Media obiegła informacja, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego bada, czy epidemia legionelli w Rzeszowie została wywołana przez celowe wrogie działania. Minister Stanisław Żaryn wyjawił w rozmowie z portalem Niezależna.pl, że są to rutynowe działania i nie ma żadnych przesłanek by sądzić, że sytuacja ta została sztucznie wytworzona.
Funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego sprawdzają przyczyny zakażeń legionellozą w Rzeszowie z uwagi na to, że legionelloza pojawiła się w ważnym strategicznie regionie Polski w kontekście wojny Rosji przeciwko Ukrainie.
Wszystko wskazuje jednak na to, że nie ma przesłanek, aby twierdzić, że doszło tam do aktu dywersji.
- To raczej jest rutynowa aktywność ABW w związku z miejscem, w którym się to odbywa i różnymi sytuacjami kontekstowymi, które temu towarzyszą, bo mamy wojnę tuż za granicą, mamy różnego rodzaju działania hybrydowe rosyjskie przeciwko nam. ABW musi po prostu zainteresować się tą sprawą i ją sprawdzić. To jest rutynowe działanie, które ma wykluczyć, czy nie doszło do wrogiego działania przeciwko nam
- przekazał w rozmowie z portalem Niezalezna.pl zastępca ministra koordynatora służb specjalnych, pełnomocnik rządu ds. bezpieczeństwa przestrzeni informacyjnej RP Stanisław Żaryn.
- Nie ma żadnych informacji, żeby ta sytuacja była celowo wytworzona. Działania ABW są prewencyjne, choć ponadnormatywne
- zapewnił.
Według danych sanepidu legionellę potwierdzono już u 113 pacjentów hospitalizowanych na terenie Rzeszowa i powiatu rzeszowskiego, Dębicy, Przemyśla, Kolbuszowej, Łańcuta oraz Sędziszowa Małopolskiego. Zmarło siedem osób z potwierdzonym zakażeniem. Były to osoby obciążone chorobami współistniejącymi w wieku od 64 do 95 lat.