Premier Mateusz Morawiecki w czwartek udaje się na szczyt UE do Brukseli, gdzie będzie kontynuowana dyskusja w sprawie obsady najważniejszych stanowisk w instytucjach UE. Wiceszef MSZ Konrad Szymański ocenił, że szanse na podjęcie ostatecznych decyzji na tym szczycie są niskie. - Silnie podzielony Parlament i równie silnie podzielona Rada są w stanie blokować poszczególnych kandydatów – wyjaśnił.
Dyskusja dotycząca obsady najważniejszych stanowisk w instytucjach unijnych została formalnie zapoczątkowana podczas szczytu pod koniec maja. Do tej pory jednak w państwach członkowskich nie ma zgody w kwestii personaliów. Część państw członkowskich zapewniła w maju szefa Parlamentu Europejskiego Antonio Tajaniego o poparciu dla wyłonienia szefa KE spośród kandydatów wiodących poszczególnych frakcji.
W przeddzień unijnego szczytu szef Rady Europejskiej Donald Tusk w liście skierowanym do unijnych liderów zapewniał, że mimo różnych interesów w UE jest polityczna wola, aby najważniejsze stanowiska obsadzić jeszcze do końca czerwca.
Wiceszef MSZ ds. europejskich Konrad Szymański w rozmowie z PAP szanse na podjęcie ostatecznych decyzji w tej sprawie podczas najbliższego szczytu ocenił jako „niskie”. - Silnie podzielony Parlament i równie silnie podzielona Rada są w stanie blokować poszczególnych kandydatów, ale wciąż nie widać większości, która mogłaby wskazać osoby na te stanowiska - podkreślił Szymański.
Szymański zaznaczył, że nazwiska zgłoszone przez grupy polityczne są wciąż poważnymi kandydatami na stanowisko przewodniczącego Komisji Europejskiej.
Kandydatem wiodącym Europejskiej Partii Ludowej jest Manfred Weber; socjaliści natomiast chcą, żeby przyszłym szefem KE został jej obecny wiceszef Holender Frans Timmermans. Kandydatką liberałów jest unijna komisarz ds. konkurencji Margrethe Vestager.
- Z całą pewnością nie są to jednak jedyne nazwiska w grze. Widać wyraźnie, że w Radzie nie ma zgody na jakikolwiek automatyzm w tej sprawie
- ocenił Szymański.