Wywiadu dla Radia Zet udzieliła Nadia Oleszczuk - do dziś raczej mało rozpoznawalna osoba, ale być może ten wywiad przyniesie jej sławę. Wszystko dlatego, w jaki sposób opowiadała o... poszukiwaniu pracy. Aktywistka Strajku Kobiet pracę znalazła, ale nie spodobało jej się, bo musiała wykonywać "trzy zadania na raz", w dodatku za marną stawkę. W wegańskiej restauracji! Kolejna część rozmowy dotyczyła Strajku Kobiet i wydaje się, że kompletnie nie rozumiała zadawanych jej pytań.
Jedną z kwestii, jaka została poruszona w trakcie rozmowy w Radiu Zet, była praca. Młoda kobieta opowiadała, jak próbowała znaleźć pracę. Udało się jej, ale nie była zbytnio zadowolona, bo... musiała pracować, w dodatku za słabą stawkę w trakcie dnia próbnego! I to w wegańskiej restauracji...
- Próbowałam znaleźć pracę w okresie wakacyjnym. Zatrudniłam się w wegańskiej restauracji w Warszawie, jednak to, co tam zastałam, przekroczyło wszelkie moje oczekiwania. Nie dość, że musiałam wykonywać trzy zadania na raz, czyli być odpowiedzialna za zamówienia... Więcej nawet bym powiedziała - za sprzątanie stolików, za toaletę, za zmywak! Zaproponowana mi stawka była poniżej stawki minimalnej i nie chciano mi zapłacić za dzień próbny, na którym byłam. Musiałam dosłownie walczyć o to, żeby zostały mi zapłacone pieniądze za cały dzień próbny. Była to wegańska restauracja w Warszawie. Było to dla mnie tym bardziej szokujące, że jednak wydawało mi się, że właściciele mają swoje wartości, którymi kierują się w życiu, a okazało się zupełnie inaczej
- relacjonowała Nadia Oleszczuk.
Skandal! Młoda lewaczka Julka, musiała PRACOWAĆ W PRACY!
— Patryk "Skju" Sykut (@PatrykSykut) November 5, 2020
- Próbowałaś znaleźć pracę?
- Pracowałam w wegańskiej restauracji. Musiałam wykonywać TRZY ZADANIA NA RAZ. Myślałam, że właściciele mają swoje wartości!
- Czyli na własnej skórze doświadczyłaś tego czym jest PRACA. pic.twitter.com/pfLCZp3PfA
- Czyli na własnej skórze doświadczyłaś tego, czym są umowy śmieciowe i czym jest praca - podsumowała prowadząca audycję Beata Lubecka.
To jednak nie był koniec rozmowy...
- Czy widziałaś, że w trendach ostatnio na Twitterze jest hashtag #NieStrajkuję? - zwróciła się dziś z pytaniem Beata Lubecka do Nadii Oleszczuk.
- Yyyy… Tak. Widziałam, widziałam - odparł po chwili gość Radia ZET.
- Udostępnia go wiele młodych kobiet… - dopowiedziała prowadząca.
- Znaczy, zależy w jakim celu go udostępniają. Jeśli chodzi o to, że, jakby ze względu na własne bezpieczeństwo, czują się lepiej z tym, że zostają w domu i protestują w taki sposób, że udostępniają content w social mediach, albo wspierają Ogólnopolski Strajk Kobiet, to ja to w zupełności rozumiem - wypaliła.
Gdy red. Lubecka zorientowała się, że jej rozmówca nie do końca rozumie ideę akcji internetowej, mówiła dalej:
„Na taki ruch (aktywność pod hashtagiem #NieStrajkuję -red.) zdecydowała się na przykład studentka z Gdańska, Agnieszka Wierzbicka”.
Chodzi o młodą kobietę, która w serwisie Instagram opublikowała wpis tłumaczący, dlaczego nie bierze udziału w strajkach. Pisze w nim, że „solidaryzuje się ze wszystkim kobietami które, w przeciągu ostatniego tygodnia strajku kobiet usłyszały bądź przeczytały „życzę ci żebyś urodziła potworka i żeby twoje dziecko umarło w męczarniach po urodzeniu”, albo „życzę ci żeby twoje dziecko zdechło””.
„Solidaryzuję się z wszystkimi osobami żyjącymi z niepełnosprawnością których wrażliwość została bezpardonowo podeptana. Które usłyszały bądź przeczytały, że ich życie jest mniej ważne niż "wybór"ich matek. Że są obywatelami drugiej kategorii”
- pisała dalej.
Opowiedziała się, że „jest za życiem”. Obok hashtagu #NieStrajkuję, we wpisie zawarła również oznaczenie #babieslivesmatter (życie dzieci ma znaczenie -red.).
Dzisiejszy wywiad z Julką ze #StrajkKobiet to jest mistrzostwo świata.
— Patryk "Skju" Sykut (@PatrykSykut) November 5, 2020
Dziewczyna cały czas się jąka, nie ogarnia o co Lubecka ją pyta. Następnie myśli, że odpowiedziała dobrze, a jednak została zaorana 😆
Wincyj takich ludzi do tej całej rady rekonstrukcyjnej. pic.twitter.com/co8uDML3XC
Gdy red. Lubecka odczytała fragment wpisu studentki, Oleszczuk odparła: „yhmm…. No tak!”.
- Rozumiesz dylematy studentki z Gdańska? - dopytywała prowadząca.
- Yyyy, że… Przepraszam bardzo. Z tym, że boi się wyjść na protest? Rozumiem… Są policyjne zatrzymania, jest pandemia… Każda kobieta ma prawo do swojego wyboru
- brnęła dalej.
- Chyba nie chodziło w tym wpisie o kwestie bezpieczeństwa - skonkludowała prowadząca rozmowę.
Protesty przeciwników zaostrzania prawa aborcyjnego trwają od czwartku 22 października, kiedy Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepis tzw. ustawy antyaborcyjnej z 1993 r. zezwalający na dopuszczalność aborcji w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z konstytucją.
Obowiązująca od 1993 r. Ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży zezwala na dokonanie aborcji w trzech przypadkach. Jednym z nich jest właśnie duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalne.