie – w prasie, w telewizji, w urzędach i na ulicy".
Kroplą, która przepełniła czarę, było zderzenie się z religią w szkole – stwierdził i dodał, że skalę zjawiska uświadomił sobie, kiedy edukację rozpoczęły jego dzieci.
W ocenie Smarzowskiego... "efekt jest taki, że nasze dzieci mają wyprane mózgi, bo wychowuje się je w przesądach".
Kościół nazywa "zaklętym kręgiem" i twierdzi, że ma nadzieję, iż uda się z niego wyzwolić chociaż "nasze" dzieci, bo jego pokolenie jest już "stracone".
Jestem ateistą i nikt nie zmusza mnie do ochrzczenia dzieci albo chodzenia na mszę, jednak gdy wchodzę na pocztę, to mam wrażenie, że ilość kalendarzy z papieżami, śpiewników oazowych i żywotów świętych nie pozostawia już miejsca na listy – mówi dalej.
Potem jest jeszcze ciekawiej! Zdaniem filmowca, kiedy widzi w Polsce "coraz brzydsze kościoły, coraz wyższe krzyże", to myślę sobie, że... ktoś zabiera mu kraj.
Uderza też w resort sprawiedliwości, bo uważa, że ten "kryje" księży pedofilów.
Gdy Ministerstwo Sprawiedliwości ujawniło rejestr pedofilów, to nie znalazł się w nim żaden ze skazanych za takie przestępstwa księży – mówi.
W opinii reżysera "hipokryzja dotyczy 90 procent księży". Pozostali – jego zdaniem – są – uwaga! – "izolowani i mają zakaz wypowiedzi".