W lutym 1989 r., gdy trwał „okrągły stół” Mieczysław Rakowski wystosował list do gen. Stanisława Maczka. „Ubolewam” – napisał o odebraniu mu obywatelstwa przez PRL. Maczek nie odpowiedział. W „The Scotsman” oświadczył zaś o liście: „z górą 40 lat spóźniony nie dał mi żadnej satysfakcji i zupełnie nie zmienił mego negatywnego stosunku do władz Polski Ludowej. Na tym kończę ten temat”. W świętowaną dziś przez Holendrów rocznicę wyzwolenia Bredy, sylwetkę dowódcy Czarnych Diabłów kreśli Piotr Lisiewicz.
Ta odpowiedź największej żyjącej legendy polskiej emigracji była daleka od nastrojów „okrągłego stołu”, którego jednym z głównych architektów był Rakowski – premier, były redaktor naczelny „reformatorskiego” tygodnika „Polityka”. Dlaczego? Brytyjski historyk Evan McGilvray pisze: „Po latach szkalowania, gdy reżim komunistyczny w Polsce zaczął upadać, rząd Jaruzelskiego próbował wykorzystać nazwisko i osiągnięcia generała Maczka dla poprawy własnego wizerunku”. Ten odrzucił te zabiegi bo uznał je za „chybione próby powiązania jego nazwiska i II Rzeczpospolitej” z okupacyjną władzą.
Legenda dowódcy „Czarnych Diabłów”, który nigdy nie przegrał bitwy z Niemcami, a swoimi rozkazami w Normandii wywarł wpływ na historię Europy przyspieszając porażkę Adolfa Hitlera, zobowiązywała. Maczek ani razu nie zniżył się do traktowania komunistów jak partnerów. „Zachował godność i ignorował propozycje PRL-u, które nasiliły się w latach osiemdziesiątych. Dalej pracował ze swoimi >>chłopakami<<, którzy teraz byli już emerytami” – pisze brytyjski historyk.
Rakowski zdawał sobie sprawę, że odebranie przez PRL obywatelstwa Maczkowi było hańbą, którą komunistom będzie zmyć szczególnie trudno. Że uderza ona także bezpośrednio w Jaruzelskiego, wycierającego sobie twarz opowieściami o żołnierskim honorze.
Maczek lekceważąc list Rakowskiego nie pozwolił rozmyć tych najdroższych sobie wartości. Poeta Zbigniew Herbert pisał o tym podziale w 1994 r. w „Tygodniku Solidarność: „Wojna nie jest rzeczą najgorszą, najgorsza jest niewola i życie we władzy ciemniaków. Proponuję, aby zastanowić się nad dwoma szeregami nazwisk wyższych polskich i nie całkiem polskich dowódców. Konstanty Rokossowski, Michał Żymierski, Wojciech Jaruzelski, Mieczysław Moczar, Piotr Kołodziejczyk (O Jezu, a cóż to za wojacy), a z drugiej strony generałowie, cieszący się najwyższym szacunkiem rozumnej i wolnej części społeczeństwa - Franciszek Kleeberg, Tadeusz Kutrzeba, Władysław Anders, Stanisław Sosabowski, Stanisław Maczek, Emil Fieldorf. Zdaje się, że obraziłem paru żyjących generałów. Stało się to nieprzypadkowo, najwyraźniej zrobiłem to z rozmysłem”.
Generał po polonistyce i filozofii
Stanisław Maczek urodził 31 marca 1892 w miasteczku Szczerzec pod Lwowem. Miał dziadka Chorwata, a jego kuzynem był chorwacki polityk Vladek Maczek. Ale wychowanie w domu odebrał polskie i patriotyczne. Do gimnazjum chodził w Drohobyczu. O pierwszych czytanych książkach pisał w swoich wspomnieniach „Od podwody do czołga” tak: „rozczytywanie się najpierw w Sienkiewiczu, a potem w mistrzach >>Młodej Polski<<: Kasprowiczu, Wyspiańskim, Żeromskim i innych. I jak przez chorobę wieku dziecinnego przechodziliśmy wszyscy od Skrzetuskiego do Kmicica, od Judyma do Rozłuckiego”.
Przez cztery lata studiował na Uniwersytecie Lwowskim filozofię pod kierownictwem profesora Twardowskiego i polonistykę u profesorów Bruchnalskiego i Kallenbacha. „Dla polonisty pracowałem nad filozofią Sebastiana Petrycego, filozofa XVII wieku, który przekładając na język polski Platona i Arystotelesa, przekład opatrywał na marginesie obszernym komentarzem” – wspominał. Takie studia wymagały „przedarcia się” przez grekę Platona i Arystotelesa i łacinę Tomasza z Akwinu, czyli „ogrom benedyktyńskiej pracy”. Z kolei w latach 1913-14 pracował głównie w seminarium prof. Twardowskiego nad tematem „Wyraz uczuć w literaturze”.
„Dość oryginalne przygotowanie dla przyszłego oficera i dowódcy różnych szczebli na wojnie jednej i drugiej?” – pytał generał w swych wspomnieniach.
„Równocześnie wszedł w środowisko akademickie tętniące działalnością patriotyczną. W tym czasie odbył przeszkolenie wojskowe i pierwsze ćwiczenia w Związku Strzeleckim” – pisze o Maczku Krzysztof Bulzacki w książce „Zawsze mój Lwów”.
Ukradzione obywatelstwo
Po drugiej wojnie światowej Maczek nie godząc się na komunistyczną okupację pozostał w Wielkiej Brytanii i zamieszkał w szkockim Edynburgu. Generał Rudnicki tak mówił o tej decyzji Maczka i jego żołnierzy: „Co to jest emigracja żołnierska? My nie przyjechaliśmy tutaj na posady, czy żeby szukać lepszego życia… Myśmy powiedzieli: jak nas zdradzono, oszukano w Jałcie, my tego podziału świata nie przyjmujemy… Żołnierz polski w wielkiej masie powiedział, że nie zgadzamy się z tym i zostajemy tak długo za granicą Polski, póki Polska nie będzie wolna”.
26 września 1946 r. rząd PRL podjął haniebną decyzję o pozbawieniu Maczka obywatelstwa i stopnia generała w związku z „przyjęciem bez zgody właściwych władz polskich, urzędu publicznego w państwie obcym, a to podejmując się funkcji współorganizowania Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczeń”.
Przez komunistyczną propagandę przedstawiany jako sługus sprzedający się Brytyjczykom, w rzeczywistości... pozbawiony został świadczeń przysługujących żołnierzom alianckim. Bohater II wojny światowej pracował jako sprzedawca, a następnie barman w restauracji hoteli prowadzonych wówczas przez polskich emigrantów. Na emigracji urodziła się druga córka Maczka – Małgorzata. Była ona osobą niepełnosprawną. Ojciec opiekował się nią dopóki starczało mu sił.
Jak TW „Turgieniew” Maczka zwodził
Maczek wobec komunistycznej okupacji zajmował twarde stanowisko. Bezpieka próbowała go inwigilować. W marcu 1966 r. kontakt z nim nawiązał hrabia Wojciech Dzieduszycki, autor tekstów kabaretowych, zarejestrowany jako TW Turgieniew. Jak pisała „Rzeczpospolita”, przy okazji występów kabaretu Dymek z Papierosa w Wielkiej Brytanii „Turgieniew" na zlecenie Departamentu I MSW nawiązywał kontakty emigrantami.
Występ w Edynburgu Dzieduszycki rozpoczął od przywitania ze sceny Maczka, co sala przyjęła gorącymi oklaskami. Gdy Maczek zaczął potem opowiadać Dzieduszyckiemu o swojej tęsknocie za Polską, stwierdził, że obawiałby się odwiedzić PRL, bo „każdego, kto stąd przyjeżdża do Polski, przesłuchują godzinami na UB i nakłaniają do współpracy”.
Dzieduszycki zapewniał: „nikogo nie przesłuchują na UB, bo i już nie ma UB – to wszystko wroga nam propaganda, odstraszająca od kraju”. Na zakończenie rozmowy Maczek powiedział mu jednak, że zobaczyć Polskę dla niego „to tylko marzenie, bo życie nie pozwoli mu stąd wyjechać".
W małym sanktuarium polskich serc
Zmarł w 1994 r. mając 102 lata. Pochowany został na cmentarzu żołnierzy polskich w Bredzie. O przywracaniu pamięci o wygnanych polskich bohaterach tak pisał Zbigniew Herbert: „Każde pokolenie ma kogoś >>na sumieniu<<, ja mam moich kolegów z AK, których nie chcę oddać za darmo, a także ofiar z Katynia. To nie są wcale porachunki z mocarstwami czy siłami historii. Chcę także, żeby wszyscy ci, którzy zginęli w II korpusie generała Andersa czy u Maczka – byli w małym sanktuarium polskich serc. Bo oni też szli do Krakowa, Warszawy, Torunia, Gdańska, a także do innych miast. To wszystko”.
Cały tekst ukazał się w miesięczniku „Nowe Państwo”