PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

Batalia wewnątrz Polskiego Związku Łowieckiego. Jak rozwinie się sytuacja?

Zaczęła się wewnętrzna wojna w Polskim Związku Łowieckim. Wybierana przez myśliwych Naczelna Rada Łowiecka chce odwołania powoływanego przez ministra środowiska Łowczego Krajowego Pawła Lisaka. Ten otrzymał nawet dyscyplinarne zwolnienie z pracy co oznacza, że nie może pełnić obowiązków, choć jednocześnie Ministerstwo Klimatu i Środowiska utrzymuje, że jest on nadal Łowczym Krajowym. Tyle, że faktycznie nie może zgodnie z prawem wejść do siedziby, podejmować decyzji w imieniu PZŁ i pobierać pensji.

Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne
pixabay.com/shogun

W Polskim Związku Łowieckim mamy do czynienia z dość absurdalną sytuacją prawną. Teoretycznie PZŁ jest bowiem dobrowolnym zrzeszeniem myśliwych, którzy rządzą się na zasadach stowarzyszenia. 128 tys. członków wybiera w swoich okręgach przedstawicieli na Krajowy Zjazd Delegatów. Spośród tych osób wybierane są osoby do Naczelnej Rady Łowieckiej. Stowarzyszenie pobiera składki myśliwskie, z których utrzymywane są struktury i zarząd główny.

Wszystko było logiczne do momentu, gdy zarząd był wybierany w wyborach spośród myśliwych. To się jednak zmieniło za rządów Zjednoczonej Prawicy, która chciała wzmocnić nadzór nad myśliwymi. Dlatego w ustawie o ASF w 2020 roku przeforsowano rozwiązanie w którym Łowczy Krajowy i Zarząd Główny PZŁ są powoływani i odwoływani przez ministra właściwego ds. środowiska. Nie przymierzając wyszło to tak jakby prezesa PZPN wybierał minister sportu Kamil Bortniczuk, który mógłby wskazać dowolną osobę.

Wszystko wywoływało pomruki niezadowolenia myśliwych, ale jeszcze mogłoby być dobrze, gdyby spokojnie układała się współpraca zarządu głównego z przedstawicielami członków stowarzyszenia – czy inaczej – członkami Naczelnej Rady Łowieckiej. Tak jednak nie jest.

Zarząd Główny PZŁ robi sobie zupełnie co chce. Naczelna Rada Łowiecka, do zadań której należy nadzór nad działalnością Zarządu Głównego, nie ma dzisiaj żadnego wpływu na działania władz związku. Dość powiedzieć, że nie otrzymaliśmy jeszcze sprawozdania finansowego za rok 2020. Dobrze Pan słyszał nie za 2021, ale za 2020

– mówi nam prof. Paweł Piątkiewicz, prezes Naczelnej Rady Łowieckiej.

O tym jak wyglądają działania szefostwa PZŁ rozpisują się portale branżowe wskazując m.in. na fatalną politykę kadrową i liczne procesy jakie byli pracownicy wytaczają Polskiemu Związkowi Łowieckiemu. Ich zdaniem wszystko będzie generować, albo już generuje, milionowe koszty. Krytycy wskazują również na niegospodarność, a nawet postępowania prokuratorskie, które toczą się w sprawie nieprawidłowości. Dodatkowo Zarząd Główny próbuje wpływać na politykę w regionach m.in. zarządzając budżetem centralnie. Cały czas trwają również przepychanki na forum Naczelnej Rady Łowieckiej gdzie część osób została już na różne sposoby „przekonana” przez obecny zarząd główny PZŁ, który chce się pozbyć społecznej kontroli.

Na stronie ZG PZŁ pojawiają się też insynuacje pod adresem prezydium Naczelnej Rady Łowieckiej. Sugeruje się, że myśliwi zasiadający w NRŁ spiskują przeciwko PZŁ i piszą ustawę uderzającą w związek.

Oczywistym jest fakt, że Zarząd Główny PZŁ nie został zaproszony do prac komisji, dyskusji czy przedstawienia swojego stanowiska. Natomiast niezrozumiałym jest fakt uczestnictwa w powyższym członków prezydium NRŁ. Czy działania te polegające na zatajeniu posiadanych informacji o trwających pracach nad ustawą ograniczającą dostęp polskich myśliwych do łowiectwa, ukrywanie działań osób, których motywacją jest czerpanie zysków z działalności łowieckiej, dążących do odebrania kołom łowieckim dzierżawionych przez nie od dziesięcioleci obwodów łowieckich jest wykonywaniem społecznego mandatu?

– czytamy na głównej stronie PZŁ.

Na potwierdzenie insynuacji nie było żadnego dowodu. Nic dziwnego, że atmosfera niechęci narastała.

Do decydującego starcia miało dojść 22 marca podczas posiedzenia Naczelnej Rady Łowieckiej. Miała na niej odbyć się dyskusja o działaniach zarządu głównego na szkodę PZŁ. Na posiedzeniu miał się pojawić minister nadzorujący myślistwo Edward Siarka jak i członkowie NRŁ. Dzień przed posiedzeniem minister jednak odwołał swoją obecność. Nagle ludzie z terenu zaczęli mieć również problemy z dotarciem do Warszawy na posiedzenie. Dlatego prezydium NRŁ postanowiło odwołać posiedzenie. Ta decyzja nie spodobała się jednak Zarządowi Głównemu PZŁ, który chciał mimo wszystko zebrać nazwijmy to „swoją” Naczelną Radę Łowiecką. Problemem okazało się jednak to, że nie zebrało się kworum.

Dnia 22 marca br. o godzinie 11.00 odbyło się posiedzenie Naczelnej Rady Łowieckiej. Udział w nim wzięło 24 z 49 członków Rady. W związku z brakiem quorum przybyli na posiedzenie członkowie NRŁ po odbyciu dyskusji jednomyślnie złożyli wniosek o niezwłoczne zwołanie kolejnego posiedzenia NRŁ

– czytamy w informacji na stronie PZŁ.

Kolejne posiedzenie ma debatować nad tym czy prof. Paweł Piątkiewicz został wybrany zgodnie z prawem prezesem Naczelnej Rady Łowieckiej. Takie działania wzbudziły reakcję prezesa NRŁ, który w świetle prawa zatrudnia Łowczego Krajowego. Ponieważ Kodeks Pracy jednoznacznie mówi, że pracodawca ma tylko miesiąc od powzięcia informacji o łamaniu prawa na wręczenie dyscyplinarnego wypowiedzenia pracy zdecydował się on dyscyplinarnie zwolnić Pawła Lisaka. Problem jest jednak taki, że w prawie jest wpisane jednocześnie, że Łowczego Krajowego powołuje i odwołuje minister środowiska. Edward Siarka stanął murem za Łowczym Krajowym. W efekcie doszło do absurdalnej sytuacji. Łowczy Krajowy faktycznie nie może wejść do siedziby Polskiego Związku Łowieckiego. Nie może również odbierać wynagrodzenia. Wydaje się również wątpliwe prawnie czy może podejmować jakiekolwiek decyzje, gdyż wszystkie jego decyzje będą mogły być podważone.

W internecie zawrzało

Niech Pan trzyma go sobie w swoim gabinecie, w domu lub gdzie tylko Pan chce, ale nie na Nowym Świecie w Warszawie! (siedziba PZŁ- przyp red.) Siedziba PZŁ stanowi własność członków a Ci jak widać nie życzą sobie aby z ich majątku korzystał nieudaczny urzędnik na siłę narzucony i na siłę przez Pana wbrew woli członków utrzymywany. Paweł Lisiak niech z pańskiej woli pełni tą funkcję społecznie ale biurko, samochód, karty bankowe i inne niech natychmiast zwróci właścicielowi

– napisał jeden z myśliwych.

Łowczy Krajowy robi dobrą minę do złej gry i próbuje uspokoić myśliwych. W oświadczeniu zapowiedział proces sądowy.

Jednocześnie pragnę uspokoić Koleżanki i Kolegów, że działanie Naszego Zrzeszenie nie dozna w związku z tym żadnych zakłóceń. Zapewniam Was, że incydent ten w żaden sposób nie naruszył stabilności Polskiego Związku Łowieckiego i nadal jako łowczy krajowy będę pełnił swoje obowiązki.

– pisze Paweł Lisak.

Wszystko wskazuje na to, że czeka nas sądowa batalia. Dodatkowo może się okazać, że wśród części myśliwych wybuchnie bunt. To o tyle niekorzystne, że w Polsce nadal mierzymy się z problemem Afrykańskiego Pomoru Świń i w tym wypadku po prostu lepiej byłoby nadal współpracować. Konflikt to też woda na młyn wszystkich, którzy chcieliby zmienić system łowiectwa w naszym kraju. Wśród ludzi, którzy forsują takie pomysły jest m.in. Sławomir Izdebski, działacz rolniczy, który już kilka miesięcy temu zapowiedział tworzenie Agencji Rozwoju Gospodarki Łowieckiej, która ma się stać alternatywą dla PZŁ. Przed takimi rozwiązaniami ostrzegał wiele lat temu prof. Jan Szyszko, który bronił dotychczasowego modelu myślistwa w naszym kraju. Podkreślał, że opiera się on na 3 filarach.

Po pierwsze, na Polskim Związku Łowieckim i członkach – według ministra „dobrze przygotowanych i wykształconych, społecznie realizujących swoją pasję” myśliwych. Po drugie, odpowiednie duże obwody łowieckie. Po trzecie, na model ma dobrze wpływać fakt, że to Skarb Państwa jest w Polsce właścicielem zwierzyny. To miało sprawiać, że zwierzęta są we właściwy sposób chronione, a żaden z gatunków łownych nie jest zagrożony.

 



Źródło: niezalezna.pl

#Polski Związek Łowiecki

redakcja