"Jedynym logicznym skutkiem złamania większości sejmowej byłyby nowe wybory. W nowych przedterminowych wyborach parlamentarnych posłowie Porozumienia przestaliby być posłami" - uważa prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, politolog z Uniwersytetu Łódzkiego. Zapytaliśmy ekspertów i politologów o to, jak ważną decyzję podejmą jutro posłowie Porozumienia.
Posłowie Porozumienia Prawicy stoją przed najważniejszą decyzją w swoim życiu politycznym. Ich motywacje i przyszłość próbują objaśnić specjalnie dla portalu Niezależna.pl eksperci i politolodzy.
Jeśli rozpadnie się większość sejmowa, stojąca za obecnym rządem, to rząd utraci zdolność rządzenia, będzie mógł jedynie administrować. Nie można dopuścić do sytuacji, w której przez trzy lata nie dałoby się podejmować żadnych istotnych decyzji, a jedynie zatrzymać się na poziomie bieżącego administrowania. Jedynym logicznym skutkiem złamania większości sejmowej byłyby nowe wybory. W nowych przedterminowych wyborach parlamentarnych posłowie Porozumienia przestaliby być posłami. Oni nie mają samodzielnej zdolności wejścia do Sejmu, nie przekroczyliby progu. Jeżeli nie mogliby startować z list Zjednoczonej Prawicy pod sztandarem PiS-u, to nie zostaliby posłami. Przed taką perspektywą po prostu stoją.
Nie sądzę, żeby posłowie Porozumienia stworzyli rząd z resztą ugrupowań opozycyjnych, ponieważ z kolei taki rząd wyjąwszy wolę odsunięcia PiS-u od władzy, nie miałby żadnego wspólnego programu i on też nie mógłby rządzić przez trzy następne lata. Bardzo szybko skompromitowałby się niezdolnością podjęcia żadnej decyzji i następowałby pogłębiający się chaos w kraju.
Trudno mi sobie wyobrazić rząd złożony z przedstawicieli partii pana Jarosława Gowina z przedstawicielami partii Roberta Biedronia, czy Włodzimierza Czarzastego. To są raczej dosyć rozbieżne bieguny sceny politycznej.
Pokazywanie w tak ważnym, jakim bez wątpienia jest czas przedwyborczy, jakiegokolwiek rozłamu, "rozbratu w rodzie" wśród sojuszników nie jest dobre. Bez względu na motywy jest to pokazanie, że ci sojusznicy niekoniecznie mówią jednym głosem. W sytuacjach trudnych po to się ma sojuszników, żeby mówić jednym głosem. W tej chwili nie mamy do czynienia już nawet nie z dwugłosem, a wielogłosem. Ci, którzy taki multigłos wprowadzają, myślę, że trochę tracą i powodują wobec siebie nieufność.
Przede wszystkim ta sytuacja potwierdza metody funkcjonowania najważniejszej partii w tym konglomeracie trzech partii Zjednoczonej Prawicy. Wiadomo doskonale, że ta taka formuła niezdecydowania, czy też takie zachowanie tych posłów w tej materii, jest oczywiście związane z czymś, co się nazywa polityką zakulisową, czyli próbami przeciągnięcia tych posłów na stronę samego PiS-u. Wszyscy jesteśmy ludźmi, mamy swoje pokusy i podlegamy takim czy innym sytuacjom w życiu codziennym. W oczywisty sposób ta taka turbulencja w zachowaniu posłów z ramienia Porozumienia odzwierciedla z jednej strony chęć pozostania w polityce, a z drugiej strony to, jak bardzo są lojalni wobec własnego przywódcy.
Zebrał: Adam Siwek