Od kilkunastu godzin dziennikarze "Gazety Wyborczej" lansowali tekst o nagraniach z udziałem Jarosława Kaczyńskiego. Mieli taśmy wcześniej, mogli ich posłuchać i poczytać stenogram... A dzisiaj okazuje się, że nawet wewnątrz redakcji toczy się spór, o co chodzi w tej pseudo-sensacji.
Plotkami o "bombie", która rzekomo ma wstrząsnąć sceną polityczną, od wczorajszego popołudnia ekscytowali się dziennikarze z mediów niesprzyjających PiS. Szczególnie aktywni byli Tomasz Lis, Jarosław Kurski, Wojciech Czuchnowski. Swoje trzy grosze dorzucił mecenas Roman Giertych. Teraz wiadomo dlaczego.
Tekst się ukazał, nagranie ujawniono i... No właśnie. I nic. Z "sensacji" kpią dziennikarze z różnych redakcji.
Nawet na antenie TOK FM nie zabrakło ironicznych komentarzy.
Mimo że Polska taka skorumpowana i z tektury to jednak nie jest z nią do końca źle, skoro zdarzają się przyzwoici ludzie jak Kaczyński, chcący postępować zgodnie z przepisami
- to komentarz do artykułu Wojciecha Czuchnowskiego wygłoszony w... radiu TOK FM. Słowa te wypowiedział stały gość tej radiostacji, publicysta Jan Wróbel.
Dominika, kurcze. To nie jest obrazek o sprawności Kaczyńskiego jako biznesmena, tylko złamanie ustawy o partiach politycznych, którą popierałaś (zakaz działalności gospodarczej).
— Paweł Wroński (@PawelWronskigw) 29 stycznia 2019
Do tego jeszcze intryga z próbą ukrycia inwestycji i połączenie biznesu z wyborami w Warszawie. https://t.co/4g7Yg0rCA4