Po podwyżkach pensji nauczycieli "dolna granica to jednak tylko trochę więcej, niż wynosi płaca minimalna, a górna - nieco więcej niż na start otrzymują kasjerzy w Lidlu" - twierdzi ekonomistka Alicja Defratyka cytowana przez portal money.pl. Na artykuł zatytułowany "Nauczyciel czy pracownik Lidla? Oto kto będzie zarabiał więcej po podwyżce w 2023 roku" odpowiedział minister edukacji i nauki prof. Przemysław Czarnek. Polityk wskazuje, że w tekście przemilczano istotne kwestie.
Stawki zasadnicze i to co później
"Wielce Szanowni manipulatorzy kręgów opozycyjnych (ZNP itp.)" - zaczyna wpis na Twitterze minister edukacji. Czarnek w odpowiedzi na artykuł zaznacza, że to obecny rząd jest odpowiedzialny za ponad 100-procentową podwyżkę wynagrodzeń dla "wszystkich".
"Jeśli sukcesu opozycji dopatrujecie się w tym, że nie podniosła tak radykalnie wynagrodzeń, to gratulacje"
- pisze. Kolejną kwestią jest to, co naprawdę składa się na pensję nauczyciela. "Stawki zasadnicze nauczycieli to w przytłaczającej większości start do naliczenia wynagrodzeń" - przypomina polityk.
"Te średnio uzyskiwane to: nauczyciel początkujący 4778 zł, mianowany 5733 zł, dyplomowany 7326 zł"
- czytamy we wpisie.
Wielce Szanowni manipulatorzy kręgów opozycyjnych (ZNP itp.). Oto dwa fakty, o których nie mówicie:
— Przemysław Czarnek (@CzarnekP) March 3, 2023
1. Wyn. minimalne podniósł rząd PiS o ponad 100%!!! dla wszystkich. Jeśli sukcesu opozycji dopatrujecie się w tym, że nie podnosiła tak radykalnie wynagrodzeń, to gratulacje. 1/2 https://t.co/kWoj3AaTqW
Z kolei podczas konferencji prasowej w Nałęczowie minister Czarnek odniósł się do kwestii zatrudnień w oświacie. Jak przekazał "nauczycieli, którzy wypełniają siatkę godzin i realizują podstawy programowe, brakuje. Według informacji z kuratoriów oświaty – 2,9 tys., przy czym to nie są pełne etaty".
Jego zdaniem braki kadrowe występują rzeczywiście, ale w centrach wielkich miast, „gdzie poziom wynagrodzeń w stosunku do średniej, która jest w Warszawie albo w Krakowie albo w Gdańsku wygląda inaczej niż na przykład tu w Nałęczowie”.
„Po to samorządy mogą dokładać te środki finansowe do wynagrodzeń, żeby ta atrakcyjność zawodu nauczyciela w centrum wielkiego miasta, jak Warszawa, była większa”
– argumentował.