Straszenie Jarosławem Kaczyńskim to zagrywka tak zgrana i nie robiąca na nikim wrażenia, że używają jej już tylko wyjątkowo mało pomysłowi przeciwnicy prezesa Prawa i Sprawiedliwości. Znalazł się jednak ktoś, kto nadała jej nową jakość. I w swoim sięgającym absurdu zacietrzewieniu przebił chyba wszystkich.
Eliza Michalik, bo o niej mowa, opublikowała na łamach „Gazety Wyborczej” tekst zatytułowany „Czarny protest. Nie jesteśmy psami, żeby nas wyprowadzać”. To, że akurat ona popełniła takie „dzieło”, niczym zaskakującym nie jest. Co innego argument, którym postanowiła zagrzać „dziewuchy” do protestowania.
– nakręcała się na początku Michalik. A później przywaliła z grubej rury.Jesteśmy – protestujące polskie kobiety – stare i młode, bogate i biedne, różne. Nie da się nas uciszyć ani wypchnąć na margines. Jesteśmy ponad połową społeczeństwa i bez nas Polska po prostu nie jest możliwa
Reklama
– postraszyła lewicowa dziennikarka. I, co najważniejsze, słowa o prezesie PiS, który będzie zabijał, napisała na poważnie…Władza ma problem z kobietami. Przez lata pogardzane i lekceważone, wreszcie podniosłyśmy głowy. I mamy szansę okazać się najtrudniejszym przeciwnikiem, z jakim Jarosław Kaczyński miał do czynienia, choć zwycięstwo, wbrew optymistycznym nastrojom, nie jest wcale przesądzone. Potrzebne są nam do niego, oprócz solidarności, mobilizacja i zwarcie. Jeśli osiądziemy na laurach, Kaczyński nas zabije. Dosłownie
Eliza Michalik znana jest z kopiowania cudzych tekstów i podpisywania ich jako swoich. W 2003 r. w tekście „Eksmisja to dobry interes”, wykorzystała obszerne fragmenty tekstów Hanny Harasimowicz-Grodeckiej. Cała sprawa zakończyła się publicznymi przeprosinami, sprostowaniem i wyrzuceniem jej z tygodnika „Gazeta Polska” gdzie pisała. Od tego czasu zmieniła front, korzystając z nowego, lewicowego i antyklerykalnego wizerunku w innych mediach.