Złamanie konstytucji, pogwałcenie procedur, przypisywanie sobie kompetencji innych organów władzy – od prezydenta przez Trybunał Konstytucyjny po KRS – oraz nakłanianie do naruszenia ślubowania sędziowskiego złożonego wobec Głowy Państwa, wreszcie lekceważenie publicznych konsekwencji swych działań. Pierwsza prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf nie ma oporów, by niszczyć państwo prawa, którego sama rzekomo broni.
MANIFESTACJA POPARCIA DLA REFORMY SĄDOWNICTWA - 8 LUTEGO O GODZ. 12 PRZED SIEDZIBĄ TRYBUNAŁU KONSTYTUCYJNEGO W WARSZAWIE (Al. Szucha 12A)
PRZYJDŹ I POKAŻ, ŻE POLACY MAJĄ PRAWO DO UCZCIWYCH SĄDÓW https://niezalezna.pl/suwerenni/
„Wiadomo, że to nie jest po myśli ministra Ziobry i współpracowników, i dlatego się tak denerwują” – tak I prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf oceniła stanowisko Ministerstwa Sprawiedliwości w sprawie głośnej „uchwały” Sądu Najwyższego. Ale ta pełna arogancji wypowiedź świadczy raczej o nerwowości Gersdorf, bo to ona odpowiada nie tylko za próbę anarchizacji sądownictwa, ale i za jaskrawe naruszenie Konstytucji przez Sąd Najwyższy.
Przypomnijmy: z uchwały Izb Karnej, Cywilnej i Pracy Sądu Najwyższego wynika, że gdy w składzie sądu znajduje się osoba wyłoniona na sędziego przez Krajową Radę Sądownictwa w obecnym („nowym”) składzie, mamy do czynienia z „nienależytą obsadą”. Uchwała nie ma co prawda zastosowania do orzeczeń wydanych przez sądy przed dniem jej podjęcia (23 stycznia 2020 roku), ale wyjątkiem są orzeczenia Izby Dyscyplinarnej SN. Tutaj – nie wiedzieć czemu – uchwała ma mieć zastosowanie bez względu na datę ich wydania. De facto więc uchwała trzech izb Sądu Najwyższego delegalizuje sędziów wyłonionych przez „nową” KRS i całkowicie pozbawia sensu istnienia Izby Dyscyplinarnej SN, dzięki której tzw. kasta przestała czuć się bezkarnie.
„Uchwała Sądu Najwyższego z mocy prawa jest nieważna i nie wywołuje skutków prawnych; została wydana z rażącym naruszeniem prawa” – uważa resort sprawiedliwości.
Na jakiej podstawie? Przede wszystkim „uchwała narusza art. 179, art. 180 ust. 1 oraz art. 10 Konstytucji RP” – jak czytamy w nadesłanym oświadczeniu Ministerstwa Sprawiedliwości. Artykuły te brzmią następująco:
Sejm i Senat, władzę wykonawczą Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej i Rada Ministrów, a władzę sądowniczą sądy i trybunały”.
Co do tego, że Małgorzata Gersdorf i większość sędziów SN pogwałciło te przepisy, nie ma wątpliwości Przemysław Czarnek, poseł PiS, były wojewoda lubelski, specjalista od prawa konstytucyjnego. Dokładnie wylicza on naruszenia ustawy zasadniczej przez trzy izby SN i prezes Gersdorf. – Doszło do spektakularnej i bezprecedensowej obrazy przepisów prawa konstytucyjnego, w szczególności tych dotyczących prerogatyw prezydenta oraz parlamentu. A także do jawnego wykroczenia poza kompetencje Sądu Najwyższego – twierdzi nasz rozmówca. I wyjaśnia: – W polskim systemie prawnym sędziowie powoływani są na podstawie konstytucji, ustawy o KRS i ustawy o ustroju sądów powszechnych. Powoływani są na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa przez Prezydenta RP i od decyzji prezydenta nie ma odwołania. Jest ona niewzruszalna, bo jest to prerogatywa prezydenta. Tymczasem Sąd Najwyższy orzekł, że jedni sędziowie orzekali dotąd bezprawnie – jak sędziowie Izby Dyscyplinarnej – i wszystkie ich wyroki są nieważne, a inni („nowi” sędziowie sądów powszechnych) orzekali zgodnie z prawem, ale gdyby orzekali po 23 stycznia 2020 roku, to będą to wyroki nieważne. A generalnie wszyscy sędziowie powołani przez prezydenta na wniosek „nowej” KRS co prawda są sędziami, ale nie mogą dalej orzekać – mówi poseł.
– Z czego to wynika, na jakiej podstawie, na jakiej konkretnej przesłance zawartej w przepisie prawa materialnego? Nie ma takiego przepisu. Jeśli tak, to SN pod wodzą pani prof. Gersdorf i ci sędziowie, którzy poparli uchwałę, po prostu naruszyli konstytucję i podnieśli rękę na praworządność RP i państwo prawa
– podkreśla Przemysław Czarnek.
Ponadto – jak wskazuje w przesłanym oświadczeniu Ministerstwo Sprawiedliwości – postępowanie przed Sądem Najwyższym, którego efektem finalnym była uchwała, w ogóle nie powinno mieć miejsca. Albowiem 22 stycznia marszałek Sejmu Elżbieta Witek skierowała do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego między Sejmem i prezydentem a Sądem Najwyższym. Z chwilą przekazania wniosku procedowanie z automatu powinno zostać wstrzymane. „Postępowanie to uległo zawieszeniu z mocy prawa 22 stycznia 2020 r. z chwilą wszczęcia przed Trybunałem Konstytucyjnym sporu kompetencyjnego między SN a Sejmem i Prezydentem RP. Do czasu orzeczenia przez Trybunał Konstytucyjny nie wolno podejmować działań w tej sprawie. Uchwała SN jest więc z mocy prawa nieważna” – czytamy w oświadczeniu resortu sprawiedliwości.
– wyjaśnia kierownictwo ministerstwa.
"Sprawa jest jasna, po złożeniu do Trybunału Konstytucyjnego wniosku przez marszałek Sejmu z mocy ustawy postępowanie przed Sądem Najwyższym uległo zawieszeniu"
– to ocena wiceministra sprawiedliwości Sebastian Kaleta.
– Skutek zawieszenia następuje z mocy samego prawa, czyli pani prezes TK nie musiała nawet wydawać żadnego zarządzenia, Trybunał nie musiał wydawać żadnego postanowienia, bo skutek zawieszający wynika z samej ustawy
– potwierdza w rozmowie z „GP” członek Krajowej Rady Sądownictwa sędzia Jarosław Dudzicz.
– Jak można wydawać orzeczenie w postępowaniu, które jest zawieszone? To wie ewentualnie tylko prezes Gersdorf – ironizuje Przemysław Czarnek.
Sędzia Dudzicz zwraca uwagę na jeszcze jeden istotny element. Otóż I prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf w piśmie do prezes TK Julii Przyłębskiej nie zgodziła się na zawieszenie postępowania przed SN, twierdząc, że rzekomo nie istnieje żaden spór kompetencyjny między Sejmem i prezydentem a Sądem Najwyższym. – Sąd Najwyższy nie ma prawa orzekać, że pozostaje lub nie pozostaje w sporze kompetencyjnym z kimkolwiek, bo jest stroną tego postępowania! O tym, czy taki spór kompetencyjny jest, może orzec dopiero Trybunał Konstytucyjny. A to, co zrobił Sąd Najwyższy, przypomina zachowanie osoby, która jest pozwana i stwierdza, że dla niej to nie jest pozew, albo postawę oskarżonego, który nie uznawałby aktu oskarżenia. To jest dokładnie ten sam sposób argumentacji. We wszystkich tych przypadkach jest mowa o stronie w postępowaniu, które prowadzi niezawisły sąd; w wypadku sporu kompetencyjnego dotyczącego Sądu Najwyższego postępowanie prowadzi Trybunał Konstytucyjny – tłumaczy sędzia Dudzicz.
Wkrótce po tym, jak SN ogłosił swoją uchwałę, przewodniczący KRS sędzia Leszek Mazur zauważył, że uchwała Sądu Najwyższego, nawet taka posiadająca moc zasady prawnej, nie jest źródłem prawa. Dlatego żaden sędzia sądu powszechnego ani wojskowego nie jest nią bezpośrednio związany. Dodał też, że zasada prawna uchwalona przez trzy Izby SN nie jest również absolutna, skoro przepisy, na podstawie której ją wydano, dopuszczają możliwość odstąpienia od niej (przez połączone izby lub pełny skład Sądu Najwyższego).
Jest to zresztą prawnicze ABC. Źródłem prawa (w polskim systemie) mogą być bowiem jedynie akty normatywne. Oznacza to, że sądy powszechne wcale nie muszą stosować uchwały SN – a raczej nie musiałaby, gdyby w ogóle sędziowie SN mieli prawo coś ustalać w tej sprawie. –Uchwała taka nie ma mocy „powszechnie obowiązującej wykładni przepisów” – przypomina Leszek Mazur.
Tymczasem rzecznik Sądu Najwyższego sędzia Michał Laskowski opisywał uchwałę, jakby stanowiła ona nowe prawo: „Wykładnia przepisów, która została zaprezentowana dzisiaj, z reguły jest brana pod uwagę przez wszystkie sądy w kraju. Dotychczas było tak, że reguły przedstawiane przez SN były brane pod uwagę przez wszystkie sądy powszechne”. A sędzia SN Włodzimierz Wróbel w uzasadnieniu uchwały SN wprost „zdelegalizował” część tzw. nowych sędziów, stwierdzając, że sędziowie „powołani w tak dramatycznie wadliwych procedurach na przyszłość nie powinni się podejmować orzekania, bo ich orzeczenia w sposób trwały będą skażone podejrzeniem braku bezstronności”. Nie mówiąc już o tym, co pisali politycy opozycji, na przykład europoseł PO Andrzej Halicki, według którego „orzeczenie Sądu Najwyższego czyni uchwaloną przez Sejm ustawę kagańcową nieważną. W świetle prawa Izba Dyscyplinarna SN nie funkcjonuje”.
I kolejna rzecz. Jak informuje Ministerstwo Sprawiedliwości, „postępowanie przed Sądem Najwyższym należało zawiesić także dlatego, że przed Trybunałem Konstytucyjnym rozpoznawana jest sprawa dotycząca przepisu Kodeksu postępowania cywilnego, którego dotyczy ta uchwała”. Chodzi o art. 379 pkt 4 Kpc, brzmiący: „Nieważność postępowania zachodzi, jeżeli skład sądu orzekającego był sprzeczny z przepisami prawa albo jeżeli w rozpoznaniu sprawy brał udział sędzia wyłączony z mocy ustawy”.
– W procedurze cywilnej ten przepis decyduje, jakie postępowanie jest dotknięte nieważnością. Sąd Najwyższy w swojej uchwale stwierdził, że sędziowie wybrani na wniosek obecnej KRS i wybrani przez prezydenta są właśnie osobami nieuprawnionymi do orzekania w świetle tego przepisu. Szkopuł w tym, że my ten przepis kwestionujemy, a sprawę rozpoznaje Trybunał Konstytucyjny
– mówi sędzia KRS Jarosław Dudzicz.
Mówiąc krótko: trzy izby SN, konstruując uchwałę, która „delegalizuje” część sędziów, powołała się z naruszeniem procedur na przepis badany przez Trybunał Konstytucyjny.
Nasz rozmówca wskazuje również, że na początku 2019 roku Izba Dyscyplinarna SN również orzekała o statusie „nowych” sędziów (całkowicie odwrotnie niż teraz trzy inne izby SN). Tamtej uchwale także nadano moc zasady prawnej. – A jeżeli moc zasady prawnej jakaś uchwała już nabyła, to zmienić to może jedynie pełen skład Sądu Najwyższego. A tu pełnego składu nie było. Ostatnia uchwała trzech izb SN nie mogła więc „przełamać” zasady prawnej wynikającej z wcześniejszej uchwały Izby Dyscyplinarnej SN z 2019 roku – precyzuje w rozmowie z „GP” sędzia Dudzicz.
Ostatnią przeszkodą w traktowaniu uchwały SN jako wiążącej prawnie jest aspekt, na który zwróciła uwagę Izba Dyscyplinarna SN. Mianowicie nakazywane przez Małgorzatę Gersdorf i jej towarzystwo powstrzymanie się przez „nowych” sędziów od czynności orzeczniczych „stanowiłoby naruszenie ślubowania sędziowskiego złożonego wobec prezydenta, sprzeniewierzenie się aktowi powołania i prowadziłoby do uchybienia godności sędziego”.
Co ciekawe – sędziowie SN, w tym prezes Gersdorf, próbując „zdelegalizować” Izbę Dyscyplinarną, mogą za to... przed nią trafić.
23 stycznia Przemysław W. Radzik – zastępca Rzecznika Dyscyplinarnego Sędziów Sądów Powszechnych – napisał bowiem na Twitterze: „Dzisiejsze stanowisko niektórych sędziów trzech izb SN to nic innego jak bezprawna próba zmiany ustroju Rzeczypospolitej. Nie ma mocy wiążącej, a sędziowie kwestionujący legalność powołania innych sędziów będą ścigani dyscyplinarnie”.
Zapytaliśmy Piotra Falkowskiego, rzecznika Izby Dyscyplinarnej SN, co będzie, jeśli sędzia Radzik faktycznie nie rzucał słów na wiatr. – Rzecznicy dyscyplinarni, jak sędzia Radzik, w systemie odpowiedzialności dyscyplinarnej są odpowiednikami prokuratorów. Jeśli pojawi się wniosek o rozpatrzenie sprawy dyscyplinarnej, to trafi ona właśnie do Izby Dyscyplinarnej SN – potwierdza „Gazecie Polskiej” rzecznik Falkowski.