Zaczęło się jak w bajce. Podczas wycieczki do Maroka w 2014 roku pani Paulina poznała Adnane, który „w niczym nie przypominał muzułmanina ze znanych stereotypów. Wydawał się bardzo europejski”. Po trzech latach znajomości wzięli ślub w Polsce. Ustalili, że ich przyszłe dzieci będą wychowywane w obu religiach, w duchu otwartości. Jednak po przeprowadzce do Francji i narodzinach córek (dziś sześcioletniej Karoliny i czteroletniej Agnieszki) życie kobiety zamieniło się w koszmar.
Jak twierdzi pani Paulina, mąż stopniowo się od niej izolował, odbierał dostęp do pieniędzy i stosował przemoc. „Gdy krzyczał, córki chowały się pod stół, bały się przemocy ze strony ojca” – opowiada. Zgodnie z jej relacją, Marokańczyk złamał też obietnicę dotyczącą religii i zaczął wprowadzać w ich życiu „coraz radykalniejsze zasady islamu”. Jedna z córek jest leworęczna, ale ojciec kazał jej jeść prawą ręką.
Latem ubiegłego roku pani Paulina, za zgodą męża, przyjechała z córkami do Polski. Postanowiła już nie wracać do Paryża. „Kierowałem się dobrem dzieci, żeby zapobiec tragedii” – wyjaśnia swoją decyzję. W październiku ojciec, powołując się na konwencję haską, zażądał powrotu córek. Sąd Okręgowy w Gdańsku, a następnie Sąd Apelacyjny w Warszawie, wydały orzeczenia korzystne dla Marokańczyka, nakazując powrót dziewczynek do Francji. Pełnomocniczka matki, radca prawny Anna Kołodziejska, zarzuca sądom rażące błędy, m.in. brak rzetelnego zbadania dzieci przez psychologów.
„Zostałam ukarana przez sąd za to, że uchroniłam dzieci przed tragedią” – mówi pani Paulina. W Polsce ma ustabilizowaną sytuację, stałą pracę, a córki chodzą do przedszkola i mają zapewnioną opiekę. Obawia się, że mąż zrealizuje swoje groźby. „Groził mi, że wywiezie dzieci do Maroka lub Arabii Saudyjskiej, bo tam głównie pracuje” – wyznaje. Tymczasem adwokat ojca zapewnia, że jej klient to „manager wyższego szczebla w międzynarodowej korporacji”, a francuski sąd zakazał wywożenia dzieci z kraju bez zgody obojga rodziców.
W sprawę zaangażował się Rzecznik Praw Dziecka, który złożył skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego, zarzucając sądom naruszenie „zasady dobra dziecka”. Problem w tym, że na rozpoznanie sprawy trzeba będzie czekać nawet dwa lub trzy lata. Czy do tego czasu matce zostaną siłowo odebrane córki? „Tak, istnieje takie ryzyko” – przyznaje mec. Kołodziejska.
Więcej o dramatycznej walce matki o córki przeczytasz w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska”
#GazetaPolska | ZABRAĆ POLSKIE ZŁOTO, ZNISZCZYĆ POLSKĄ GOSPODARKĘ❗️
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) October 15, 2025
Zobacz co przygotowaliśmy w tym tygodniu » https://t.co/OnIeddfVvX
Prenumeruj » https://t.co/4iBN2D7fFX pic.twitter.com/jHaLvi2VJp
 
                        
        
        
        
         
                         
                         
                         
             
             
             
             
            ![Taksówka stoczyła się na ruchliwą ulicę. W środku nie było kierowcy! [WIDEO]](https://files.niezalezna.tech/images/upload/2025/10/30/n_1a44aebd094f0fc81bba0d96fe7711c4f8ec41156a0deaab9a09760119b0681d_c.jpg?r=1,1) 
             
            