Najwięcej czasu zajmowało mi zdobywanie informacji. W końcu sierpnia [1976 r.] opracowałem kilkustronicową relację z wydarzeń w Ursusie. […] Miała dotrzeć do prymasa [Stefana] Wyszyńskiego, z takim przekonaniem ten materiał przygotowywałem. Później szeroko go kolportowano, dotarł do Wolnej Europy, był podstawą wiedzy o represjach i prawzorem tego, co po miesiącu czy półtora stało się „Komunikatem” Komitetu Obrony Robotników.
Wiele energii pochłaniały rutynowe, codzienne działania, takie jak spotkania z adwokatami, dowiadywanie się o przebiegu procesów, zdobywanie nowych adresów represjonowanych robotników. Zakładaliśmy, że będziemy pomagać w sposób dyskretny – nie powiem tajny, bo nie w tym rzecz, ale dyskretny. Chodziło o to, by stworzyć śluzę między środowiskiem politycznym jawnie deklarującym się jako opozycja a samą akcją pomocy. […]
Mieliśmy świadomość, że wkrótce musimy powołać Komitet i już teraz powinien być przygotowywany tekst programowy. Ustalono, że ten tekst opracuję ja. Pisałem go w kuchni u Piotra Naimskiego, Piotr i Wojtek Onyszkiewicz czekali, by przeczytać pierwszą wersję, i nanieśli swoje poprawki. Następnego dnia byłem umówiony na spotkanie z Janem Józefem Lipskim i Janem Olszewskim. Napisany tekst miał być propozycją dla Olszewskiego i Lipskiego. Było jasne, że jeśli przyniesiemy nasz projekt, to będziemy mieli decydujący wpływ na kształt i program Komitetu. Rzeczywiście ta propozycja została przyjęta, Jan Józef i Jan Olszewski dokonali tylko niewielkich zmian. Wcześniej sam zmieniłem pierwotnie wymyśloną nazwę Komitet Pomocy Robotnikom na Komitet Obrony Robotników.
Obniżeniu uległ emocjonalny ton. Istotną sprawą z politycznego punktu widzenia była końcowa część dopisana przez Jana Olszewskiego, dotycząca Paktów Praw Człowieka i Obywatela i kluczowej roli Kościoła. Ostatni fragment: „Jesteśmy jak najgłębiej przekonani, iż powołując Komitet Obrony Robotników do życia oraz działania, spełniamy obowiązek ludzki i patriotyczny, służąc dobrej sprawie Ojczyzny, Narodu, Człowieka”, dołączył jeszcze później Jerzy Andrzejewski.