Film, na którym Władimir Putin przedstawia inną wersję katastrofy smoleńskiej niż zamieszczona w oficjalnych raportach. 18 aktywnych telefonów na miejscu katastrofy i dwa połączenia telefoniczne, w których tle słychać huk, warkot, trzaski i krzyki ludzi. Brak gen. Andrzeja Błasika w kokpicie Tu-154M. Okrojone i zmanipulowane zapisy rejestratora parametrów lotu ATM. Części samolotu znalezione 60 m przed pancerną brzozą. Nadpalone ciała ofiar katastrofy, które zostały znalezione daleko od miejsca ognia naziemnego. To tylko niektóre ustalenia podkomisji ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej.
Piątkowe posiedzenie komisji obrony narodowej odbyło się na wniosek posłów Platformy Obywatelskiej.
– mówił uzasadniający wniosek PO Czesław Mroczek.– Cała wasza praca służy rozdrapywaniu ran i rozkopywaniu grobów
Reklama
Odpowiedział mu minister Antoni Macierewicz:
– Bardzo boicie się ujawnienia prawdy na temat tego dramatu. (…) Wali się gmach smoleńskiego kłamstwa.
Argumentów merytorycznych dostarczali eksperci działający w podkomisji KBWL LP ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, w tym m.in. przewodniczący komisji dr Wacław Berczyński i szef zespołu analiz lotniczych Marek Dąbrowski, którego wypowiedzi były szczególnie wstrząsające. Eksperci nie znaleźli potwierdzenia dla tezy o tym, że gen. Andrzej Błasik był w kokpicie Tu-154M. Nagrania z czarnych skrzynek przedstawiono osobom znającym głos generała. Dąbrowski wspomniał również o telefonach komórkowych. Jak się okazuje, 18 aparatów, w tym należący do pierwszej damy, było aktywnych.
– Zespół otrzymał od odpowiednich instytucji informacje o logowaniu się telefonów komórkowych. Jest to ponad 200 stron specjalistycznego tekstu. Obecnie trwa analiza, mająca na celu sprawdzenie, czy przyczyną aktywności dużej liczby telefonów komórkowych na pokładzie mogły być nietypowe wydarzenia na pokładzie samolotu
– mówił w piątek Marek Dąbrowski.
– Nasi poprzednicy ograniczyli się jedynie do stwierdzenia, że włączenie telefonów na pokładzie było zgodne z przepisami. Nie interesował ich powód włączenia telefonów. Wiemy, że nawiązano dwa połączenia, w których tle słychać huk, warkot i krzyki ludzi. Dwie osoby dzwoniły z tego samolotu
– ujawnia podkomisja smoleńska.
Podkomisja ds. katastrofy smoleńskiej przeprowadziła również analizę dokumentów, dotyczących sekcji zwłok oraz zrekonstruowała ich ułożenie na wrakowisku. Wbrew twierdzeniom ekspertów komisji Jerzego Millera część z nich miała ślady pożaru.
– mówił Marek Dąbrowski.– Analiza wszystkich protokołów sekcyjnych, które mieliśmy do dyspozycji, pozwoliła jednoznacznie wskazać, że dwa ciała noszące ślady wysokiej temperatury zostały znalezione daleko od źródeł ognia naziemnego. To są co najmniej dwa ciała
Zaprezentowano również fragment filmu z dnia katastrofy smoleńskiej, o którym pisała „Gazeta Polska”. Na nagraniu Władimir Putin prezentuje zupełnie inną wersję katastrofy niż ta przedstawiona w oficjalnych raportach. „Część samolotu odłączyła się i przewróciła się [...] pas startowy [...] a samolot szedł tam stamtąd, tym niemniej pomyłka była dość duża. Uważam, jeżeli on tak gwałtownie [...] wylądować i w porę zauważył, że myli się [...] wysokość trochę większa [...] odszedłby, ale [...] nie mógł zauważyć [...] nie mógł odejść [...]” – mówi Władimir Putin.
Wystąpienie Ewy Kochanowskiej na piątkowym posiedzeniu komisji obrony narodowej:
Zapowiedziane przez Prokuraturę Krajową ekshumacje szczątków ofiar tragedii 10 kwietnia 2010 r. budzą emocje wśród rodzin ofiar. Co mniej zrozumiałe, a nawet podejrzane, także u osób postronnych, więc z całą pewnością raczej powinny one milczeć. (…) Rodziny mówią, że przechodzą przez piekło. To prawda, ale bardzo łatwo z imienia i nazwiska można wskazać osoby, które nas na to piekło skazały. Są to prokuratorzy: Andrzej Seremet, Krzysztof Parulski, Ireneusz Szeląg. Z polskiego kpk jednoznacznie wynika, że kiedy istnieje podejrzenie przestępczego spowodowania śmierci, a takie podejrzenie istniało i istnieje w związku z każdą katastrofą, obowiązkiem polskich prokuratorów było dokonanie po przyjeździe tych zwłok do Polski oględzin zewnętrznych i ewentualne zarządzenie sekcji. Tego nie zrobiono. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego 11 kwietnia pojechałam na identyfikację do Moskwy. Zszokowanym rodzinom, nad ranem, minister Tomasz Arabski i była minister Ewa Kopacz powiedzieli, abyśmy ze szczególną ostrożnością dokonywali tych oględzin, ponieważ trumny zostaną zamknięte i nie będą otwierane w Polsce. Wiele osób gorąco protestowało przeciwko takim stwierdzeniom, ja nie. Ja byłam żoną byłego konsula w Londynie i wiedziałam, jak odbywa się taki transport i co dzieje się z ciałami po przylocie do kraju. W naszym przypadku, z niewiadomych powodów, tak się nie stało. I nigdy nie zyskaliśmy wiarygodnego wytłumaczenia, dlaczego?
Do Polski przylatywały zalutowane trumny, bez dokumentacji medycznej, bez zaświadczenia lekarskiego stwierdzającego zgon, co wielu rodzinom utrudniało pochówek. Już w Moskwie wiele osób zaczęło mieć wątpliwości, które z czasem tylko się pogłębiały. Trumny były za lekkie albo tak ciężkie, że kilku mężczyzn nie mogło ich podnieść. A kilka dni po oficjalnych pogrzebach zaczęły się pojawiać dalsze szczątki i rozpoczęły się tak zwane dochówki. Niektóre rodziny miały ich po kilka i trwały one jeszcze do niedawna. W maju 2010 r. 13 rodzin pochowało małe trumienki ze szczątkami swoich bliskich na Powązkach. Były tam też szczątki dwóch osób tak sprasowanych, że nie można było ich rozdzielić. W lipcu na Powązkach ofiarom postawiono pomnik, a pod tym pomnikiem urnę z prochami dwustu kilogramów niezidentyfikowanych szczątków. Decyzja została podjęta bez informowania rodzin przez ówczesnego ministra cyfryzacji Michała Boniego.
29 kwietnia 2010 r. przed Sejmem zdaje sprawozdanie ówczesna minister zdrowia. Nie od dziś wiemy, że nazwanie ją przesadną kłamczynią nie jest przesadą. (…) Pod koniec października rodziny składają pierwsze wnioski o ekshumację. Publicznie nazywa się ich „psychopatami”, „hienami cmentarnymi”, „nekrofilami”. Prokuratura wojskowa nigdy nie odpowiedziała na te wnioski. Dopiero na kilka tygodni przed likwidacją wysłała zawiadomienie o oddaleniu tych wniosków. Odbyło się 9 ekshumacji. One odbyły się z urzędu, także wbrew woli rodzin. Sześć zostało wykonanych, ponieważ wskazali je Rosjanie. To był wielki szok dla rodzin. (…) Po ekshumacjach okazało się, że ciała są zapakowane szczelnie w siedmiowarstwowe worki plastikowe, są brudne, zanieczyszczone odpadami, niedopałkami papierosów, z poszarpanymi resztkami odzieży, z przemieszczonymi organami. Byliśmy wstrząśnięci taką profanacją ciał naszych bliskich.
Kiedy w końcu uzyskaliśmy dostęp do dokumentów opisujących wrakowisko, rodziny wykonały szczegółową mapę wrakowiska. Nie komisja Millera, nie prokuratura, ale właśnie rodziny. (…) Dokumentacja genetyczna, wykonana w Polsce oraz w Rosji, wskazuje także na możliwość pochowania fragmentów ciał w niewłaściwych grobach i z tą świadomością część rodzin żyje blisko 5 lat. Możecie tutaj państwo bez końca spierać się o zasadność powołania komisji, przyśpieszenia, trajektorie, ciała naszych bliskich powiedziały już wiele i z pewnością powiedziałyby więcej w kwietniu 2010 r. I może właśnie dlatego ich nie zbadano.