Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Arkadiusz Gołębiewski, twórca festiwalu "Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci": Ks. Popiełuszko dał nam impuls

Podczas Marszu Papieskiego, który przeszedł ulicami Warszawy 19 października 2024 - w 40. rocznicę zamordowania bł. ks. Jerzego Popiełuszki - obecny był Arkadiusz Gołębiewski, reżyser, dokumentalista oraz pomysłodawca i twórca Festiwalu Filmów Dokumentalnych "Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci". - Nie mogło mnie tu zabraknąć z kamerą i z mikrofonem. Na naszych oczach dzieje się historia - powiedział portalowi niezalezna.pl.

Reżyser Arkadiusz Gołębiewski był obecny podczas Marszu Papieskiego 2024
Reżyser Arkadiusz Gołębiewski był obecny podczas Marszu Papieskiego 2024
JG/Festiwal NNW - JG/Festiwal NNW

Jak sam przyznał, dokumentowanie tego wielkiego spędu osób wierzących i patriotów nieco utrudnia mu duchowe przeżywanie wydarzenia. Podzielił się jednak z nami swoimi refleksjami oraz wspomnieniami sprzed 40 lat, które ukształtowały go oraz jego zaangażowanie.

Jestem z pokolenia, które dorastało i dojrzewało podczas lat 80.. To był czas z jednej strony niepokornej muzyki, a z drugiej formatowanie siebie dzięki osobie ks. Jerzego Popiełuszki. Dla mnie to była istotna rzecz

– przyznał Gołębiewski.

Czas niepokorności wtedy i dziś

O tamtych latach mówi, że mieszkając około 60 - 80 km od Warszawy, w małej miejscowości Gołotczyzna w gminie Sońsk, nie było łatwo uczestniczyć w ruchu oporu wobec ówczesnej władzy. 

Dla nas to było oczywiste, że po śmierci ks. Jerzego trzeba było wsiąść w pociąg i w każdą niedzielę przyjechać na mszę za niego. Dzisiaj ten Marsz i to spotkanie się tutaj w 40. rocznicę śmierci ks. Popiełuszki jest przywołaniem tych młodzieńczych emocji, kiedy człowiek się formatował i uczył tej swojej niepokorności

– stwierdził reżyser.

Dzisiaj, kiedy jesteśmy w momencie trudnym, gdy jesteśmy na zakręcie, kiedy obserwujemy, że wielu spośród nas na różnych etapach życia brakuje pewnej odwagi i postawy życiowego sprzeciwu, kiedy mówimy do siebie szeptem - to liczę na to, że na ten Marsz przyjdą osoby, którym ta uniwersalność przesłania ks. Jerzego ponownie przypomni, ile jest oprócz nich osób wolnomyślacych, które nie są ukierunkowane partyjnie, nie są ukierunkowane frakcyjnie, tylko po prostu mówią "nie" pewnym zjawiskom, jakie w Polsce mają obecnie miejsce. Mówię teraz o przetrzymywaniu księży i młodych kobiet. Miliony z nas są temu przeciwni, a nie wszyscy mają odwagę to powiedzieć

– powiedział Gołębiewski

Ks. Popiełuszko jednoczył tam, gdzie nie dotarła "Solidarność"

Twórca festiwalu "Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci" przypomniał, jak istotne było w latach 80. poczucie wspólnoty sprzeciwu dla ówczesnej polityki PZPR. Przyznał, że dzisiejszy Marsz Papieski to okazja, by ponownie się zsolidaryzować w 40. lat po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki oraz policzyć, ile zwolenników ma ciągle jego idea. 

Myślę, że solidaryzowanie się dziś, w 40. rocznicę śmierci ks. Popiełuszki, to jest taka okazja, żeby się policzyć i spotkać po latach. Spotkałem tu bardzo dużo znajomych, z którymi normalnie widzimy się czy to podczas festiwalu czy też na pokazach filmowych. Są tu też moi znajomi z lat 80. Na co dzień nie było ich widać, a inicjatywa tego marszu dała szansę, żeby osoby zaangażowane w ideę "zło dobrem zwyciężaj" mogły się tutaj zjednoczyć oraz wyrazić swój brak pokory wobec tego, co się w ostatnich miesiącach w Polsce dzieje

–  zauważył Gołębiewski.

Zapytany, czy pamięta dzień, gdy Polska dowiedziała się o śmierci ks. Jerzego Popiełuszki, opowiedział, z jakimi emocjami borykały się wówczas środowiska opozycyjne. Przypomniał, że w Polsce powiatowej niewiele było źródeł informacji, a te czerpało się przede wszystkim ze środków masowego przekazu. W małej gminie, jaką był Sońsk, a nawet i w Ciechanowie trudniej było o widoczność środowisk opozycyjnych.

"Myślę, że brutalna śmierć księdza Jerzego i społeczne poruszenie, jakie spowodowała w naszej małej, lokalnej społeczności, to wszystko dało paliwo, żebyśmy się zaczęli organizować" - powiedział reżyser. 

W każdą niedzielę organizowaliśmy się z kolegami i przyjeżdżaliśmy, żeby w Warszawie uczestniczyć we mszy za Ojczyznę. Mogę powiedzieć, że śmierć ks. Jerzego była w okresie mojego dorastania takim mocnym przełomem, impulsem do formacji i aktywnego działania. Przyjeżdżaliśmy tu, do kościoła pw. św. Stanisława Kostki, by dostać jakąś "bibułę", którą się potem powielało, by spotkać innych i pośpiewać "Ojczyzno ma". Myślę, że kiedy jeździliśmy z tej naszej miejscowości Sońsk Gołotczyzna, spotykaliśmy się, to też liczyliśmy się sami - mogliśmy zobaczyć, ilu nas jest w lokalnej społeczności. Śmierć ks. Jerzego dała nam, nastolatkom, taki impuls do zorganizowania się. To tworzyło z nas wspólnotę. Nie były to jakieś wielkie działania opozycyjne, ale to było dla nas jasne, że trzeba nosić znaczki "Solidarności", że trzeba przywozić jakąś "bibułę"... To tworzyło poczucie, że nas nie jest tylko piętnastu czy dwudziestu, ale że i tu, w Warszawie, jest masa, w której jest oparcie. Nie sztuką jest bowiem być gdzieś pośrodku, gdzie obok są tysiące i setki tysięcy ludzi podobnie myślących.  Ciężko jest natomiast okazywać tę niepokorność i niezależność, gdy jest się zaledwie w czterech, pięciu czy sześciu w małej społeczności, czy kiedy nauczyciel rosyjskiego zrywa z naszych swetrów znaczki "Solidarności" albo gdy lokalni ORMO-wcy w dosyć prosty sposób mogli nas prześladować choćby przez robienie nalotów na mieszkania i szukanie jakiejś amunicji. Tak naprawdę wszystko to było pretekstem, by sprawdzić, co jest w mieszkaniach i co trzymają nasi rodzice. To wszystko przeżywaliśmy, aczkolwiek dopiero przyjeżdżanie na msze za Ojczyznę do księdza Jerzego poszerzyło nam horyzonty

–  stwierdził reżyser.

Ks. Jerzy Popiełuszko we wspomnieniach: piewca wolności

Tam, gdzie nie było dużych zakładów pracy i prężnie działającej "Solidarności" trudno było manifestować swoją niepokorność. Nie było to jednak niemożliwe.

Nie było łatwo wtedy manifestować. Jako klasa 7 A, w roku 1981, jeszcze w szkole podstawowej, powiesiliśmy krzyż w naszej klasie. Byliśmy jedynymi, którzy się na to zdobyli. Poszliśmy do księdza proboszcza Józefa Fabisiaka prosić o to, ażeby w naszej klasie powiesić krzyż. Paradoksalnie kiedy wybuchła "Solidarność", na znak buntu wszyscy nauczyciele złożyli legitymacje partyjne. Jedyną osobą, która ją zachowała, był nasz wychowawca Kazimierz Szarek. Ale to my jedyni, jego klasowi podopieczni, na tyle się zbuntowaliśmy, że po wieczornej mszy październikowej przyszliśmy do naszej szkoły podstawowej i za zgodą dyrektora - ale też i tego naszego wychowawcy, choć był członkiem PZPR - zawiesiliśmy krzyż. Późniejsze przyjazdy na msze za Ojczyzną i śmierć księdza Jerzego dała nam pewne emocjonalne paliwo. Idea "Solidarności" wtedy nie umarła, stan wojenny też jej nie złamał. Może ją osłabił, wystraszył niektórych, ale kiedy jeździliśmy na tę mszę za Ojczyznę, czuliśmy się wolni. Myślę, że dziś podczas Marszu Papieskiego wracają te emocje, które czuliśmy wtedy: wolność

– mówił portalowi niezalezna.pl dokumentalista.

Reżyser podsumował, że nadal bliska jest mu idea "zło dobrem zwyciężaj". Jak sam mówi, dziś realizuje ją poprzez organizację swojego festiwalu oraz w filmach dokumentalnych, które mówią o pięknych postawach.

Nie staję na barykadach. Ideę pozytywizmu staram się realizować poprzez opowiadanie o tym, co ubogaca nas jako ludzi. Spotykam tu mnóstwo znajomych. Chciałbym bardziej duchowo uczestniczyć w tym wydarzeniu, ale ta mieszanka - i kamera, i mikrofon... Nawet operatora na dzisiaj wynająłem, bo uważam, że to trzeba dokumentować. Nie wiem po co, ale uważam, że dzieje się historia. Najważniejsze, że możemy się policzyć i że nie ma tu świata polityki. Nikt bieżącymi sprawami nie zaśmieca tego wydarzenia. To jest taki soft power, który bardzo potrzebny jest dziś Polsce

 



Źródło: niezalezna.pl

#Marsz Papieski #Jerzy Popiełuszko #Arkadiusz Gołebiewski

JG