Gdy pani kanclerz Angela Merkel spotyka się z prezydentem Ilhamem Alijewym trzy razy, omawiając niemieckie interesy gospodarcze, to jest wszystko w porządku. (…) Ale gdy polscy politycy z obozu władzy spotkają się z Alijewym, to „jest to godne piekła i totalnego potępienia” – komentuje wzburzenie niektórych polityków PE po udziale m.in. polskich europosłów w misji obserwacyjnej w Azerbejdżanie europoseł PiS Ryszard Czarnecki.
Dziś przedstawiciele Zespołu ds. Wspierania Demokracji i Koordynacji Wyborów PE (DEG) wykluczyli trzech europosłów EKR - Ryszarda Czarneckiego i Kosmę Złotowskiego i Brytyjczyka Davida Campbella Bannermana, ze wszystkich przyszłych misji obserwacyjnych wyborów z ramienia PE do końca obecnej kadencji. Zaznaczono przy tym, że „decyzja ma charakter natychmiastowy”. Co wywołało furię eurourzędników?
Trzecia do wielkości grupa polityczna w Parlamencie Europejskim, czyli Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (EKR), wysłali misję obserwacyjną na wybory prezydenckie w Azerbejdżanie 11 kwietnia
- wyjaśnia b. wiceprzewodniczący PE Ryszard Czarnecki. Sam DEG nie wysłał w imieniu PE misji do tego kraju.
CZYTAJ WIĘCEJ: Europosłowie PiS wykluczeni z misji obserwacyjnych. "To przykład podwójnych standardów"
Uważaliśmy, że odwracanie się przez PE czy UE plecami do krajów obszaru postsowieckiego, a w tym wypadku Kaukazu Południowego, czyli Gruzji, Armenii, Azerbejdżanu, jest błędem bo wpycha to te kraje w łapy Rosji. I zresztą nie ma co ukrywać, że dla nas bardzo ważna jest polityka, którą prowadził śp. prezydent RP Lech Kaczyński, który bywał w Azerbejdżanie, który przyjmował prezydenta Alijewa. Gdzie były wspólne wizje nie tylko polsko-azerskie, ale także polsko-azersko-gruzińsko-ukraińskie w sprawach energetycznych
- mówi europoseł PiS.
Tymczasem właśnie za udział w tej misji otrzymaliśmy podpisany przez niemieckiego przewodniczącego komisji spraw zagranicznych i brytyjską przewodniczącą podkomisji praw człowieka zakaz udziału w misjach obserwacyjnych do końca kadencji, czyli do przyszłego roku
- mówi Czarnecki. Jak podkreśla, jest to „bardzo charakterystyczny przykład hipokryzji unijnej”:
Bo gdy Donald Tusk po tych wyborach wysyła do prezydenta Alijewa gratulacje, to jest wszystko dobrze. Jeżeli pani Mogherini, szefowa europejskiej dyplomacji spotyka się z Alijewym trzykrotnie, w tym ostatni raz w lutym tego roku, to wszystko jest ok. Gdy pani kanclerz Merkel spotyka się z Alijewym trzy razy, omawiając niemieckie interesy gospodarcze, to jest wszystko w porządku. Gdy komisarz ds. rozszerzenia UE Hahn spotyka się dwa razy z prezydentem Azerbejdżanu, to też jest w porządku. Gdy były premier Włoch Renzi się spotyka, to wszystko jest w porządku. Gdy przewodniczący KE Juncker spotyka się dwukrotnie, wszystko jest w porządku. Ale gdy polscy politycy z obozu władzy spotkają się z Alijewym, to jest to godne piekła i totalnego potępienia. To jest przykład totalnej unijnej hipokryzji. Zresztą to kolejny taki przykład
- podkreśla europolityk.
Oczywiście, moje nazwisko jest pewną płachtą na byka dla pewnych środowisk w PE, które nie lubią polskiego rządu, czy chcą, żeby w Polsce były inne władze wygodniejsze dla nich. Czy po prostu Polski nie znoszą. To na pewno. Ale tutaj chodzi tak naprawdę o pytanie polityczne. Czy my mamy utrzymywać relacje z krajami postsowieckimi, czy też bojkotować je i wtedy umożliwić na przykład Niemcom pełnienie roli pośrednika między Europą, Unią Europejską, a krajami takimi jak Azerbejdżan, Armenia, Gruzja, czy kraje Azji Środkowej, takimi jak Kazachstan?
- tłumaczy sedno problemu Ryszard Czarnecki.