Wczoraj Lewica zaprezentowała jedynki w wyborach do Sejmu. Już wcześniej dużo kontrowersji wzbudzała obsada miejsc na listach wyborczych, w tym - chyba najbardziej - "jedynki" w okręgu wrocławskim dla Krzysztofa Śmiszka, prywatnie partnera lidera Wiosny, Roberta Biedronia. Okazuje się, że sprawa "kandydatów z teczki" bulwersuje kolejnych działaczy. Swoje odejście z Wiosny zapowiedział polityk z kaliskich struktur partii, Mikołaj Pancewicz. Jak dodał, "Biedroń postanowił bawić się w dyrektora z filmu Barei".
Wczoraj partie tworzące blok Lewica zaprezentowały "jedynki" na listach wyborczych do Sejmu w kilkudziesięciu okręgach. Partii Wiosna przypadło w udziale 18 "jedynek", SLD - 17, a partii Razem - 6.
Obsada pierwszych miejsc na listach w wielu okręgach wywołała spore kontrowersje. Głośnym echem odbiło się ulokowanie na "jedynce" w okręgu wrocławskim Krzysztofa Śmiszka, prywatnie partnera Roberta Biedronia. Ten wybór nie spodobał się działaczowi z Wrocławia, byłemu doradcy lidera Wiosny, Michałowi Sysce, który blisko dwa tygodnie podjął decyzję o opuszczeniu partii.
"W związku z brakiem demokratycznych struktur w Wiośnie, kluczowe decyzje podejmowane są na randkach lidera tej partii i jego partnera, a aktywiści o kolejnych woltach dowiadują się z mediów"
- napisał w zamieszczonym na Facebooku oświadczeniu Syska.
Nie tylko we Wrocławiu na listach wyborczych wywołała wśród działaczy Wiosny oburzenie. Dzisiaj na Facebooku działacz kaliskich struktur partii, Mikołaj Pancewicz, ogłosił, że opuszcza Wiosnę.
- "Niestety, dzisiaj dla mnie Wiosna się skończyła. Twarz ma się tylko jedną, a każdy ma jakąś cienką czerwoną linię, której nie chce przekroczyć. Dla mnie jest nią przywożenie kandydatów w teczce. Robert Biedroń postanowił bawić się w dyrektora z filmu Barei "Poszukiwany, poszukiwana" i wstawić na drugie miejsce na liście w naszym okręgu swojego asystenta Patryka Janczewskiego"
- pisze na Facebooku Pancewicz.
Działacz twierdzi, że "nie miał problemu z koalicyjną układanką dotyczącą jedynek" i "nikt nie obiecywał mu miejsca na liście", jednak nie ukrywa, że sposób, w jaki potraktowano lokalne struktury partii jest co najmniej niewłaściwy.
"Silne struktury lokalne powinny być podstawą dla każdej partii, a dla deklarującej przywiązanie do wartości progresywnych tym bardziej. Niestety - Wiosna całkowicie zlekceważyła lokalne struktury i postanowiła również na niższe miejsce na liście wstawić kandydata z teczki"
- napisał Pancewicz.
Choć Mikołaj Pancewicz zastrzega, że "desant" nie zawsze jest złym rozwiązaniem, to w tym przypadku działanie Wiosny z wstawianiem "kandydata z teczki" nie było korzystne. Zakłada, że tego rodzaju "wrzutka" może rozbić lokalne struktury.
W zakończeniu swojego wpisu, Pancewicz zaznaczył, że to zarząd Wiosny "osłabia szanse lewicowej koalicji" oraz Wiosna "nie niesie tej zmiany, na którą czekaliśmy".