3490 zł - to minimalna pensja dla nauczyciela, która weszła w życie na początku 2023 roku. Od lipca wyniesie ona już 3600 zł. Według ministerialnych danych, podwyżki dla najmniej zarabiających nauczycieli wyniosły blisko 80 proc. Dane nie przeszkadzają jednak opozycji do krytyki resortu edukacji i jej szefa prof. Przemysława Czarnka. Na jedną z publikacji w negatywnym kontekście postanowił odpowiedzieć sam minister. Jak wskazał - dwa fakty są stale pomijane.
Po podwyżkach pensji nauczycieli "dolna granica to jednak tylko trochę więcej, niż wynosi płaca minimalna, a górna - nieco więcej niż na start otrzymują kasjerzy w Lidlu" - twierdzi ekonomistka Alicja Defratyka cytowana przez portal money.pl. Na artykuł zatytułowany "Nauczyciel czy pracownik Lidla? Oto kto będzie zarabiał więcej po podwyżce w 2023 roku" odpowiedział minister edukacji i nauki prof. Przemysław Czarnek. Polityk wskazuje, że w tekście przemilczano istotne kwestie.
"Wielce Szanowni manipulatorzy kręgów opozycyjnych (ZNP itp.)" - zaczyna wpis na Twitterze minister edukacji. Czarnek w odpowiedzi na artykuł zaznacza, że to obecny rząd jest odpowiedzialny za ponad 100-procentową podwyżkę wynagrodzeń dla "wszystkich".
"Jeśli sukcesu opozycji dopatrujecie się w tym, że nie podniosła tak radykalnie wynagrodzeń, to gratulacje"
- pisze. Kolejną kwestią jest to, co naprawdę składa się na pensję nauczyciela. "Stawki zasadnicze nauczycieli to w przytłaczającej większości start do naliczenia wynagrodzeń" - przypomina polityk.
"Te średnio uzyskiwane to: nauczyciel początkujący 4778 zł, mianowany 5733 zł, dyplomowany 7326 zł"
- czytamy we wpisie.
Wielce Szanowni manipulatorzy kręgów opozycyjnych (ZNP itp.). Oto dwa fakty, o których nie mówicie:
— Przemysław Czarnek (@CzarnekP) March 3, 2023
1. Wyn. minimalne podniósł rząd PiS o ponad 100%!!! dla wszystkich. Jeśli sukcesu opozycji dopatrujecie się w tym, że nie podnosiła tak radykalnie wynagrodzeń, to gratulacje. 1/2 https://t.co/kWoj3AaTqW
Z kolei podczas konferencji prasowej w Nałęczowie minister Czarnek odniósł się do kwestii zatrudnień w oświacie. Jak przekazał "nauczycieli, którzy wypełniają siatkę godzin i realizują podstawy programowe, brakuje. Według informacji z kuratoriów oświaty – 2,9 tys., przy czym to nie są pełne etaty".
Jego zdaniem braki kadrowe występują rzeczywiście, ale w centrach wielkich miast, „gdzie poziom wynagrodzeń w stosunku do średniej, która jest w Warszawie albo w Krakowie albo w Gdańsku wygląda inaczej niż na przykład tu w Nałęczowie”.
„Po to samorządy mogą dokładać te środki finansowe do wynagrodzeń, żeby ta atrakcyjność zawodu nauczyciela w centrum wielkiego miasta, jak Warszawa, była większa”
– argumentował.