- Tama we Włocławku to jedno z najważniejszych miejsc we współczesnej Polsce – powiedział bp włocławski Wiesław Mering w homilii podczas mszy św. w przeddzień 34. rocznicy męczeńskiej śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Dodał, że kapelan Solidarności udziela nieustannej lekcji.
W mszy świętej na placu przed Sanktuarium Męczeństwa bł. ks. Jerzego Popiełuszki w ramach obchodów 34. rocznicy męczeńskiej śmierci błogosławionego kapelana Solidarności uczestniczy prezydent Andrzej Duda.
- Bardzo pilnujemy tego zgromadzenia, tej pamięci, tego zatrzymywania się i rozważania nieustająco, co znaczy dla nas dzisiaj śmierć tego niezwykłego młodego księdza. Tama we Włocławku to jedno z najważniejszych miejsc we współczesnej Polsce. Tu ludzie przychodzą nie tylko, żeby wspominać, ale też żeby zastanowić się, dokonać swoistego egzaminu ze swojego myślenia o Polsce, żeby uczyć się od męczennika takiej miłości do Polski, która była w jego sercu
– powiedział w homilii bp włocławski Mering.
Dodał, że ludzie zatrzymują się w miejscu jego śmierci i odczytują znaki czasu, ale także uczą się odpowiedzialności za kraj i patriotyzmu.
- My zgromadzeni tutaj na ziemi przy ołtarzu Chrystusa razem z panem prezydentem, a niebo bardzo wyraźnie dzięki zachodzącemu słońcu ułożyło się w nasze narodowe kolory – czerwień Słońca i biel nieba. Czy to jest znak ze strony ks. Jerzego, który patrzy na nas wspominających jego życie, jego ofiarę, uczących się wartości, którym służył?
– mówił bp Mering.
Wspomniał, że męczennik udziela nieustannie lekcji gromadzącym się w miejscu jego śmierci. Dodał, że ks. Popiełuszko mógł udawać, że nie widzi tego, co się wokół niego dzieje w PRL-u, żyć wygodnie czy wybrać studia poza krajem.
- Tylko milczenie, wykonywanie rad dotyczących roztropności, pamięć o tym, że oni są silniejsi mogła go uratować. On jednak wiedział, że prawdziwa siła nie tkwi w bestialskiej przemocy. Doskonale znał system. Wiedział, co mu grozi. Pisze o tym wyraźnie w swoich pamiętnikach
– wspomniał bp Mering.
Ks. Popiełuszko został porwany przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa w Górsku, gdy wracał z Bydgoszczy do Warszawy. Dalej ostatnia droga kapłana wiodła przez Toruń, gdzie podjął próbę ucieczki z rąk oprawców. Następnie porywacze zawieźli go do Włocławka, gdzie zmaltretowanego zrzucili z tamy do Wisły.