Przyłączenie się tygodników „W Sieci” i „Do Rzeczy” do ataków TVN czy Gazety Wyborczej na Antoniego Macierewicza było dla wielu czytelników niemiłym zaskoczeniem. Ale ci sami publicyści już raz, tuż po Smoleńsku, podjęli próbę zastąpienia PiS przez „PiS light”, pogodzony z oligarchią III RP. Ideologiem tamtego projektu był Michał Karnowski, ówczesny publicysta Polski The Times, zaś wspólnikiem ludzi przez niego promowanych – Janusz Palikot.
W przypadku tygodnika „Do Rzeczy” udział w ostatniej akcji jest mniejszym zaskoczeniem, bo pismo Pawła Lisickiego zawsze demonstrowało swój „umiar”. Kłamliwą, obrzydliwą okładkę z tytułem „Putin zaciera ręcę” starało się ono zrównoważyć obroną Macierewicza przez Piotra Goćka.
Szokiem mogła być za to postawa publicystów pisma „W Sieci”, które stara się prezentować jako tygodnik niemniej ideowy niż „Gazeta Polska”. Zastępca redaktora naczelnego Piotr Skwieciński napisał 6 kwietnia:
„w wypadku PiS dla odwrócenia sondażowej dekoniunktury żadne, nawet najdalej idące i najboleśniejsze ograniczenie programowe, żadna, nawet najdalej idąca i najboleśniejsza korekta personalna, nie byłaby ofiarą przesadnie wielką”.
Kilka dni później Skwieciński dopowiedział, co myśli o Macierewiczu:
„Polityk, który w ciągu ostatniego półtora roku dał się skojarzyć z chaosem i ideą prowadzenia rewolucyjnej wojny na wszystkich możliwych kierunkach. Polityk, który jest wprawdzie samodzielnym autorytetem dla jakiejś części najtwardszego elektoratu PiS, ale zarazem stanowi najpewniejszą, jaką można sobie wyobrazić gwarancję, że ów elektorat się nie rozszerzy. (…) polityk, efektem działań którego bardzo łatwo może być zaktywizowanie i skłonienie do głosowania tych dawnych wyborców czy to Platformy, czy to SLD (…) Ostre przecięcie tej sytuacji jest w moim odczuciu koniecznością”.
Ambasador Grinin publicystą “Polski The Times”
Gdy wrócimy pamięcią do pierwszych miesięcy po Smoleńsku zobaczymy, że niemal identyczne koncepcje były już kiedyś głoszone. Paweł Lisicki był wówczas naczelnym „Rzeczpospolitej” i „ugodową” postawę tej gazety wielu pamięta, więc wspomnijmy tylko, że w listopadzie 2010 r. pisał on o możliwości zamachu:
„Czas mija, śledztwo trwa, komisje działają, dowodów brak. Ba, (…) nie ma na to nawet poszlak”.
Dowodził także, że „posługując się myśleniem zamachowym, prawica traci zdolność przekonywania wyborców do swoich racji”.
Spuśćmy nad tymi tekstami zasłonę milczenia, natomiast o wiele ciekawsza będzie analiza ówczesnych tekstów w dzienniku "Polska The Times", którego częścią był ukazujący się raz w tygodniu dodatek „Tygodnik Polska”.
Wyjaśnijmy, że gazeta ta reklamowała się jako pluralistyczna, prezentująca stanowisko „z każdej strony”. Jak informowała stopka tygodniowego publicystycznego magazynu, jego redaktorem naczelnym był Paweł Fąfara, a zastępcami Paweł Siennicki i Wojciech Rogacin. Pismo zatrudniało też trzy osoby na stanowisku komentatora. Byli to Andrzej Godlewski, Michał Karnowski i Piotr Zaremba.
16 maja, w pięć tygodni po katastrofie smoleńskiej chwaliło się ono publikacją:
Ambasador Rosji w Warszawie w specjalnym przesłaniu dla "Polski”. Ambasador Władimir Grinin pisał w nim „Tragedia smoleńska sprawiła, że Polacy i Rosjanie spojrzeli na siebie w inny, lepszy sposób”.
To na łamach „Polski The Times” ukazywały się obrzydliwe wywiady z Januszem Palikotem jak ten z 30 maja zatytułowany „
Palikot: Zachowania Kaczyńskiego były dziełem szatana. A ja jestem Chrystusem”. „Chce pan, żeby Jarosław Kaczyński przedstawił zaświadczenie o stanie zdrowia psychicznego?” – pytali autorzy wywiadu Anita Werner i Paweł Siennicki.
„Tak, tym bardziej w warunkach, w których się znaleźliśmy” – odpowiadał Palikot. Inny z wywiadów zatytułowany był zaś: „Dukaczewski: Otworzę szampana, gdy Komorowski wygra wybory prezydenckie”.
Karnowski: zespół smoleński skazany na porażkę
Na łamach „Polski The Times” nie znajdujemy nawet, jak w „Rzeczpospolitej”, śladu dziennikarskiego śledztwa dotyczącego przyczyn tragedii. W czasie, gdy „Gazeta Polska” stara się odkryć prawdę, głosy „prawicowych” publicystów pisma utrzymane są w zupełnie innym tonie.
23 maja Michał Karnowski pisze:
„Trudno się nie zgodzić z tymi, którzy apelują o niewykorzystywanie tragedii narodowej do celów politycznych. Sam się do tych apelów przyłączam. Myślę zresztą, że ktoś, kto zrobi z bólu po śmierci polityczną kulę, zostanie przez wyborców srogo ukarany”.
Nie ulegajmy łatwej pokusie chwytania za słówka i ahistorycznego patrzenia na podobne słowa – trwała wówczas kampania prezydencka, a ugodowy ton narzucany był przez sztab kandydata Jarosława Kaczyńskiego, rywalizującego z Bronisławem Komorowskim.
Najciekawsza jest dziś za to lektura publicystyki Karnowskiego i Zaremby z czasów po wygranej Bronisława Komorowskiego, do której doszło w drugiej turze wyborów 4 lipca 2010 r. Otóż opowiadają się oni za tym, by ugodowy ton PiS z czasów kampanii prezydenckiej zmienił tę partię. Problemem jest tu postawa… „Gazety Polskiej”. 18 lipca 2010 r. Michał Karnowski pisze:
„Jest i inne pytanie: czy kontynuować flirt z wyborcami lewicy, szykując grunt pod przyszłą koalicję z SLD? To może jednak wzburzyć część wyborców dotychczasowych (takich tekstów jak te w Gazecie Polskiej nie da się łatwo spacyfikować)”.
Po powstaniu zespołu smoleńskiego w Sejmie Karnowski stwierdza w tytule swojego komentarza: „Smoleński zespół jest skazany na porażkę”. I wyjaśnia:
„Największym obciążeniem pisowskiego zespołu jest jego pisowskość. Słyszymy wprawdzie zaproszenia dla wszystkich, ale składane są one ex post, po powołaniu grupy, i brzmią mało szczerze”.
Kaczyński wraca do XIX wieku
Ten ugodowy ton „prawicowych” komentatorów pisma kontrastuje agresywnymi tekstami ich kolegów. Fakt, że po wyborach Jarosław Kaczyński zaczął głośno zajmować się sprawą katastrofy, jest powodem ataków na niego.
Paweł Fąfara pisze 25 lipca 2010 r. artykuł zatytułowany „Seppuku prezesa Jarosława Kaczyńskiego zaszkodzi polskiej demokracji”. Pyta też:
„To pytanie zadają sobie dziś wszyscy, choć pewnie nikt nie zna prawdziwej odpowiedzi. Dlaczego Jarosław Kaczyński postanowił dokonać na naszych oczach politycznego samobójstwa”.
Konserwatywni publicyści nie protestują przeciwko postawie pisma. 8 sierpnia 2010 r. Michał Karnowski tak uzasadnia ukazanie się w nim dwustronicowego tekst na temat Palikota:
„Pewnie znowu usłyszymy i przeczytamy w listach od niektórych czytelników, że to my, dziennikarze, jesteśmy za to odpowiedzialni. Bo go promujemy. Ale to będzie nietrafiony zarzut. Bo promować to moglibyśmy, choć takich rzeczy nie robimy, jakiegoś trzeciorzędnego posła z górnych ław sejmowych. (…) Opis świata polityki bez opisu jego osoby byłby niepełny, a więc nieprawdziwy”.
Konserwatywnych publicystów gazety co raz bardziej niepokoją natomiast zmiany w PiS. 10 sierpnia Michał Karnowski pisze o Jarosławie Kaczyńskim:
„Widać, że troska o formę publicznych wypowiedzi, że strach przed błędnym, zbyt ostrym ich przekazem, zupełnie już go nie zajmuje. Ten zwrot najpełniej oddaje chyba stwierdzenie twórcy strategii marketingu narracyjnego Eryka Mistewicza, który już kilka dni po wyborach ocenił, że prezes największej partii opozycyjnej porzuca właśnie wiek XXI, w który znalazł się w czasie kampanii wyborczej i wraca do wieku XIX”.
Karnowski: mordobicie i nagonka
26 września Michał Karnowski pisze komentarz „PiS na zakręcie. Rozpad partii staje się realnie możliwy”. Opisuje w nim dwa możliwe modele działania PiS. O tym łagodniejszym pisze:
„zakłada kurs miękki w warstwie retorycznej i pewne przeformułowanie celów politycznych. A wiec nie tyle starcie z mediami w zdecydowanej większości PiS niechętnymi, ale ich obchodzenie, kontrolę nad komunikatem, szukanie eventów, próbę dogadywania się z częścią mediów (…) W tej perspektywie PiS mniej byłby partią wielkiej zmiany a bardziej po prostu innej oferty, konkurencyjnej wobec Platformy, ale podobnie spokojnej”. W tekście tym nie deklaruje się wprost jako zwolennik tej linii, choć stały czytelnik gazety nie ma co do tego wątpliwości.
Jasna deklaracja, że
„spokojny PiS” to jego koncepcja, pada ze strony Karnowskiego 10 października. Pisze on o
„wykańczaniu tych ludzi w partii, którzy w ostatnich wyborach doprowadzili Kaczyńskiego do najlepszego wyniku w historii”. Stwierdza:
„To nawet nie mordobicie, ale nagonka na ludzi, którzy nie mogą się bronić, bo jeśli się odezwą – zostaną zawieszeni, czy jak to się tam formalnie w PiS nazywa” – mówi o stylu kierowania PiS.
A co ze Smoleńskiem? 17 października Karnowski pisze:
„Szkoda, wielka szkoda, że już pół roku po tragedii tak wiele lekkomyślnych słów pada z obu stron”.
Natomiast Piotr Zaremba, tym razem w konkurencyjnej „Rzeczpospolitej” publikuje 10 listopada 2010 tekst „Zatrute dusze pół roku po Smoleńsku”:
„Mamy jeszcze bardziej nieodpowiedzialne władze i bardziej sekciarską opozycję. (…) Z jednej strony opowieści o brzozie, która nie powinna zgruchotać skrzydła samolotu (a w tle rozważania, czy Rosjanie dobijali rannych). Z drugiej – słodkie błazeństwo wielokrotnie powtarzanej deklaracji, że »nasze państwo się sprawdziło«”.
A wszystko było uzgadniane z Palikotem
Tymczasem prawdziwie sensacyjny wywiad ukazuje się w „Polsce The Times” z 27-28 listopada. Oto okazuje się, że politycy lansowani przez Karnowskiego, Zarembę czy Lisickiego po cichu prowadzili rozmowy z… Januszem Palikotem. O tym, jak zmienić polską scenę polityczną.
Palikot opowiada o tym Werner i Siennickiemu. Oto fragmenty rozmowy:
- Pan czuje wspólną chemię z Pawłem Poncyljuszem?
- Tak. (…)
- Moglibyście być w jednej partii?
- Nie, bo on jest człowiekiem Kościoła, to istotna różnica między nami.
- Ale trochę się z tym wzajemnym lubieniem siebie chowaliście?
- Troszkę tak. Ale proszę zwrócić uwagę, że nigdy nie atakowaliśmy się. Po prostu też nie afiszowaliśmy się z tym lubieniem.
- Spotykaliście się cyklicznie?
- Tak. (…)
- A jaki był Pana udział w powstaniu nowej inicjatywy Joanny Kluzik-Rostkowskiej?
- Moim zdaniem drugorzędny. Oni swoją decyzję podjęli, zanim spotkaliśmy się, jeszcze w lipcu. (…)
- O czym rozmawialiście?
- Wypytywali mnie bardzo szczegółowo, co mam zamiar zrobić ze swoją inicjatywą. Wtedy jeszcze nie było oczywiste, że wyjdę z PO. Więc wielokrotnie pytali mnie: „Czy ty na pewno odchodzisz?”. Odpowiadałem, że tak, to jest decyzja nieodwołalna. „Na słowo honoru?”. (…)
- Poncyljusz i Kluzik-Rostkowska wtedy chcieli przejąć władzę w PiS?
- Tak. Oni brali jeszcze pod uwagę wariant, że może uda im się obalić Jarosława.
- Zdemontować PiS?
- Tak. (…)
- Czyli trochę wtedy podzieliliście się rolami?
- Troszkę tak.
- Pan powiedział im: idę na lewo, to wy pójdźcie na prawo.
- Oni się dopytywali, czy jest na to miejsce, co wynika z moich badań, analiz.
Zaremba potępia… naiwność Poncyljusza
Należałoby się spodziewać w tym miejscu dementi. Ale dementi nie było. Odwrotnie, Kluzik-Rostkowska i Poncyljusz przyznają, że z Palikotem się spotykali. A co na wspierający ich publicyści?
28 listopada Piotr Zaremba pisze, już na portalu wPolityce.pl:
Nagonka w tej sprawie wydaje mi się przesadna. Blogerka Kataryna oskarża na przykład Poncyljusza o kłamstwo. Kiedyś opowiadał, że rozmawiał z Palikotem sam. Dziś w wywiadzie z Michałem Karnowskim mówi „my rozmawialiśmy”. O sobie i Kluzik-Rostkowskiej. Nie ma tu sprzeczności. Kluzik-Rostkowska i Poncyljusz rozmawiali podobno z Palikotem oddzielnie. Wtedy mówił więc tylko o sobie. Dziś wobec przyznania się koleżanki używa formuły "my”. (…) Decydując się na spotkania z Palikotem, poseł Poncyljusz wykazał się też karygodną naiwnością. Doświadczenia czołowych polityków PO (…) powinny mu uświadomić, że to człowiek zdolny do sprzedania każdego swojego rozmówcy. Do ujawnienia każdej rozmowy z jej równoczesnym podkolorowaniem.
Podsumujmy: w 2010 r. dzisiejsi decydenci z pism „W Sieci” i „Do Rzeczy”, w pełnej symbiozie z "Gazetą Wyborczą" i TVN działali na rzecz zniknięcia twardej opozycji ze sceny politycznej i zastąpienia jej prawicą pogodzoną z III RP. W kwietniu 2017 r. powtórzyli ten sam numer. Również do spółki z „Wyborczą” i TVN wzięli udział w nagonce na Antoniego Macierewicza. W obu przypadkach motywując to identycznie: troską o to, by prawica dobrze wypadała w sondażach.
I jeszcze jedno na koniec: w obu przypadkach konsekwencją ich zwycięstwa byłoby zaniechanie nie udawanego, „niekonfrontacyjnego”, lecz prawdziwego badania katastrofy smoleńskiej, którego gwarantem jest Antoni Macierewicz.
Źródło: Gazeta Polska
#prawica #2010 #Antoni Macierewicz
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Piotr Lisiewicz