Fundacja "Nie lękajcie się" wstrząsana jest wewnętrznymi skandalami. Niedawno dowiedzieliśmy się o prezesie zarządu (już byłym), który miał wyłudzić pieniądze od jednej z ofiar pedofilii. Pojawiły się też spekulacje, że poseł Joanna Scheuring-Wielgus mogła bagatelizować doniesienia o działalności Marka Lisińskiego. Mimo tego, członkowie fundacji znów są pierwsi w kolejce do krytykowania.
Członkowie fundacji odnieśli się do sprawy Marka Lisińskiego, który 30 maja podał się do dymisji ze stanowiska prezesa zarządu Fundacji "Nie lękajcie się". Przyczyną dymisji było wyłudzenie pieniędzy przez Lisińskiego od ofiary pedofila, o czym napisała "Gazeta Wyborcza".
Warszawska radna Agata Diduszko-Zyglewska - dokładnie ta, której na spotkaniu wigilijnym... przeszkadzał ksiądz - poinformowała, że 4 czerwca fundacja podpisała umowę z niezależnym księgowym, który ma przeprowadzić kontrolę wydatków fundacji od momentu jej założenia do maja 2019 r.
"Umowa przewiduje, że biegły dokona oceny i stworzy raport, który opublikujemy w ciągu 60 dni. Natomiast jeśli chodzi o wydatki fundacji w latach 2018-2019 ta część raportu powstanie w 30 dni od momentu, kiedy księgowy dostał całość materiału"
- mówiła.
Dodała, że "anonimowy darczyńca" zgodził się sfinansować tę kontrolę.
Poinformowała też, że 6 czerwca fundacja wysłała zawiadomienie do prokuratury ws. popełnienia przestępstwa przez Marka Lisińskiego, który wyłudził pieniądze od ofiary pedofilii. Podkreśliła, że władze fundacji złożyły też wniosek o wykreślenie Lisińskiego z KRS jako prezesa fundacji.
Z kolei poseł Joanna Scheuring-Wielgus stwierdziła, że "jest jej przykro, że fundacja 'Nie lękajcie się' przeżywa to, co przeżywa".
"To jest dobry moment, żeby fundacja została oczyszczona ze wszystkich złych emocji"
- powiedziała. Zapewniła, że rada fundacji nie wiedziała przed publikacją artykułu w "Wyborczej" o tym, co zrobił Lisiński.
To ciekawe, bo zupełnie inaczej sprawę przedstawia kobieta, która twierdzi, że została oszukana przez Lisińskiego. W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" (opublikowanym 8 czerwca) podkreśliła, że Scheuring-Wielgus już wcześniej wiedziała o jej podejrzeniach.
"Mam do niej żal za te słowa, bo ja przecież kontaktowałam się z nią ponad miesiąc wcześniej (...) Tak się złożyło, że znajoma Marioli zna dobrze panią poseł. Sama się zaoferowała, że jej opowie o moich podejrzeniach. Wiem, że rozmawiała z panią Scheuring-Wielgus w kwietniu i usłyszała od niej: ale o co chodzi, przecież Marek jest naprawdę chory, i że tę informację potwierdziła jej sama pani Anna Frankowska, inna członkini rady. No, pomyślałam, skoro one tak to widzą, to koniec tematu"
- stwierdziła.
Co na to Scheuring-Wielgus?
Mimo tych perturbacji, członkowie fundacji nie zamierzają powstrzymać się od krytyki innych, a w szczególności ludzi Kościoła. Gdy dziś arcybiskup Charles Scicluna chwalił Konferencję Episkopatu Polski za rozwiązania, wprowadzone w celu ochrony dzieci i młodzieży przed niegodnymi czynami, Diduszko-Zyglewska ubolewała nad tym, że... arcybiskup wiedział o wizycie w Polsce już rok temu.
"Dla mnie to, co dzisiaj usłyszałam, jest oburzające. Abp Scicluna powiedział, że przyjechał tutaj na wizytę zapowiedzianą rok temu. Czyli, to wszystko, co się wydarzyło - mapa kościelnej pedofilii, na którą weszło 10 mln ludzi, film Sekielskich, raport o pedofilii - w ogóle nie wpłynęły na plany pana arcybiskupa"
- mówiła warszawska radna.