Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Bajka Tomasza Sakiewicza z okazji Dnia Dziecka. "Wszystkim, którzy potrafią być dziećmi"

Dzisiaj święto wszystkich dzieci! Z okazji obchodzonego dziś Dnia Dziecka redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz stworzył bajkę, którą zadedykował "wszystkim, którzy potrafią być dziećmi". Zapraszamy do przeczytania historii pt. "Dzień Dziecka Pana Prezesa".

Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne
pixabay.com/CC0/froot

Rada prezesów i dyrektorów siedziała w gabinecie od samego rana. Najważniejszy prezes rysował na tablicy słupki liczb i tłumaczył zawile, o co w nich chodzi. Dziesięciu panów w ciemnych garniturach, wszyscy pod krawatem, cierpliwie słuchało jego wykładu. Minęła pierwsza godzina, potem druga. Pili mnóstwo kawy, bojąc się, że któryś zacznie ziewać albo co gorsza zaśnie. Kiedy przemawiał najważniejszy prezes, zasypiać nie wolno. Ci, którzy zasypiają, rzadziej awansują. Sam najważniejszy prezes też czuł się coraz bardziej zmęczony. Jedyne, o czym marzył, to wrócić do domu, zdjąć z siebie garnitur i wręczyć dziecku prezent z okazji Dnia Dziecka. Ale do powrotu było jeszcze daleko. Miał zanotowane w zeszycie jeszcze mnóstwo słupków i wiedział, że będzie musiał bardzo dużo opowiadać. Postanowił więc nie pytać o nic prezesów i dyrektorów. Patrzył już tylko na tablicę, chcąc jak najszybciej skończyć. Mówił coraz ciszej. Poczuł, że sam zasypia na stojąco. Ręka mu coraz bardziej ciążyła. Aż wreszcie stwierdził, że ma tego dosyć. Chciał podejść do wielkiego stołu obrad i napić się kawy. Odwrócił się i wtedy zauważył, że cała dziesiątka drzemie. Nie wiedział, jak długo go nie słuchali, ale musiało to już jakiś czas trwać. Jeden z dyrektorów nawet zaczął chrapać. Prezes chciał krzyknąć na wszystkich, żeby ich wyrwać ze snu i zrobić im awanturę. Ale po chwili twarz mu się rozjaśniła. Chyba wpadł na inny pomysł, jak obudzić dostojne grono, i dać mu nauczkę. Sięgnął do walizki, gdzie oprócz notatek miał przygotowany prezent dla dziecka. To był nieduży pistolet na kule z gąbki. Wyciągnął go i zaczął strzelać do śpiących. Trafiał każdego bez pudła. Obudzeni dyrektorzy podskakiwali, jakby stali na trampolinie. Większość, przerażona, nie wiedziała, co się dzieje.

Pierwszy zastępca najważniejszego prezesa spał tak mocno, że po trafieniu chyba jeszcze zupełnie nie oprzytomniał. Na wpół obudzony szepnął:

– Już, już synku… bawimy się…

I sięgnął do siatki pod stołem. Wyciągnął stamtąd dużą bańkę z rurką i zaczął przed siebie lać silnym strumieniem wody. Po chwili całkowicie się obudził i zobaczył z przerażeniem, że najważniejszy prezes stoi przed nim cały mokry. Pozostali chowali się przed zmoczeniem pod stołem. Zorientował się, że nie jest w domu i nie bawi się ze swoim dzieckiem. 

Chciał natychmiast przeprosić za swoje zachowanie, gdy nagle oberwał gumowym mieczem. Dostał po głowie od dyrektora siedzącego po prawej stronie. Po chwili wszyscy sięgnęli po prezenty, które przygotowali dla dzieci. Sala zaroiła się od karabinów, jeżdżących samochodów, strzelających światłem dronów. Pasja, z jaką wszyscy walczyli ze sobą na zabawki, przypominała bitwy, które odbywają się na podwórkach wśród przedszkolaków. Każdy wyciągnął swój prezent – no, prawie każdy – poza jednym dyrektorem w szarym garniturze. Ten wprawdzie próbował włączyć się do bitwy, ale prezentu nie wyciągnął. W siatce miał duże pudło z lalką dla córki. Trudno bić się na lalki. Więc bawił się zabawkami tych dyrektorów, którzy byli ojcami chłopców. Po godzinie bitwy cała sala została oblana wodą, w powietrzu latały mydlane bańki, a ręce i twarze szanownych prezesów i dyrektorów były wybrudzone farbami i plasteliną. 

Nagle powietrze przeszył straszliwy dźwięk. To najważniejszy prezes wyciągnął gwizdek i uciszył towarzystwo. 

– No dobra, panowie – krzyknął. – Dosyć zabawy. W poniedziałek kończymy naradę. 

Prezes wrócił do domu. Jego syn ucieszył się, że tata był trochę wcześniej. Dostał piękny prezent na Dzień Dziecka. Zdziwił się, że prezent był rozpakowany, ale dla dziecka to nie problem. Bawił się nim jak nowym. 

W poniedziałek rano tata, najważniejszy prezes, wychodził do pracy. Zapukał do pokoju synka i delikatnie zapytał:

– Pamiętasz – miałeś taki karabin na wodę? Chyba już się nim nie bawisz.

Syn prezesa zdziwiony podał ojcu zabawkę. Mama chłopca zauważyła, że kiedy jej mąż wychodził z domu, zabrał ze sobą płaszcz przeciwdeszczowy. Była nieco zdezorientowana, bo pani pogodynka deszczu nie zapowiadała. 

Prezes, jak nigdy wcześniej, szedł radośnie do pracy. Jego dzień dziecka dopiero się zaczynał.  

 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#bajki Tomasza Sakiewicza #Dzień Dziecka

Tomasz Sakiewicz