Po powrocie ks. prymasa Stefana Wyszyńskiego z internowania, inwigilacja wobec niego nie ustawała, a metody były jeszcze bardziej drastyczne. Andrzej Micewski autor wydanej w 1982 roku w Paryżu książki „Kardynał Wyszyński. Prymas i mąż stanu” pisał, że już w dniu ingresu przygotowywano na hierarchę zamach: na drodze, którą miał jechać do Warszawy rozciągnięto stalową linkę na wysokości szyb samochodu.
Profesor Romuald Kukułowicz, wieloletni doradca Prymasa Tysiąclecia w wywiadzie rzece udzielonym Piotrowi Bączkowi, twierdzi, że kardynał wiedział o trzech następnych próbach zabójstwa, „ale ile było wszystkich tych prób zamachów na jego życie, nie potrafię powiedzieć. Przypuszczam, że znacznie więcej, ale jest to tylko moje przypuszczenie”.
Ksiądz prymas doskonale zdawał sobie sprawę, że w swojej siedzibie jest podsłuchiwany przez funkcjonariuszy UB potem SB. Wszystkie wymagające szczególnej ostrożności, poufne rozmowy były więc nawet w zimie prowadzone w ogrodzie. Rozmontowywanie podsłuchów prymas uważał za bezcelowe, bowiem na ich miejsce z pewnością pojawiłyby się nowe. Kukułowicz przypomina sobie jedną z takich rozmów na temat przesyłki od biskupa Klepacza. Dotyczyła ona księży kolaborujących z władzami.
- Ksiądz prymas mimo wszystko – mówi Kukułowicz – próbował ratować tych księży. Osobiście przeżywał ich tragedię. Nie potępiał ich. Wiedział, że weszli w układy niszczące ich życie. Wielokrotnie udawałem się do księży współpracujących z władzami, także do niektórych biskupów. Zawoziłem im listy od księdza prymasa właśnie z prośbą o opamiętanie.
Jeszcze w trakcie pobytu w Stoczku Warmińskim u Kukułowicza pojawiła się osoba z propozycją zorganizowania ucieczki: przyjęliśmy tę propozycję z entuzjazmem. Wszystkie wtajemniczone osoby były zachwycone projektem. Ksiądz prymas po wydostaniu się z aresztu miał być przewieziony samochodem na wybrzeże. Tam miała czekać łódź płynąca do Szwecji. Obecnie jednak przypuszczam, że najprawdopodobniej zostałby uśmiercony po drodze. Po latach Kukułowicz uznał, że cała sprawa była prowokacją. Okazało się też, że rzekomo godna zaufania osoba była współpracownikiem UB. Ksiądz prymas z całą stanowczością wielokrotnie stwierdzał, że pod żadnym względem nie godziłby się na opuszczenie Polski.
Hierarcha musiał gromadzić wiedzę dotyczącą otaczających go ludzi i jednocześnie zachowywać dużą ostrożność. Znana była historia pewnego księdza spod Kielc, który przeciwstawił się decyzji ordynariusza przenoszącego go do innej parafii. Grono doradców było po stronie oponenta, jednak prymas uważał, że nie należy bronić tego człowieka, bo „jest on sterowany przez pewnych ludzi”. Dziś jest już oczywiste, że chodziło mu o UB. Po jakimś czasie dostojnik wyznał, że osobiście pojechał do tego kapłana, jednak władze stosowały różne szykany, żeby nie dopuścić do tego spotkania i ksiądz prymas wycofał się z podróży.
Ksiądz prymas co jakiś czas otrzymywał projekty zwalczania Kościoła opracowywane w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego, a potem w Departamencie IV MSW i w Komitecie Centralnym PZPR. Musiał więc mieć świadomość, że wytyczne referatu „Ofensywa kleru a nasze zadania” wygłoszonego przez Julię Brystygierową na posiedzeniu w październiku 1947 roku podczas odprawy MBP są wciąż aktualne.
- W walce przeciw demokratycznemu ustrojowi państwa polskiego – czytamy w dokumencie – zaczyna kler polski wysuwać się na pierwszy plan. Dlatego też sprawa przeciwdziałania i zwalczania wrogiej działalności kleru musi zająć odpowiednie miejsce w pracy organów bezpieczeństwa publicznego […]. Fakt, że centrum dyspozycyjne kleru polskiego, który odgrywa dziś rolę jednego z najbardziej z antydemokratycznych, antysowieckich i proamerykańskich czynników w polityce międzynarodowej określa również kurs polityki episkopatu polskiego […]. Zwalczanie wrogiej działalności w kraju jest niewątpliwie jednym z najtrudniejszych zadań, które stoją przed nami […]. Trudność zwalczania wrogiej działalności kleru leży w pierwszym rzędzie w tym, że kościół może prowokacyjnie wykorzystywać każdy krok skierowany przeciw niemu przedstawiając go jako walkę z religią i w ten sposób mobilizować wierzące masy przeciw rządowi i państwu. Dlatego w wyborze metod walki z klerem jako wrogim czynnikiem politycznym należy podejść z najwyższą ostrożnością. Unikać wszelkich kroków, które mogłyby być wykorzystane jako rzekoma walka z kultem religijnym.
Trudno o dokument bardziej pokrętny, bardziej naznaczony hipokryzją.
Profesor Romuald Kukułowicz opowiada Piotrowi Bączkowi jak w sierpniu 1980 strajkujący w stoczni gdańskiej przyjęli go z radością i nadzieją. Mówi o szacunku dla głowy polskiego Kościoła, który (!) podzielał też Pierwszy Sekretarz KW PZPR Tadeusz Fiszbach: Przedstawiam mu swoje uprawomocnienia, proszę o zapoznanie mnie z aktualną sytuacją. Pan Fiszbach mówi wolno i ostrożnie ale – jak później zweryfikowałem jego sprawozdanie – względnie obiektywnie. Nieustannie kładzie nacisk na konieczność zakończenia strajku i kontynuowanie negocjacji w innej bardziej właściwej atmosferze. Wtedy też doradca prymasa pierwszy raz zobaczył Lecha Wałęsę, Annę Walentynowicz i małżonków Gwiazdów. Tak zawiązała się relacja między NSZZ „Solidarność” i Prymasem Tysiąclecia. Relacja, którą tropiono, podsłuchiwano, próbowano zniekształcać.
- Nie ulega jednak dla mnie najmniejszej wątpliwości – pisze we wspomnieniach zamordowany były komunistyczny premier Piotr Jaroszewicz – że wielu organizatorów strajku było agentami aparatu bezpieczeństwa, który sterował ich działalnością. Wszystko to było jednak obserwowane i analizowane przez drugą warstwę kontrolerów przez odpowiednie służby Ministerstwa Obrony Narodowej.
Podobną wiedzę miał kardynał Wyszyński. Często zdarzało się, że ktoś starał się nawiązać z nim kontakt, jednak nie udawało mu się.
Wielu zastanawiało się, jak to było możliwe, żeby jeden człowiek przez tyle lat poddawany licznym i brutalnym atakom, pozostał niezłomny. Odpowiedź znajdziemy w nauce płynącej z drogi krzyżowej, którą prymas prowadził bezpośrednio po uwolnieniu. Przy stacji VI (Weronika ociera twarz Jezusowi) mówił: I oto na drodze Jezusa stanął człowiek, aby obliczu Jego przywrócić światło Boże. Odtąd Weronika stała się symbolem i wzorem. To nasze zadanie – ocierać oblicza ludzkie, omywać z nich trud i pot życia, przywrócić człowiekowi właściwy obraz Boży, przywrócić mu radość, piękność nadane przez Boga, uczłowieczać człowieka, dźwigać go a nie spychać, podnosić i podtrzymywać.
Jakież to wspaniałe zadanie dla każdego z nas! Spojrzał na moich braci, którzy utrudzeni idą drogą życia, to jest Chrystus idący po kalwaryjskiej drodze, uznojony, umęczony. Podejdę do Niego i otrę Jego twarz aby zawsze była ludzką i – Bożą.
To właśnie głęboka wiara jest podstawą tej nauki. To ona jest podstawą wielkości, która wkrótce wyniesie Prymasa Tysiąclecia na ołtarze.